Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Ale on wie.
- Wie? A może to tylko jakaś diabelska, pizarrowska gra, w którą zagrał by nas zaniepokoić, ponieważ taki jest jego charakter, który zaprojektowaliście?
- Sądzę, że wie - powiedział Richardson.
- Więc jak się o tym dowiedział?
- Jakoś. Nie wiemy jak, ale wie. Jest to gdzieś w danych, które wprowadziliśmy do sieci permutacyjnej, chociaż o tym nie wiemy i nie potrafilibyśmy znaleźć ich nawet, gdybyśmy rozpoczęli poszukiwania. On potrafi je znaleźć. Nie potrafi wytworzyć tej wiedzy magią, lecz potrafi złożyć to, co jest dla nas najwyraźniej nic nie znaczącymi okruchami informacji i otrzymać z tego nową informację, która ma dla niego ogromną wartość. To właśnie nazywamy sztuczną inteligencją, Harry. Mamy w końcu program, który pracuje podobnie jak ludzki mózg: dzięki skokom intuicji tak nagłym i szerokim, że wydają się; niewytłumaczalne i niekwantyfikowalne, nawet jeśli w rzeczywistości można je tłumaczyć i kwantyfikować. Daliśmy mu wystarczającą ilość danych, by mógł przyswoić sobie mnóstwo pozornie niezwiązanych ze sobą informacji i otrzymać z tego nową informację. W tym zbiorniku nie siedzi lalka brzuchomówcy. Mamy coś, co myśli, że jest Pizarrem i myśli jak Pizarro i wie o tym, o czym wiedział Pizarro a my nie wiedzieliśmy. Co oznacza, że osiągnęliśmy jakościowy skok w zdolnościach sztucznej inteligencji, który założyliśmy sobie w tym projekcie. To zdumiewające. Kiedy o tym myślę mrówki chodzą mi po plecach.
- Mnie też - powiedział Tanner. - Ale nie ze zdumienia. Raczej ze strachu. .-Strachu?
- Jak możesz być tak absolutnie pewny, że nie zdobędzie jakoś władzy na twą siecią i nie uwolni się; przecież wie, że posiada zdolności przekraczające te, które w niego zaprogramowano?
- To technicznie niemożliwe. On składa się tylko z impulsów elektromagnetycznych. Mogę mu wyciągnąć wtyczkę, kiedy tylko zechcę. Nie ma powodów do paniki. Uwierz mi, Harry.
- Właśnie próbuję.
- Mogę ci pokazać schematy. Mamy w tym komputerze fenomenalną symulację, to prawda. Ale to tylko symulacja. Nie wampir ani wilkołak, to nic nadnaturalnego. To po prostu najlepsza cholerna symulacja, jaką kiedykolwiek stworzono.
- To mnie niepokoi. On mnie niepokoi.
- A powinien. Ta jego potęga, ta jego nieposkromiona natura... a dlaczego przywołałem właśnie jego, jak myślisz, Harry? Ma coś, czego my, w tym kraju, już nie rozumiemy. Chcę, żebyśmy go studiowali. Chcę, żebyśmy spróbowali nauczyć się, jak naprawdę wygląda taki zapał, taka determinacja. Teraz, kiedy z nim rozmawiałeś, kiedy dotknąłeś jego duszy, to cię - oczywiście - wstrząsnęło. Bije z niego niesamowita pewność. Bije z niego niesamowita wiara w siebie. Człowiek taki jak on może osiągnąć wszystko - nawet podbić całe imperium Inków ze stu pięćdziesięcioma żołnierzami, czy ilu ich tam miał. Lecz ja nie boję się tego, co tu stworzyliśmy. I ty też nie powinieneś się tego bać. Powinniśmy być z tego cholernie dumni. I ludzie, którzy zajmowali się sprawami technicznymi, i ty. Jeszcze poczujesz dumę.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz.
- Zobaczysz.
- Czy ta twoja nowa zabawka z paralaksą jest gotowa do prób? Ta, która ma kompensować zakłócenia czasowe i zanieczyszczenie mitem? r Prawie. Ale nie testowaliśmy...
- Dobrze - powiedział Tanner. - To masz szansę. A gdybyśmy tak spróbowali Sokratesa?
Poniżej i wokół kłębiła się biel, jakby cały świat zrobiony był z owczego runa. Zastanawiał się, czy to może śnieg. Śnieg był czymś, czego tak naprawdę nie znał. Od czasu do czasu, z rzadka, padał w Atenach, tak, lecz zazwyczaj był tylko lekkim pyłem, który topił się w porannym słońcu. Oczywiście, widział mnóstwo śniegu kiedy był na wojnie na północy, w Potydei, w czasach Peryklesa. Ale to było dawno i śnieg, o ile dobrze pamiętał, niezbyt przypominał to, co widział tutaj. W bieli, która go teraz otaczała, nie było chłodu. Równie dobrze mogły to być wielkie ławice chmur.
Lecz co chmury miały do roboty pod nim? Chmury, myślał, to tylko para, powietrze i woda, nie ma w nich żadnej substancji. Ich naturalne miejsce jest w górze. Chmury zbierające się u stóp nie mają w sobie prawdziwej jakości.