Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.MinÄ™li kilka dość dużych zajazdów i innych budynków, które mogÅ‚yby posÅ‚użyć im za kwatery, po czym dojechali do przeciw­legÅ‚ego kraÅ„ca miasta...biÅ‚o ciÄ™ Bogiem; narzÄ™dzie mÄ™ki posÅ‚użyÅ‚o ci, byÅ› wstÄ…piÅ‚ do nieba i zaniosÅ‚o ciÄ™ z otwartymi ramionami na Å‚ono wspaniaÅ‚ego ojca...W zwi¹zku z tym nie traci na aktualnoœci sugestia skierowana do wyk³adowców etyki, którzy chcieliby siê pos³u¿yæ tym podrêcznikiem w pracy dydaktycznej...Gdy ch³opak z dredami mocniej œcisn¹³ Simona, ten zatopi³ zêby w jego rêce...UpoiÅ‚ go jej zapach - mieszanka wody różanej, farb olejnych i kobiety, zapach tak niezwykÅ‚y, jak ona sama...Publiczne instytucje finansowe odgrywaÅ‚y ważnÄ… rolÄ™ w pobudzaniu aktywnoÅ›ci gospodarczej także w innych krajach Europy, w których sÅ‚abość systemu finansowego zmuszaÅ‚a...— To miasto jest stracone dla ÅšwiatÅ‚oÅ›ci — warknÄ…Å‚ ten, który wyciÄ…gnÄ…Å‚ miecz, po czym podniósÅ‚ gÅ‚os, aby krzyknąć w stronÄ™...Renville potrzÄ…snÄ…Å‚ przeczÄ…co gÅ‚owÄ…...1140 2 17 11 -2...Obrazy z jasnej części półkuli potwierdzaÅ‚y te wnioski...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Tak ostrzegłam go zagadką.
Odgadnie ją potem, jak już minie przejście.
547
Patykowate palce starca pochwyciły jabłko.
— Nic nie rozumiesz, Adie. Richard nie cierpi zagadek, nigdy ich nie lubiÅ‚. Uważa,
że uchybiajÄ… szczeroÅ›ci. Nie cierpi ich. Ignoruje je dla zasady. — OdgryzÅ‚ kÄ™s jabÅ‚ka.
— Jest Poszukiwaczem. A Poszukiwacz rozwiÄ…zuje zagadki.
— Zagadki życia, a nie sÅ‚owne. W tym caÅ‚a różnica. — Zedd uniósÅ‚ znaczÄ…co ko-
ścisty palec.
Adie odłożyła jabłko, wsparła ręce o stół i pochyliła się. Troska złagodziła jej rysy.
— PróbowaÅ‚am pomóc chÅ‚opcu, Zeddzie. ChcÄ™, żeby mu siÄ™ powiodÅ‚o. W przejÅ›ciu
straciłam stopę, a on mógł stracić życie. Jeżeli zginie Poszukiwacz, to i my wszyscy
zginiemy. Nie chciałam mu zaszkodzić.
Zedd też odłożył jabłko, machnięciem dłoni odpędził gniew.
— Wiem, Adie, wiem, że nie chciaÅ‚aÅ› go skrzywdzić. Wcale nie sugerujÄ™, że chcia-
Å‚aÅ›. — UjÄ…Å‚ dÅ‚oÅ„ kobiety. — Wszystko bÄ™dzie dobrze.
— Ależ byÅ‚am gÅ‚upia — powiedziaÅ‚a gorzko. — MówiÅ‚ mi, że nie lubi zagadek,
ale lekko to potraktowałam. Poszukaj go poprzez nocny kamień, Zeddzie. Sprawdź, czy
przeszedł.
548
Starzec skinął głową. Zamknął oczy, oparł podbródek o pierś i wziął trzy głębokie oddechy. Potem długo nie oddychał. Dał się słyszeć niski, łagodny szum odległego wiatru, wiatru wiejącego nad rozległą, otwartą przestrzenią, samotny, przejmujący dźwięk.
Po jakimś czasie wiatr ucichł i czarodziej znów zaczął oddychać. Podniósł głowę i otwo-
rzył oczy.
— Jest w Midlandach. PrzebyÅ‚ przejÅ›cie.
Adie odetchnęła z ulgą.
— Dam ci kość, żebyÅ› i ty bezpiecznie przebyÅ‚ przejÅ›cie. Ruszysz teraz za nimi?
Zedd odwrócił wzrok od jej białych oczu.
— Nie — rzekÅ‚ spokojnie. — Sam sobie musi poradzić i z tym, i z innymi sprawami.
Jest, tak jak powiedziałaś, Poszukiwaczem. Skoro mamy powstrzymać Rahla Posępne-
go, to muszę się zająć pewną ważną kwestią. Mam nadzieję, że w tym czasie Richard
nie wpadnie w tarapaty.
— Tajemnice? — Czarodziejka uÅ›miechnęła siÄ™ lekko.
— Tajemnice — przytaknÄ…Å‚ czarodziej. — MuszÄ™ natychmiast wyruszyć.
