Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.SkoczyÅ‚em na pieÅ„ z takim rozmachem, że o maÅ‚o nie spadÅ‚em z urwiska, co byÅ‚o z pewnoÅ›ciÄ… najprostszym i najszybszym sposobem dotarcia na dno przepaÅ›ci...Pisnęła radoÅ›nie, gotowa natychmiast skoczyć do bazy Marines, ale kazaÅ‚ jej zaczekać u siebie na miejscu...SkoczyÅ‚ naprzód, zanim autarcha zdoÅ‚aÅ‚ odzyskać równowagÄ™...— PostanowiÅ‚em wreszcie dowiedzieć siÄ™ — powiedziaÅ‚ — co to sÄ… powtórne narodziny i uczestniczyć w nich...W warunkach wolnoœci ludzie uk³adaj¹ swoje stosunki tak, ¿e d¹¿¹ do kontaktowania siê z tymi, którzy s¹ dla nich sympatyczni, i unikaj¹ tych, którzy im dostarczaj¹...Sevgi Ertekin siedziaÅ‚a na jednym z nich, owiniÄ™ta luźno w kremowo-niebieskie kimono z wyszytymi arabskimi literami...- przy uzyciu go odkladaja sie logi i nie byloby to kozytne gdyby widdnialw nich nasz katalog...Gundhalinu ruszyÅ‚ od razu, patrzyÅ‚a, jak klÄ™ka kolejno przy zatrzymanych i szuka u nich broni...Mo¿na wzi¹æ te s³owa za reakcyjny fanatyzm, ale w istocie jest w nich du¿a porcja zdrowego rozs¹dku...W tej chwili drzwi ukryte w Å›cianie obitej tkaninÄ… otwarÅ‚y siÄ™ i ukazaÅ‚a siÄ™ w nich kobieta...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Wszyscy zakotłowali się na podłodze, tworząc coś na kształt Laokoona z najbliższą rodziną. Reynevan już tego nie widział. Gnał ile sił po stromych schodach wieży.
·
Napotkał ją przed niskimi drzwiami, w miejscu oświetlonym zatkniętą w żelazną obejmę pochodnią. Wcale nie wyglądała na zaskoczoną. Było zupełnie tak, jak gdyby czekała na niego.
–Nikoletto...
–Alkasynie.
–Przybywam...
Nie zdążył opowiedzieć, z czym przybywa. Silny cios cisnął nim o ziemię. Wsparł się na łokciach. Dostał raz jeszcze, upadł.
–To ja do ciebie z sercem–wysapaÅ‚, stajÄ…c nad nim w rozkroku, Paszko Rymbaba.–Ja do ciebie z sercem, a ty mnie sojÄ™ w bok? W bolÄ…cy bok? Gadzie jeden!
–Hej, ty! Duży!
Paszko obejrzał się. I uśmiechnął szeroko i radośnie, widząc Katarzynę Biberstein, pannę, która mu się udała, z którą, jak mniemał, był już po zrękowinach i z którą już widział się w marzeniach sparzonym w małżeńskiej łożnicy. Ale, jak się okazało, marzył nieco na wyrost.
Niedoszła narzeczona krótko strzeliła go nasadą pięści w oko. Paszko złapał się za twarz. Dziewczyna uniosła dla większej swobody cotehardie i potężnie kopnęła go w krocze. Niedoszły narzeczony skurczył się, ze świstem wciągnął powietrze, a potem zawył wilczo i padł na klęczki, oburącz ściskając swe męskie skarby. Nikoletta jeszcze wyżej podniosła suknię, demonstrując zgrabne uda, z podskoku kopnęła go w bok głowy, okręciła się, kopnęła w pierś. Paszko Pakosławic Rymbaba runął na kręte schody i stoczył się po nich, koziołkując.
Reynevan podniósł się na kolana. Stała nad nim, spokojna, nawet nie bardzo zdyszana, ledwo co falująca biustem, tylko oczy, płonące jak u pantery, zdradzały podniecenie. Udawała, pomyślał, tylko udawała lękliwą i zastraszoną. Omamiła wszystkich, mnie też.
–Co teraz, Alkasynie?
–Na górÄ™. PrÄ™dko, Nikoletto.
Pobiegła, skacząc po stopniach jak kozica, ledwo mógł za nią nadążyć. Trzeba będzie, pomyślał, sapiąc, poglądy odnośnie słabości płci poddać gruntownej weryfikacji.
