Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Zawarcia wzorcowej umowy zrzeszania zatwierdzonej przez KNF oraz posiadania w dniu zawarcia umowy co najmniej jednej akcji banku zrzeszającego lub jej...opiekuna, w głębi duszy była jednak rada, że może ofiarować człowiekowi, który tak wysoko ją ocenił, fortunę co najmniej równą majątkowi, jaki...30 Zagadnienie, dlaczego Platon wybrał trójkąty o takich kształtach, doczekało się wielu interpretacji, lecz omówienie tej kwestii wykracza poza ramy tego...co najmniej trzech mężczyzn? Copyright c ⃝ Stanisław Jaworski & Wojciech Zieliński 78 Twierdzenia graniczne Wersja...najmniejszy procent wskazywania przez respondentów występowaniazjawiska bania pod uwagę sytuacji rodzinnej...Nagle u nasady jednego z takich skręcających się lejów pociemniało coś, jakby gigantyczny łeb potwora plującego piaskową fontanną...humoru i zgodno w rnych sprawach takich, jak cele i denia w yciu, dobr przyjaci ipodejmowanie decyzji...i oczy zajęte przez co najmniej kilka sekund...Mimo takich przeszkód przypadki podszywania się pod szlachectwo zdarzały się bardzo często...Tymczasem spisek oligarchiczny, zmierzajcy do wprowadzenia takicherzdw na Samos, zakoczy si niepowodzeniem...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Rzadko uciekamy się
do nielegalnych działań, ponieważ w założeniu cały system opiera
się na podstępie, będąc jednocześnie w pełni legalnym.
A jednak - i jest to ważna przestroga - jeśli nasze działania za-
wodzą, do akcji wkracza bardziej wredny gatunek, który EBR-owcy
określają mianem szakali, sięgający po metody wypróbowane przez
dawne imperia. Szakale stale nam towarzyszą, czają się w cieniu
czekając na wezwanie. Kiedy to następuje, rządy zostają obalone,
a prezydenci giną w „wypadkach"10. A jeżeli również szakale pono-
szą klęskę, jak to miało miejsce w Afganistanie i w Iraku, urucha-
mia się stare metody: młodzi Amerykanie zostają wysyłani do bi-
twy, by zabijać i być zabijanymi.
Jadąc wzdłuż monstrualnej zapory, spociłem się cały. Zmierza-
łem na spotkanie z biednymi ludźmi, którzy podjęli desperacką wal-
kę o powstrzymanie imperium, które pomagałem budować. Prze-
pełniało mnie poczucie winy.
Pytałem sam siebie: jak to się stało, że taki miły dzieciak z wiej-
skiego New Hampshire wplątał się w taki brudny biznes?
Część I
LATA 1 9 6 3 - 1 9 7 1
Rozdział 1
Narodziny Ekonomisty od Brudnej Roboty
szystko zaczęło się dość niewinnie.
Byłem jedynakiem, przyszedłem na świat w średniozamoż-
nej rodzinie w roku 1945. Moi rodzice pochodzili z rodzin janke-
skich od trzech stuleci osiadłych w Nowej Anglii, które od pokoleń
dochowywały wierności purytańskim zasadom moralnym i republi-
kańskiej tradycji politycznej. Oboje należeli do pierwszego pokole-
nia inteligenckiego. Matka uczyła łaciny w szkole średniej, a ojciec
walczył w II Wojnie Światowej w randze porucznika marynarki wo-
jennej dowodząc obsługą działa na tankowcu pływającym po Atlan-
tyku. Kiedy się urodziłem w Hanoverze, w stanie New Hampshire,
leżał w teksańskim szpitalu kurując uraz stawu biodrowego. Zoba-
czyłem go po raz pierwszy, kiedy miałem rok.
Po wyleczeniu objął posadę nauczyciela języków obcych w Til-
ton School. Było to elitarne męskie gimnazjum z internatem, po-
łożone na wzgórzu nad miasteczkiem o tej samej nazwie, w rolni-
czej części New Hempshire. Na każdym poziomie wiekowym
pobierało nauki około pięćdziesięciu uczniów, w większości sy-
nów z bogatych rodzin z Buenos Aires, Caracas, Bostonu i Nowe-
go Jorku.
W naszym domu nie przelewało się, aczkolwiek nie uznawaliśmy
się za biednych. Chociaż płace nauczycieli były bardzo niskie, to
jednak w ramach świadczeń dodatkowych zaspokajano wszystkie
nasze podstawowe potrzeby: wyżywienie, mieszkanie, ogrzewanie,
29
Lata 1963-1971
wodę, a pracownicy szkoły zimą odgarniali śnieg, zaś latem strzygli
trawniki. Od ukończenia czwartego roku życia jadałem obiady
w szkolnej stołówce, w piłkę grałem w drużynie, którą trenował mój
ojciec, a ręcznik trzymałem w szafce przy hali sportowej.