Wyjęła dłoń spod jego rąk i pogładziła je.
549
— Na zewnÄ…trz jest ciemno.
— Ciemno — przyznaÅ‚.
— Może byÅ› zostaÅ‚ na noc? WyruszyÅ‚ o Å›wicie?
— Zostać na noc? — Zedd spojrzaÅ‚ na niÄ… spod oka.
— Czasem bardzo tu samotnie. — Adie wzruszyÅ‚a ramionami, gÅ‚adzÄ…c jego dÅ‚onie.
— Cóż — uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szelmowsko Zedd — sama powiedziaÅ‚aÅ›, że na zewnÄ…trz
jest ciemno. Też uważam, że lepiej bÄ™dzie wyruszyć rankiem. — Nagle zmarszczyÅ‚
brwi: — To jedna z twoich zagadek, prawda?
Potrząsnęła przecząco głową, a on znów się uśmiechnął.
— Mam ze sobÄ… czarodziejskÄ… skaÅ‚kÄ™. Co ty na to?
— Bardzo by mi siÄ™ to spodobaÅ‚o. — Adie uÅ›miechnęła siÄ™ nieÅ›miaÅ‚o. OdgryzÅ‚a kÄ™s
jabłka i obserwowała Zedda.
— Nago? — spytaÅ‚, unoszÄ…c brew.
550
*
*
*
Szli przez otwartą, płaską równinę; padało, a wiatr kłonił długą trawę powolnymi
falami. Nieliczne drzewa rosły w odległych od siebie grupkach. Były to przeważnie
brzozy i olchy, tworzące kępy w pobliżu strumieni. Kahlan uważnie obserwowała tra-
wy — zbliżali siÄ™ do terytorium BÅ‚otnych Ludzi. Richard szedÅ‚ za niÄ… w milczeniu, jak
zwykle, czuwając nad dziewczyną. Kahlan niechętnie prowadziła go do Błotnych Lu-
dzi. Miał jednak rację, mówiąc, że powinni wiedzieć, gdzie szukać ostatniej szkatuły,
a w pobliżu nie było nikogo innego, kto mógłby ich jakoś ukierunkować. Jesień mijała,
czasu ubywało. Jeżeli Błotni Ludzie im nie pomogą, to cała ta wędrówka pójdzie na
marne. I jeszcze jedno: prawdopodobnie się nie ośmielą zabić Spowiedniczki, nawet je-
śli podróżuje bez opieki czarodzieja, lecz zupełnie nie wiadomo, czy nie podniosą ręki
na Poszukiwacza. Dziewczyna jeszcze nigdy nie podróżowała po Midlandach bez cza-
rodzieja. Żadna Spowiedniczka tego nie czyniła, było to bowiem zbyt niebezpieczne.
Richard stanowił lepszą ochronę niż Giller, ostatni czarodziej Kahlan, ale to ona mia-
ła go chronić, a nie on ją. Nie może dopuścić, by znów ryzykował dla niej życie. Bo
551
to on, Richard, ma ważniejsze niż ona zadanie w walce przeciwko Rahlowi. I to siÄ™ przede wszystkim liczyÅ‚o — powstrzymanie Rahla PosÄ™pnego. PrzysiÄ™gaÅ‚a, że odda życie w obronie Poszukiwacza. . . W obronie Richarda. ByÅ‚a to najszczersza, najżarliwsza
z przysiąg. I to ona umrze, jeśli nadejdzie czas wyboru.
Dotarli do dwóch pali wbitych w ziemię po obu stronach ścieżki. Pale były owinięte
w skórę pomalowaną w czerwone pasy. Richard zatrzymał się i spojrzał na przymoco-
wane na górze czaszki.
— To ma nas odstraszyć? — zapytaÅ‚, dotykajÄ…c jednej ze skór.
— Nie. To czaszki czcigodnych przodków, strzegÄ…ce ich krain. Taki zaszczyt spoty-
ka wyłącznie najbardziej szanowanych.
— Nie sÅ‚yszÄ™ w tym żadnej groźby. Może nasza wizyta nie sprawi im aż takiej
przykrości.
— Zabijanie obcych to jeden ze sposobów zdobycia uznania i szacunku — pouczyÅ‚a
go Kahlan i spojrzaÅ‚a na czaszki. — Jednak te tutaj nie sÄ… groźbÄ… i ostrzeżeniem dla
innych. Po prostu Błotni Ludzie w ten sposób czczą pamięć zasłużonych.
Richard zaczerpnął głęboko powietrza i cofnął dłoń z pala.
552
— Przekonajmy siÄ™ wiÄ™c, czy nam pomogÄ…. Czy ich przekonamy, iż dziÄ™ki temu bÄ™dÄ… mogli dalej czcić pamięć swoich przodków i odpÄ™dzać obcych.
— PamiÄ™taj, co ci mówiÅ‚am — ostrzegÅ‚a go dziewczyna. — MogÄ… odmówić po-
mocy. Powinieneś uszanować i taką, odmowną decyzję. Ich również pragnę ocalić. Nie