Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Abowiem ktoby chciał tak contrefetować ludzie, jako Guzmann z rozdzieraniem gęby, z
wyszczynianiem języka, nie uszedłby też za inego, jedno za Guzmana, a bodaj nie gorzej, bo
wdy Guzmanowi iż to jest jego rzemięsło, takowy sposób trefnowania przystoi, ale dworzanin
barzoby sie tym oszpecił, bo jemu te rzeczy od Guzmanow foremnie kraść przydzie, a lu-
dziom je tak podawać, iżby ten, kto sie onemu przypatruje, jeszcze więcej rozumiał, niż sły-
szy abo widzi, a we wszytkim aby zachowan był wstyd i ślacheckie przystojeństwo. Tego też
dołożę, iż w tym przydrzeźnianiu abo pokazowaniu czyjej postawy, mądrze sie sprawować
trzeba, aby z żartu nic wyszło, a w nieprzyjaźń sie nie obróciło; ktemu ma to obaczyć dwo-
rzanin, którego czasu, na którym miejscu i przed kim kogo s czego sztrofuje, by zasię tego nie
kontrefetował w towarzyszu, co w panie jest, dobrze lepiej godniejsze śmiechu.
Jeszcze i to niepomału śmiech w nas pobudza (a wszytko to przedsię ku pirwszemu spo-
sobu trefnowania należy), kiedy kto foremnie powieda czyj prawie głupi postępek abo rze-
czenie; takież też czyje nad miarę wydwarzanie, co białogłowy zową przequinty, abo więc
gruby kłam, ale rymownie złożony. Jako mnie niedawno powiedał potworne głupstwo tatar-
skie Kmita Marszałek w Księstwie Litewskim. Przyjechał - prawi - tatarski poseł na Wołyń,
do Janusza Biskupa na on czas Wilnieńskiego, onego prawego Pana, gdzie Biskup nie mając
na ten czas przy sobie dworu swego, s którym świetnie okazać by sie był mógł, uczynił tak:
izbę, w której go przyjmować miał, kazał obwieszać sieciami, wrzeczy to nie w domu Biskup,
ale w łowiech. I tam kazał posła przyprowadzić, który oddawszy dary, dwie strzałce od Cara,
a chustkę modrą od Carowej niemiał nic inego w swej legacyej, jedno zalecanki. Janusz wy-
słuchawszy poselstwa, kazał wielki kousz starego miodu przynieść, który posłowi za zdrowie
jego pana wypić roskazał, a ten, kiedy kilka sporych trunkow uczynił, począł sie pilnie przy-
patrować twarzy i ubiorowi biskupiemu, jako na ten czas Biskup ubrał sie był ohromnie w
szatę szeroką a bohatą, bieret wielki rogaty, staroświecki, sam też obwysz jakoby na majesta-
cie siedział. Nakoniec, gdy Tatarzyna on miód rozszedł, a bez przestanku oczy wytrzeszczyw-
szy na Biskupa patrzał, spytał go łagodnemi słowy Biskup, dla czegoby mu sie tak pilno
przypatrował. Tatarzyn upity odpowiedział: Ten słuch - prawi - u nas jest w hordzie o tobie,
jakobyś dwie głowie nosił na swych ramionach, a dla tego mój pan s tym leda jakim posel-
60
stwem mnie tu posłał, abym sie przypatrzył temu: Ja pak wiżu u ciebie nie dzwie hołowie, ale
odnu da dobru.
Trzeciego dnia Biskup posła odprawił, a za strzałki carowi kulę żelazna od piszczka, a
carowej łokieć koleńskiego płótna na chustki posłał. Nie uszło tego i oto to drugie. Doktor
Patricius, którego wszyscy w. m. z uczonego pisania znacie, posłał Zabrzeskiego sługę swego
do pewnej osoby w niektórej potrzebie pilnej; sługa wróciwszy sie, iż pan w komorze był na
tajemnej z gościem rozmowie, nie wszedł tam, ale czekając u drzwi, na ławie zasnął. Potym
gdy sie on gość s powieścią odprawił, Patricius wyprowadziwszy go, spytał Zabrzeskiego,
coby sprawił. A on ze snu, panie - prawi - kazał w. m. na obiad prosić. A Doktor zasię: Ale
powiedz mi, co mi wskazał na moje pytanie, pocom ja ciebie słał. Odpowiedział Zabrzeski:
Hę panie. Ma sie z w. m. sam uźrzeć. Zatym Doktor frasując sie na takowe głupstwo, że mu
tego zarazem nie powiedział, takież i o obiad, żeby sie był w czas wymówić mógł, iżby go za
hardego nie rozumiano, wszedł do komory i począł pisać. Zabrzeski po małej chwili jął koła-
tać, pan spyta, kto jest. A on; Ja, panie, Zabrzeski. Nie racz sie w. m. frasować, śniłoć mi sie
owo wszytko, com w. m. powiedał. A Patricius co sie miał gniewać, to sie musiał okrutnie
śmiać.
61
KSIĘGA WTORA [2]
Snadź jakiś ksiądz we Włoszech widząc kiedy zbrodnia kat wyświecając z miasta, okrut-
nie siekł miotłami, użalił sie go, bo ten zbrodzień nieborak, chocia miał grzbiet barzo zranio-
ny, wszakoż przedsię pomaluczku szedł, nie inaczej, jedno jako kiedy owo kto przechadza sie
z roskoszy, i rzekł k niemu: Niebożę stradny, dźwigaj spieszno te nogi, a co naprędzej zbądź
tej boleści i sromoty. Obróciwszy sie on zbrodzień patrzał pirwej chwilę jakoby s podziwie-
niem na księdza, nic nie mówiąc, a potym tak rzekł: kiedy ciebie księże będą chwostać, pój-
dziesz ty, jako będziesz chciał, a teraz daj mnie pokój, iż ja idę, jako mi sie podoba.