Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ale czar chwili prysnął i była znów Marianną Dorfrichter.
Samo rozpakowywanie rzeczy peszyło ją i bawiło. Zajęła się tym stara pokojówka o wyglądzie owdowiałej księżnej na wygnaniu. Marianna zastanawiała się, co ta kobieta myśli o jej skromnych sukienkach i bieliźnie, zrobionych przez fräulein Elsę, która co dwa lata szyła pani Gruber i jej córkom wszystko, począwszy od pościelowej bielizny, po balowe suknie. Jej barchanowe majtki z pewnością wyglądały niestosownie na półkach wspaniałej armoire, której wnętrze wyłożone było pikowanym jedwabiem w kolorze kardynalskiej purpury.
Francuszczyzna Marianny była uboga, ale to nie miało znaczenia, gdyż pokojówka nieomal odgadywała jej życzenia, nawet te, których Marianna nie była w pełni świadoma. Garderobę jej wyjęto i wyprasowano, oczyszczono pantofle. Najpierw zjawił się fryzjer, by ułożyć Mariannie włosy, potem zaś pokojówka, by jej pomóc w ubraniu się do obiadu. Mariannę to złościło, ale trwała w przekonaniu, że takie są obyczaje tego domu.
Była wdzięczna Goldschmiedtowi za okazywaną cierpliwość i taktowne pozostawienie jej w spokoju. Zajmowali osobne sypialnie na piętrze, do każdej przylegała łazienka i niewielki salonik. Nigdy jeszcze Marianna nie miała łazienki do swej wyłącznej dyspozycji, i to wyłożonej marmurem i z wanną rozmiarów sadzawki. Zastanawiała się, ile kosztuje wynajęcie takiej willi na dwa tygodnie, prawdopodobnie znacznie więcej niż wynosiło komorne za ich mieszkanie w Linzu za cały rok.
Kolację zjedli w Negresco. Z początku Marianna czuła się bezradna i przygnieciona ogromem tej sławetnej nicejskiej restauracji i jej pogańskim niemal przepychem, toteż dla dodania sobie otuchy wsunęła rękę pod ramię doktora Goldschmiedta. Gdy tylko weszli do sali jadalnej, zaraz ich dostrzegł maître d’hôiel. Przywitał doktora Goldschmiedta z dyskretną wylewnością, poprowadził ich do zarezerwowanego stolika, i tak go zaprezentował doktorowi, jak gdyby to była forteca, którą bronił przed atakiem wroga ryzykując życiem i zdrowiem.
Kiedy usiedli, Marianna zdobyła się na odwagę, aby się dokoła rozejrzeć. Przez moment poczuła się wprost zaskoczona. Widok wspaniale ubranych i obwieszonych klejnotami kobiet sprawił, iż Marianna zawstydziła się swej skromnej wieczorowej sukni z surowego jedwabiu, szytej przez pannę Elsę. Goldschmiedt widocznie odgadł jej myśli, gdyż wyciągnął rękę i lekko poklepał ją po dłoni.
- Jest pani najpiękniejszą kobietą na tej sali - rzekł do Marianny. - Każda z nich zamieniłaby się chętnie z panią na twarz i figurę.
- Jakież one są eleganckie!
- Są tylko dobrze ubrane. Nie byłoby ich tutaj, gdyby nie potrafiły się dobrze ubrać. Jest to tylko kwestia pieniędzy.
- Ależ widziałam kobiety, które miały mnóstwo pieniędzy, a nigdy nie wyglądały elegancko, żeby nie wiem co na siebie włożyły.
- Właśnie! Żony oficerów w kochanym Wiedniu. Kolacja musiała być widocznie zamówiona na długo przedtem, bo niebawem pojawiła się gromadka kelnerów, by podać hors d’oeuvre.
Goldschmiedt rzucił szacujące spojrzenie i skinął aprobująco.
- Uwielbiam ten hotel - rzekł do Marianny. - Nicea i Riwiera są wynikiem wspólnych starań i jak najlepszych chęci Boga i człowieka: nowy, bardziej wymyślny Rajski Ogród, który już ma swe węże. Niech pani spojrzy na tego mężczyznę w kącie. W średnim wieku, siwiejący. Jest z kobietą w zielonej sukni, z pękiem piór we włosach. To największy handlarz bronią na świecie. Gdyby mu to było na rękę, wojna między Francją a Niemcami wybuchłaby już nawet jutro. Jeślibym teraz wstał i go zastrzelił, stałbym się większym dobroczyńcą ludzkości niż Marcom i Paul Ehrlich razem wzięci. - Goldschmiedt uśmiechnął się. - Jaka szkoda, że jestem takim tchórzem. Marianna zmarszczyła brwi.