Łatwo zrozumieć, że nauczyciele wraz z żonami stanowili miej-
scową elitę. Zdarzało mi się słyszeć żartobliwe uwagi rodziców, że
czują się jak posiadacze ziemscy rezydujący w dworze i górujący
pod każdym względem nad wieśniakami oraz mieszkańcami mia-
steczka. Wiedziałem, że nie jest to tylko żart.
Moi koledzy w podstawówce należeli do tej niższej kasty: byli
dziećmi ubogich farmerów, drwali, robotników zatrudnionych
w różnych drobnych przedsiębiorstwach. Nie lubili „paniczyków"
ze szkolnego wzgórza - a moi rodzice przestrzegali mnie przed bra-
taniem się z dziewczętami z miasteczka, które nazywali „puszczal-
skimi" lub „dziwkami". Jednak już od pierwszej klasy wymienia-
łem się z nimi zeszytami i kredkami, a w trzech koleżankach - Ann,
Priscilli i Judy - kolejno się podkochiwałem. Nie podzielałem
uprzedzeń moich rodziców, ale podporządkowałem się ich woli.
Co roku wyjeżdżaliśmy, na trzy wakacyjne miesiące, nad jezioro
do letniego domku zbudowanego przez mojego dziadka w roku
1921. Otaczały go lasy, a nocą słyszeliśmy sowy i kuguary. Nie
mieliśmy sąsiadów - byłem jedynym dzieckiem w promieniu wielu
kilometrów. Spędzałem dni wyobrażając sobie, że drzewa są ryce-
rzami Okrągłego Stołu, a Ann, Priscilla lub Judy (w zależności od
roku) damami, którym grozi niebezpieczeństwo. Uczucia moje -
nie miałem żadnych wątpliwości - były równie gorące jak miłość
Lancelota do Guinewry, ale może jeszcze bardziej skrywane.
Gdy miałem czternaście lat, przyjęto mnie bez czesnego do Til-
ton School. Zgodnie z życzeniem rodziców, zerwałem wszelkie
kontakty z kolegami i koleżankami ze szkoły podstawowej. Kiedy
zaś moi nowi koledzy szkolni rozjeżdżali się na wakacje do swych
posiadłości, pozostawałem na szkolnym wzgórzu sam jak palec. Ich
dziewczynami zostawały panienki z dobrych domów, a ja nie mia-
łem w ogóle dziewczyny. Wszystkie dziewczęta, które znałem, były
„puszczalskimi". Zerwałem z nimi kontakty, a one o mnie zapo-
mniały.
30
Narodziny Ekonomisty od Brudnej Roboty
Rodzice manipulowali mną po mistrzowsku - zapewniali, że
osamotnienie powinienem uznać za wyróżnienie, i że pewnego dnia
będę za to wdzięczny, gdy znajdę sobie wspaniałą żonę odpowiada-
jącą wysokim standardom moralnym stawianym przez rodzinę.
W skrytości ducha tęskniłem do towarzystwa kobiet - marzyłem
o seksie, a dziwki z natury rzeczy wydawały mi się niezwykle po-
ciągające.
Zamiast się jednak zbuntować, zagłuszałem mą frustrację dąże-
niem do osiągania perfekcji we wszystkich możliwych dziedzinach.
Byłem prymusem, kapitanem dwóch drużyn reprezentacyjnych, re-
daktorem szkolnej gazetki. Chciałem wyróżnić się wśród bogatych
kolegów i jak najszybciej pozostawić za sobą Tilton School.
W ostatniej klasie zdobyłem stypendium sportowe z Brown i akade-
mickie z Middlebury. Wybrałem Brown, ponieważ chciałem zostać
sportowcem, a także dlatego, że uczelnia ta znajdowała się w mie-
ście. Moja matka studiowała w Middlebury, a ojciec zdobył tam dy-
plom magisterski, toteż oboje namawiali mnie na studia na tej
uczelni, mimo iż to Brown należała do Ivy League*.
- A co będzie, jak złamiesz nogę? - przestrzegał ojciec. - Za-
wsze lepiej mieć stypendium akademickie. Uległem.
Middlebury wydawało mi się po prostu większą wersją Tilton,
wiejską dziurą w stanie Vermont. Uczelnia była co prawda koe-
dukacyjna, ale będąc ubogim znalazłbym się tam wśród bogatych
studentów. Poza tym od czterech lat nie miałem już szkolnych ko-
leżanek. Brakowało mi pewności siebie, czułem się gorszy i nie-
szczęśliwy. Błagałem ojca, żeby mnie z tej uczelni wypisał, albo
pozwolił na roczny urlop od nauki. Chciałem przenieść się do