Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
.
Z hukiem tysiąca piorunów zadudnił wóz słoneczny, pędzać w szalonym biegu ku przepaści.
— Z drogi — krzyknęło słońce, głosem tak jasnym jak kryształ, a tak potężnym, że posiniało niebo całe w nagłym lęku.
Dźwignął smok swój łeb leniwie, a usłużny wichr, silniej zadawszy, paszczę mu rozwarł po też nie własnemi rękoma.
— Z drogi! — krzyknęło słońce, a niebo i ziemia zamilkły z lęku.
Nie dźwignął się straszliwy smok, ciężki i zły. Wtedy, nic wstrzymując koni, runął na potworne cielsko stłoczę słoneczny wóz i o zgrozo! napoły je przeciął dwojgiem złotych kół; w tejże chwili potop krwi, z pod kół trysnąwszy, polał się po pochyłości nieba, obryzgał świetne szaty słońca i białe rumaki i rozlewać się począł powoli po niebie, aż się zakrwawiło całe, a strugi krwi sączyć się poczęły na morze, i zakrwawiło się morze. — — — —
W tym to czasie zgiełk się uczynił w miejscu, w którem się znajdował król Azis.
Czarny niewolnik, wieczyście strzegący króla, stał opodal zasłony i czekał, aż go klaśnieciem w ręce król Azis do siebie przywoła; czekał długo, wreszcie się zaniepokoił, nie śmiał jednakże wejść poza purpurowe sukno, lecz kiedy zbyt długo trwała cisza, czołgać się począł na klęczkach ku zasłonie, oddech wstrzymując w piersi. Potem zawołał cichutko:
— Królu Azisie!
Na wiele się ważył ten człowiek. Odpowiedziała mu cisza, więc powtórzył wołanie:
— Królu Azisie!
Jeśli słyszał król Azis, ten człowiek wołał własną śmierć po imieniu.
Nikt jednakże nie odpowiedział.
Wtedy niewolnik, nagle powstawszy z klęczek, pobiegł jak wichr w te strony marmurowego pałacu, gdzie mieszkała księżniczka Minoe i rozkazał kobietom, aby jej powiedziały, że król Azis co prędzej widzieć ją pożąda.
Ukazała się Minoe, brwi groźnie podniósłszy, albowiem właśnie grała na harfie pieśń przedwieczorna na cześć umarłych.
— Czy mnie pragnie widzieć król Azis? Niewolnik przyklęknął.
— Rzekłaś!
— Gdzie jest? Niewolnik odrzekł:
— Albo na ziemi, albo też rozmawia z ojcem. Minoe ściągnęła brwi groźniej jeszcze.
— Czy rozum ci się pomieszał? Dawno już umarł ojciec królewski. Gdzie jest król?
Niewolnik odpowiedział dziwnie:
— Jeśli jest, jest tam, gdzie był, za purpurową zasłona, za którą przyjmował ludzi z miasta, aby złemi oczyma nie dostrzegli jego majestatu.
— Ohe! — szepnęła Minoe — idź przedemną! Szli szybko i długo, zanim doszli do zasłony.
— Precz! — rozkazała księżniczka Minoe, potem weszła poza purpurowy błam.
Król Azis leżał na marmurowej podłodze, jakgdyby nieżywy; wiele piany popłynęło mu z ust, które były sine. Żył jednak król Azis, albowiem oczy jego żyły; spojrzał dziwnym, strasznym wzrokiem i drżał. Nadludzkie przerażenie wycisnęło mu pot ze skroni, jakoby krwawy; palce miał zaciśnięte kurczem, który musiał być nagły i mocny. Straszny był w tej chwili król Azis.
Księżniczka Minoe dźwignęła go z mocą, szepcąc:
— Królu Azisie! Powstań..
Azis, dzierżąc się jej ramienia, utrzymywał się z wysiłkiem, drżąc ciągle jak liść.
— Zwołaj siły. — szeptała Minoe — aby nie ujrzał cię nikt, wspartego na ramieniu kobiety… Azisie!…
I wywiodła go z wielkim trudem na terasę, z której widać było miasto, już się w mgłę owijające.
Król Azis szedł jak bezwolne dziecko, patrząc uporczywie w stronę swojego miasta. Dyszał ciężko, jak człowiek ciężko w pierś samą raniony; twarz jego była tak żółta, że zdawało się, świeci trupim blaskiem w wieczornym mroku, tem światłem, którem oddycha próchno po nocy.
W tej chwili ozwał się u podnóża pałacu odgłos miarowych kroków.
— Straże idą! — szepnęła Minoe — bacz, żeby cię nie dojrzały, królu…
Król Azis oparł się z trudem o obramowanie terasy; Minoe stała poza nim, patrząc dziwnie na postać królewską.