Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.- ja mógłbym pani czytać, gdyby oczywiście pani chciała - zaoferowałem się skwapliwie, żałując natychmiast własnej zuchwałości i przekonany, że dla Klary...oczywisty jest wniosek, że dla istnienia klas koniecznajest nie własność prywatna, lecz władza, że klasyistniały i istnieć będą zawsze i we...90 91 — Oczywiście, że nie — Stagg pożerał łapczywie zimną szynkę, chleb, masło i pikle...Nawet tak w oczywisty sposób czarno-białe rozróżnienia jak żywyzmartwy albo męskizżeński okazują się, po bliższym zbadaniu, bardziej ciągłym...Oczywiście możliwych do wykonania ćwiczeń z wykorzystaniem grzechotek, zegarka, głosu i odruchów jest dużo, te przedstawiono tylko przykładowo...Ze strategią tą łączą się, oczywiście, pewne niebezpieczeństwa dla gatunku żyjącego w parach...Po szste, z dotychczasowych rozwaa pynie do oczywista nauka...- Teraz już wszystko rozumiem! Oczywiście objąłeś dowództwo?...Oczywiście, Alvin często zerkał na miejskie dziewczęta...- Oczywiście - potaknęła głową...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Ja na ich miejscu bym umierała. Dlatego pomyślałam
ponuro: lepiej mieć to za sobą. Wyczołgałam się z namiotu, ostrożnie balansując kubkiem z
napojem. Podeszłam do miejsca, w którym siedzieli, w cieniu obok grobu Chrisa.
Powiedziałam im wprost, bez ściemniania.
Przyjęli to nieźle. W zasadzie wiedziałam, że tak będzie. Byli chyba jedynymi ludźmi
na świecie - oprócz moich rodziców - u których mogłam liczyć na taką reakcję. Jak brzmi
tytuł tej piosenki? Od czego są przyjaciele? Nie chcę się rozklejać na starość, ale naszą piątkę
naprawdę połączyła przyjaźń. Co do tego mogliśmy mieć pewność.
Potem dzień jakby popłynął. Byliśmy w typowej dla tej wojny sytuacji - w każdym
razie typowej dla nas - siedzieliśmy i czekaliśmy, nie mając zbyt dużo do roboty, wypełniając
czas na wszelkie nudne i otępiające sposoby, jakie nam przychodziły do głowy. Razem z Fi
posprzątałyśmy w obozie, potem usiadłyśmy nad strumieniem ze stopami zanurzonymi w
wodzie i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym.
Nie wspominałyśmy o wojnie. Po ubiegłej nocy miałam zbyt duże poczucie winy, by
o niej dyskutować.
Poza tym chwilami była po prostu zbyt przerażająca. Istniało tyle powodów, by się
bać, że nie wiedziałam, od którego zacząć. Nasze największe obawy dotyczyły rodzin. Czy
kiedy nas pojmano i zamknięto w więzieniu w Stratton, żołnierze skojarzyli nas z członkami
naszych rodzin, nadal przetrzymywanymi na terenie wystawowym w Wirrawee? A może byli
zbyt zajęci, zbyt zdezorganizowani, zbyt rozkojarzeni bombardowaniem? Tylko Kevin mógł
podać fałszywe nazwisko. Major Harvey znał resztę z nas, więc nie mogliśmy go oszukać.
Kevina nie znał, więc nasz przyjaciel wykorzystał sytuację i przedstawił się jako Chris.
Harvey wiedział, że w naszej grupie jest jeszcze jeden chłopak, który został w Piekle, a
rodzice Chrisa wyjechali do Belgii, więc to było sprytne posunięcie. Szkoda, że nie mogliśmy
sobie pozwolić na podobny luksus.
Zatem rozmawiałyśmy z Fi o głupich, płytkich sprawach, takich jak ciuchy, chłopcy i
szkolne przyjaźnie. Jeśli chodzi o ułatwianie mi zapomnienia o tym, co zaszło w Wirrawee, ta
technika okazywała się skuteczna mniej więcej w jednym procencie, ale i tak była lepsza niż
siedzenie i rozmyślanie. Kiedy rozmawiałyśmy, Fi rozczesywała mi włosy. Ku mojemu
zdziwieniu wyznała, że spodobał jej się jeden z żołnierzy: duży czarnowłosy facet o imieniu
Mike, który był chyba Maorysem albo pochodził z Samoa. To znaczy naprawdę jej się
spodobał. Nie tylko uważała, że jest fajny: chciała się z nim związać. Traktowałam nas jak
dzieci, a ich jako pełnoprawnych dorosłych, którymi oczywiście byli, ale Fi uświadomiła mi,
że są niewiele starsi od nas. Znając ją, nie przypuszczałam, że cokolwiek zrobi w sprawie
Mike’a, ale zaczęłam się zastanawiać, czy wśród żołnierzy jest ktoś, kto też mógłby mi się tak
spodobać. Paru z nich było całkiem fajnych. Potem pomyślałam: „Jasne, Ellie, po tym, co
zrobiłaś wczorajszej nocy, na pewno będą tobą zainteresowani”.
Więc skutecznie wybiłam ich sobie z głowy.
Uzgodniliśmy, że po zmroku pójdziemy na Wombegonoo. Na wschodnim stoku było
miejsce, z którego roztaczał się widok na Wirrawee. W początkowej fazie inwazji w nocy nie
było nic widać, ale teraz, gdy paliło się tak wiele świateł, sytuacja na pewno wyglądała
inaczej.
Bałam się tego, co moglibyśmy zobaczyć, ale mimo to nie mogłam się doczekać.
Liczyliśmy na przeogromny pokaz sztucznych ogni. Pamiętając o nowym lotnisku, które
tylko czeka, by wysadzić je w powietrze, oraz o świetnie wyszkolonych Nowozelandczykach,
byłam pewna sukcesu. Jasne, denerwowałam się, ale nastawiłam się optymistycznie. Nie
chciałam zobaczyć strzelaniny ani startujących samolotów, które po chwili zrzucają bomby,
ani żadnych oznak tego, że wróg odpiera atak. Bo gdyby tak się stało, winiłabym siebie.