·
Paszko Rymbaba sturlał się aż na sam dół schodów, z impetem wykocił do halli, na środek, niemal pod stół. Leżał przez chwilę, łapiąc powietrze ustami jak karp wyciągnięty niewodem, potem stęknął, jęknął, zakołysał głową, trzymając się za genitalia. Potem usiadł.
W halli nie było nikogo, nie licząc trupa Woldana z wbitą w pierś rohatyną. I skrzywionego z bólu Hubercika, tulącego do brzucha rękę, ewidentnie złamaną. Giermek napotkał wzrok Rymbaby, wskazał głową drzwi wiodące ku wyjściu na podwórzec. Zbytecznie, Paszko już wcześniej usłyszał dobiegające stamtąd hałasy, krzyki, miarowe łomotanie.
Do halli zajrzeli przerażona dziewka i pachołek, iście, jak w przyśpiewce: servus cum ancilla. Uciekli, gdy tylko na nich spojrzał. Paszko wstał, zaklął obrzydliwie, zerwał ze ściany wielki berdysz z toporzyskiem poczerniałym i usianym dziurkami po kornikach. Przez chwilę bił się z myślami. Choć aż wrzał ze złej ochoty, by zemstę wywrzeć na wrednej Bibersteinównie, rozsądek podpowiadał, że należy pomóc comitivie.
Bibersteinówna, pomyślał, przed zemstą nie ucieknie, z wieży wyjścia nie ma. Na razie, pomyślał, czując, jak puchną mu jaja, ukarzę ją więc tylko wyniosłą wzgardą. Najpierw zapłacą mu tamci.
–Czekajcie, mać waszÄ…!–wrzasnÄ…Å‚, kusztykajÄ…c w stronÄ™ wyjÅ›cia na podwórzec i odgÅ‚osów walki.–Już ja was!
*
Drzwi wieży dygotały od wstrząsających nimi uderzeń. Szarlej zaklął.
–Pospiesz siÄ™!–krzyknÄ…Å‚.–Samsonie!
Samson Miodek wywlókł ze stajni dwa osiodłane wierzchowce. Na pachołka, który zeskoczył ze stropu, ryknął groźnie. Pachołek pierzchnął, migając piętami.
–Te drzwi dÅ‚ugo nie wytrzymajÄ…–Szarlej zbiegÅ‚ po kamiennych schodach, przejÄ…Å‚ od niego wodze.–Brama, prÄ™dko!
Samson też widział, jak w drzwiach, którymi udało im się odgrodzić od Buka i jego kamratów, pękła i najeżyła się drzazgami kolejna deska. Dźwięczało żelazo o mur i metal, było jasne, że rozwścieczeni raubritterzy usiłowali wyrąbać zawiasy. Faktycznie, nie było czasu do stracenia. Samson rozejrzał się. Bramę zamykała belka, zabezpieczona dodatkowo masywną kłódką. Olbrzym w trzech skokach znalazł się przy stosie opału, wyrwał z pniaka wielki topór ciesielski, w następnych trzech susach był przy bramie. Stęknął, wzniósł siekierę i z potężną siłą spuścił obuch na kłódkę.
–Mocniej!–wrzasnÄ…Å‚ Szarlej, zerkajÄ…c na rozlatujÄ…ce siÄ™ już drzwi.–Wal mocniej!
Samson walnął mocniej. Tak, że aż zadrżała cała brama i czatownia nad nią. Kłódka, produkt chyba norymberski, nie puściła, ale podtrzymujące belkę haki do połowy wylazły z muru.
–Jeszcze raz! Wal!
*
Pod następnym uderzeniem norymberska kłódka pękła, haki wysunęły się, belka spadła z łoskotem. ·
–Pod pachami–nabrawszy na palce maÅ›ci z glinianego garnuszka, Reynevan Å›ciÄ…gnÄ…Å‚ koszulÄ™ z ramion, zademonstrowaÅ‚, jak aplikować.–Nasmaruj siÄ™ pod pachami. I na karku, o, tak. WiÄ™cej, wiÄ™cej... Wetrzyj mocno... PrÄ™dko, Nikoletto. Nie mamy dużo czasu.
Dziewczyna przez chwilę patrzyła na niego, w jej wzroku niedowierzanie walczyło z podziwem. Nie rzekła jednak ani słowa, sięgnęła po maść. Reynevan wyciągnął na środek izby dębową ławkę. Na oścież otworzył okno, do czarnoksięskiej pracowni wdarł się zimny wiatr. Nikoletta wzdrygnęła się.