Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– Usunąć cały schemat tłumaczenia i zacząć od nowa.
– Na to potrzeba czasu – sprzeciwiła się O’Casey.
– Zgadza się – odparł książę i odwrócił się do miejscowych przywódców. Zaczynali się niecierpliwić; Roger uśmiechnął się, aby ich uspokoić, chociaż sam wcale nie był spokojny.
– Musimy przedyskutować to z innymi członkami naszej wyprawy, poza tym mamy problem z układem tłumaczącym. Czy moglibyśmy zarządzić przerwę i wrócić do dyskusji jutro?
– Z żalem muszę odrzucić tę propozycję – powiedział Sor Teb. – Bóg przemawia do nas w tej chwili. Zsyła swoją Ciemność właśnie teraz. Musimy dostać Sługę teraz, a ty jesteś wodzem, który podejmuje decyzje za swoich poddanych. Jeśli wolisz, by Sługą był któryś z twoich pomniejszych podwładnych, możemy wysłać gońca do waszych kwater. Ale decyzję musicie podjąć teraz.
– W takim razie wybaczcie mi jeszcze na chwilę. – Roger odwrócił się do pozostałych.
– O, cholera – zaklęła cicho Despreaux.
– Czy on właśnie powiedział to, co mi się wydaje? – spytał Cord.
– To tyle w temacie „urzędników niższego stopnia” – prychnęła Kosutic. – Czas na powtórkę
z Marshadu.
– Przestańcie przez chwilę mówić. – Roger wycelował palcem w Pedi. Kiedy tylko znieruchomiała, wysłał do swojego tootsa polecenie „usunięcia” całego języka Krathian i tego, czego nauczył się z shińskiego. Potem wyłączył pigułkę językową oraz współgranie niskiego stopnia systemów, żeby jego własna baza językowa nie czerpała zanieczyszczeń z tootsów marines O’Casey. Opierając się na twierdzeniu naczelniczki świty, że Shinowie i lud Corda mają wspólne korzenie, załadował jako potencjalną pigułkę język „ludu”.
– Dobrze – powiedział, zginając sztywniejący palec. – Teraz mów.
Słowa benan z początku zlewały się w niezrozumiały bełkot. Po chwili jednak zaczęły nabierać sensu.
– Świątynia... kapłani... śmierć... służyć... ofiara... służyć wiernym... uczta...
– O, cholera.
Roger wywołał oba tłumaczenia i natychmiast dostrzegł różnicę. W pigułce słowo „ jadak”
było przetłumaczone jako „Sługa”. Po „usunięciu” pigułki tłumaczyło się jednak jako „ofiara”.
System był pełen wbudowanych synonimów i interpretacji tematycznych; zmiana kilku słów i usunięcie interpretacji składniowej wszystko wyjaśniało.
Także to, dlaczego Lemmarzy nie dawali się wziąć żywcem.
Dzięki bezpośredniemu interfejsowi nerwowemu Roger błyskawicznie zapisał zmiany w swoim tootsie, a potem załadował poprawioną pigułkę i powoli odwrócił się do Krathian.
– Ustaliliśmy, na czym polega problem z naszym tłumaczeniem. Chodzi wam o ofiarę z człowieka, którą później zjedzą wasi wierni. Ciało i krew, że tak powiem.
– O, cholera – szepnęła Kosutic i skrzywiła się. – Czułam, że nie lubię tych facetów. To papiści! Jak ja nienawidzę fanatyków!
– Zdajemy sobie sprawę, że niektóre niższe ludy nie chcą zaakceptować tego rytuału – odparł
Sor Teb z gestem pogardy wymierzonym w Corda i Pedi. – Ale ludzie są w końcu cywilizowani.
– Cywilizowani – szepnęła Despreaux. Była zbyt dobrze wyszkolona, by zarepetować broń, ale poczuła, że żołnierze za jej plecami zesztywnieli, chociaż żaden z nich nie sięgnął po broń, nie policzył pocisków ani nie sprawdził, czy bagnet wychodzi luźno z pochwy.
Roger sięgnął powoli do sakiewki i wyjął z niej cienką skórzaną opaskę. Potem potrząsnął
głową i związał włosy w kucyk.
– A jeśli uprzejmie odrzucimy wasze zaproszenie? – spytał, wygładzając swoje loki.
O’Casey ukradkiem wzięła głęboki oddech i upewniła się, że całym ciężarem ciała opiera się na palcach stóp.
Sor Teb zerknął na Najwyższego Kapłana, który najwyraźniej zasnął na swoim stołku, a potem znów na ludzi.
– Moi żołnierze w tej sali mają nad wami przewagę liczebną, w korytarzach mam ich ponad
setkę. Na jedno moje słowo wszyscy staniecie się Sługami. A potem zgarnę resztę w dokach i wszyscy dowiedzą się, że to Plaga złożyła ludzi w ofierze Bogu. Jego dolne ręce poruszyły się w skomplikowanym geście całkowitej pewności siebie.
– Możecie też – ciągnął – wybrać jedno z was na ofiarę. To wystarczy do moich celów...
i boskich, oczywiście. Tak czy inaczej jednak będę miał Sługę, którego potrzebuję. Nie macie innego wyboru.
– Czyżby? – spytał Roger cicho i spokojnie, po raz ostatni szarpiąc za kucyk, żeby go dobrze związać. – Hmmm. Binarny zestaw rozwiązań. Jest tylko jeden problem.
– Jaki? – Oczy Teba zwęziły się, a książę się uśmiechnął.
– Nigdy nie widziałeś, jak się poruszam.
Podczas krwawej podróży przez Marduka książę i jego żołnierze przebili się przez pół tuzina miast – państw. Roger wiedział, że może na nich liczyć, że zawsze zrobią swoje i go osłonią.