Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Przez chwilę żałował, że nie urodził się sto lat wcześniej. Mundur był znacznie lepszy niż jego milicyjny. I ładniejszy. Gdyby tak jeszcze przypiąć ordery. Przynieść do domu żołd w złotych pięciorublówkach...
- ProszÄ™ dalej.
W pokoju, do którego weszli, na honorowym miejscu królował piec z pieczką do spania, na której leżał pasiasty materac. Na ścianie na przeciw drzwi wisiał wielki olejny obraz przedstawiający cara Mikołaja. Obraz ozdobiony był jakimiś patriotycznymi napisami po rosyjsku. Poniżej wisiały dwie skrzyżowane szable kawaleryjskie. Pośrodku stał stół z kaukaskiego orzecha z intrasjowanym blatem. Na blacie umieszczono carskiego orła z czarnego dębu. Paradny mundur ozdobiony dwoma rzędami orderów wisiał w oszklonej szafce.
Gospodarz w zwykłym mundurze siedział w fotelu w kącie. Nad jego głową wisiało kilka ikon i lampka oliwna. Na widok gościa wstał. To już nie był ten sam stary człowiek, który jeździł konno po okolicy budząc uśmiechy politowania. Oficer kozacki Semen Korczaszko wstał i zlustrował gościa zimnym spojrzeniem błękitnych oczu. Podszedł, zapiął gościowi patkę. Poprawił ułożenie szabli.
- Chcieliście wiedzieć się ze mną.
Mówił po rosyjsku. Jego wnuk tłumaczył.
- Mamy taką sprawę. Koło Witoldowa zdarzyło się paskudne morderstwo. Czy pan w swoim życiu widział już człowieka zagryzionego przez konia?
Semen odczekał aż tłumacz skończy przekładać słowa posterunkowego na rosyjski.
- Widziałem - odpowiedział. - Czy ten zamordowany został zagryziony przez konia?
- Tak nam się wydaje. Lekarz z Chełma będzie tu dopiero jutro rano. Jestem autem...
- Pojadę zobaczyć. Kto zginął?
- Marcin Bardak.
Wyszli z pokoju. Birski z żalem odpiął szablę i zmienił mundur z powrotem na własny. Semen nie przebierał się, za to zaszła w nim zmiana. Już nie był rosyjskim oficerem w swoim własnym państwie o powierzchni 35 metrów kwadratowych. Zaczął znowu mówić po polsku i to prawie bez akcentu. Przygarbił się. Wnuk został na gospodarce a oni pojechali radiowozem na Witoldów. Zapalono wszystkie lampy jakie tylko znaleziono w domu i przeciągnięto je na podwórze. Mimo że słońce już prawie zaszło powierzchnia ziemi była więc dokładnie oświetlona. Grupa milicjantów z jednostki dochodzeniowo śledczej z Chełma przeczesywała każdy centymetr kwadratowy terenu. Marcin leżał tak jak go znaleziono. Ziemia na podwórku zryta była końskimi kopytami jak gdyby szalał tu cały tabun. Właściciel gospodarstwa miał przegryzione gardło. Został zagrzebany bardzo płytko i niestarannie. Semen pochylił się nad ciałem.
- Tak, to zrobił koń.
- Pozostaje jeszcze pytanie kto go zakopał - zauważył Birski.
Stary kozak pochylił się nad prowizorycznym grobem. Ziemia była mocno zmarznięta i ślady narzędzia którym wykopano grób były dość czytelne.
- Koń go zakopał.
- Pan raczy żartować sobie.
- Nie. Proszę zwrócić uwagę. To nie są ślady kopania łopatą. Są małe i wyraźnie półokrągłe.
- Może mocno zużyta motyka lub graca?
- Nie, zupełnie nie. O proszę tu jest nawet odcisk podkowy. A wy co myśleliście?
- Tak szczerze mówiąc to sądziliśmy, że ktoś przegonił konia po podwórzu starając się dość nieudolnie zamaskować ślady kopania. Ale koń...
- Obejrzyjcie jego kopyta. Powinny być zapaćkane glebą aż po pęciny.
- Chym, tego...
- CoÅ› nie tak?
- Nie mamy tego konia. Zwiał. Myśleliśmy, że to zabójca go ukradł, ale teraz...
- Znajdzie się. Beż pożywienia nie wytrzyma długo. Trawa jeszcze nie wzeszła, poza tym jest zimno. Skieruje się znowu ku ludziom. Lub padnie. Myślę, że powinniście go szukać w promieniu trzydziestu kilometrów.
- A jak go rozpoznamy, czy to ten?
- Wezwijcie mnie. Widziałem go na targu. Rozpoznam go. Ja zapamiętują twarze koni tak jak twarze ludzi.
- No cóż dziękujemy za pomoc. Odwiozę pana do domu...
- Będzie mi bardzo miło. Może jeszcze pan włączyć sygnał?
- SyrenÄ™ na radiowozie? A to po co?
- Och, tak sobie pomyślałem, że żyję już ponad sto lat, a jeszcze nigdy nie wieźli mnie na sygnale.
Birski parsknął śmiechem.
- A ja żyję trzydzieści lat i nigdy jeszcze nie byłem w carskiej Rosji. Pojedziemy na sygnale.
- Dziękuję.
*
Monikę obudziły promienie słońca padające przez okno. Ziewnęła i przeciągnęła się. Poszła do łazienki, umyła się i ubrała. A potem wyszła przed dom. Ranek był cudowny. Było cieplutko. Jakub niósł właśnie naręcze siana do obórki.
- Dzień dobry - krzyknęła.
- ...bry. Jak się spało?
- Wspaniale, dziękuję.
- Zrobisz śniadanie?
- Oczywiście.