Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Dlatego właśnie niepokoiła mnie złowieszcza cisza zalegająca wśród gałęzi drzewa.
Zastanawiałem się, czy ptaki zachowują milczenie, bo przerażone są jakimś mordem
i czy mordu tego dokonano na małym chłopcu i psie. Cisza.
Opuściłem cień wawrzynu, by poszukać jakiegoś innego miejsca, z którego mógł-
bym zadzwonić raz jeszcze. Nadal byłem przekonany, że nikt mnie nie obserwuje, jed-
nak nagle poczułem się niepewnie na otwartej przestrzeni.
Żaden z pierzastych wartowników nie opuścił swego posterunku, by śledzić me po-
czynania. Żaden z nich nie poruszył się nawet, nie zaszeleścił listowiem.
Nie mijałem się z prawdą, mówiąc, że nie wierzę, by chciały odtworzyć film
Hitchcocka: jednak nie wykluczaÅ‚em caÅ‚kowicie takiej możliwoÅ›ci. W Wyvern — a wÅ‚a-
Å›ciwie także w samym Moonlight Bay — nawet stworzenie pozornie tak Å‚agodne jak
słowik mogło w sobie kryć jakąś nieprzewidywalną naturę, mogło być groźniejsze od
tygrysa. Koniec znanego nam świata krył się być może w piersi jerzyka lub we krwi ma-
leńkiej myszki.
Ruszyłem w dół pustej ulicy. Księżyc znów świecił całą mocą, obdarzając mnie sła-
bym cieniem, który maszerował tuż obok mnie, jakby chciał przypomnieć, że miejsce
to, zajęte zazwyczaj przez mego czworonożnego brata, jest puste.
51
6
Połowa domków w Umarłym Miasteczku ma tylko maleńkie ganki. Ten należał jed-
nak do drugiej połowy; szeroką werandę z trzech stron otaczały ceglane stopnie.
Jakiś pracowity pająk rozpiął sieć pomiędzy pilastrami wieńczącymi frontową
część schodów. Nie widziałem dobrze tej skomplikowanej konstrukcji, nie mogła jed-
nak być dziełem ogromnego, anulowanego gatunku, gdyż ustąpiła pod dłonią bez naj-
mniejszego oporu. Kilka wilgotnych nici przykleiło się do mojej twarzy, ale ściągnąłem
je dłonią, nie martwiąc się dokonanym przeze mnie dziełem zniszczenia bardziej, niż
Godzilla frasuje się wieżowcami zdruzgotanymi przez jej wielkie łapska.
Choć wydarzenia ostatnich tygodni pozwoliły mi spojrzeć pod innym kątem na
wiele stworzeń, z którymi dzielimy ten świat, nadal nie czułem się panteistą. Panteiści
traktują wszystkie formy życia, nawet pająki i muchy, z ogromną czcią, ja zaś nie potra-
fiÄ™ zignorować faktu, że pajÄ…ki i muchy ogólnie rzecz biorÄ…c, wszelkie robaki — bÄ™dÄ… ży-
wiły się moimi zwłokami. Nie czuję się w obowiązku z największą uprzejmością trakto-
wać każdego stworzenia jako równoprawnego obywatela tej planety, jeśli wiem, że wła-
śnie to stworzenie widzi we mnie jedynie potencjalną kolację. Jestem pewien, że Matka
Natura rozumie moje stanowisko i nie czuje się nim dotknięta.
Drzwi frontowe, połyskujące w blasku księżyca płatami popękanej farby, stały
otworem. Skorodowane zawiasy nie skrzypiały, lecz zgrzytnęły niczym szkielet zaciska-
jący kości dłoni w pięści.
Wsunąłem się do środka.
Ponieważ przyszedłem tutaj głównie dlatego, że czułem się bezpieczniej pod da-
chem niż na otwartej przestrzeni, pomyślałem, że powinienem zamknąć za sobą drzwi.
Być może ptaki wyrwą się w końcu z dziwnego otępienia i rzucą się za mną w pościg.
Z drugiej jednak strony otwarte drzwi umożliwiają szybką ucieczkę. Nie zamkną-
Å‚em ich.
Choć we wnętrzu budynku panowała głęboka ciemność, wiedziałem, że jestem
w salonie. Wszystkie domki z werandą miały taki sam rozkład; bez wielkiego przedpo-
koju czy hallu, jedynie salon, jadalnia, kuchnia i dwie sypialnie.
51
Mieszkania te z założenia miały zapewniać minimum komfortu. Rodziny pracow-
ników bazy przebywały tu tylko przez rok czy dwa, by potem przenieść się gdzie indziej.
Teraz, kiedy od półtora roku nikt nie zajmował się ich utrzymaniem, przesiąknęły za-
pachem kurzu, pleśni i myszy.
Prawie we wszystkich pokojach podłogi pokrywał parkiet przykryty grubą warstwą
lakieru, Jedynie w kuchni zastąpiono go linoleum, pod którym kryły się stare, skrzy-
piÄ…ce deski. Nawet osoba tak zrÄ™czna — we wÅ‚asnym mniemaniu — jak ja, nie mogÅ‚a
przejść przez kuchnię, nie czyniąc przy tym hałasu.