Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.W swoim klasycznym studium4 Berle i Means podkreœlali, ¿e to daleko posuniête rozproszenie w³asnoœci kapita³u akcyjnego doprowadzi³o do rozdzia³u w³asnoœci i kontroli...zajmowa³y siê pod kierunkiem Komisji Wojskowej - komisjeporz¹dkowe cywilno-wojskowe...zaszczyty, którymi go obsypaÅ‚, a których na pewno by — jak mówiÅ‚ — nie dostÄ…piÅ‚, gdyby swoim szczerym oddaniem nie zasÅ‚użyÅ‚ na nie...Co wieczór podczas wyznaczania zadaÅ„ na nastÄ™pny dzieÅ„ Hiroko dziÄ™ki swoim magicznym sztuczkom zbieraÅ‚a licznÄ… ekipÄ™, wiÄ™c farma szybko siÄ™ rozrastaÅ‚a:...Stanowisko wszystkich fizyków, których poglÄ…dy omówiliÅ›my powyżej, najlepiej można scharakteryzo­wać powoÅ‚ujÄ…c siÄ™ na dyskusjÄ™, która w swoim...StaÅ‚a przed swoim roboczym terminalem, gryzÄ…c jabÅ‚ko i przysÅ‚uchujÄ…c siÄ™, jak program czyta czwarty rozdziaÅ‚ jej książki o Thomasie Painie...wyjÄ…tkiem dwóch tylko legionów oraz Ilirii wraz z GaliÄ… z tej strony Alp poÅ‚ożonÄ…, które chciaÅ‚ zatrzymać, dopóki nie zostanie konsulem...Doktor siedziaÅ‚ w swoim pokoju, pogrążony w rozmyÅ›laniach nad wykonaniem zadania, które mu zleciÅ‚a organizacja...Prawo pracy jest osobn¹ ga³êzi¹ prawa, inn¹ ni¿ prawo cywilne i prawo 13 administracyjne...CaÅ‚ość, wraz z podwiniÄ™tym brzegiem, może przybrać ksztaÅ‚t tarczy zamiast prostokÄ…ta jak odbitka...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- Chodź za mną - rzekła kobieta do Marka takim tonem, jakby
ponownie zgrzeszył i jej cierpliwość była na wyczerpaniu. Ruszył za
nią, obserwując, jak jej szerokie biodra kołyszą się na boki w obcisłych
'~ czarnych spodniach poliestrowych. Gruby błyszczący pas ściskał jej
talię, przytrzymując pęk kluczy, dwa czarne pudełka, które musiały
278 , : 279
być pagerami, oraz parę kajdanek. Nie nosiła broni. Miała na sobie
oficjalnie wyglądającą białą koszulę ze wzorami na rękawach i złotą
lamówką wokół kołnierzyka.
Korytarz świecił pustkami. Dorem otworzyła drzwi i wpuściła
Marka z powrotem do jego małego pokoiku. Weszła za nim do środka
i obeszła ściany, jak pies szukający narkotyków na lotnisku.
- Trochę mnie zaskoczyło, że znowu tu jesteś - powiedziała,
badajÄ…c toaletÄ™.
Nie przychodziła mu do głowy żadna odpowiedź, a poza tym nie
miał ochoty na rozmowę. Kiedy tak patrzył, jak Dorem myszkuje
i schyla się, przypomniał sobie o jej mężu odsiadującym trzydzieści lat
za napad na bank i pomyślał, że jeśli dalej będzie męczyć go swoim
ględzeniem, to może poruszy ten temat. To by ją uspokoiło i zmusiło
do szybkiego spłynięcia.
- Musiałeś rozgniewać sędziego Roosevelta - orzekła, wyglądając
przez okno.
- Chyba tak.
- Na jak długo cię tu przysłał?
- Nie wiem. Jutro mam wrócić na rozprawę.
Dorem podeszła do koi i zaczęła wygładzać koc.
- Czytałam o tobie i twoim młodszym bracie. Dziwna sprawa.
Jak on siÄ™ czuje?
Mark stał przy drzwiach, mając nadzieję, że wścibska baba wreszcie
sobie pójdzie.
- Pewnie umrze - odparł smutnym głosem.
- Nie!
- Tak, to okropne. Jest w śpiączce, wie pani, ssie kciuk, jęczy
i bełkocze coś raz na jakiś czas. Oczy ma wywrócone białkami na
zewnątrz. Nie chce jeść.
- Przykro mi, że zadałam to pytanie. - Otworzyła szeroko swoje
mocno umalowane oczy i przestała dotykać czegokolwiek.
Tak, założę się, że ci przykro, pomyślał Mark.
- Powinienem być tam z nim - rzekł głośno. - Siedzi przy nim
mama, ale ona ledwie żyje z powodu tego całego stresu. Bierze dużo
lekarstw; rozumie pani.
- Tak mi przykro.
- To okropne. Sam czujÄ™ siÄ™ nie najlepiej. Kto wie, mogÄ™
skończyć jak mój brat.
- Czy coś ci przynieść?
- Nie. Chciałbym się tylko położyć. - Podszedł do koi i rzucił
się na dolną. Dorem przyklęknęła obok, wyraźnie zatroskana.
- Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebował, złotko, daj mi tylko
Znać, okay?
- Okay. Pizza byłaby w porządku.
Kobieta wstała i się zastanowiła. Mark zamknął oczy, jakby
w głębokim cierpieniu.
- Zobaczę, co się da zrobić.
- Nie jadłem lunchu, rozumie pani.
- Zaraz wrócę - powiedziała i wyszła. Drzwi zatrzasnęły się za
nią głośno. Mark zeskoczył z koi i zaczął się przysłuchiwać.
~~;,
280
ROŹDZIA~ 27 ~ .~
' Pokój był jak zwykle ciemny, światła wyłączone, drzwi zamknięte,
zasłony zaciągnięte, jedynie wiszący wysoko pod sufitem telewizor
z wyłączonym głosem rzucał ruchome niebieskie cienie na ścianę.
Dianne czuła się kompletnie wyczerpana fizycznie i psychicznie. Przez
osiem godzin leżała w łóżku przy Rickym, głaszcząc go, tuląc, kojąc
i próbując zachować siłę w tej małej, wilgotnej, ciasnej celi.
I I Reggie przyjechała przed dwiema godzinami i od trzydziestu minut
siedziały na brzegu składanego łóżka i rozmawiały. Adwokat opisała
przebieg rozprawy oraz wygląd celi Marka w areszcie śledczym, znany
jej z licznych wizyt, zapewniła, że chłopiec jest nakarmiony i bezpieczny,
o wiele bezpieczniejszy tam, niż byłby w szpitalu, i opowiedziała
o Harrym Roosevelcie oraz o FBI i ich programie ochrony świadków
koronnych. Na pierwszy rzut oka, biorąc pod uwagę okoliczności,
'I! pomysł wydawał się atrakcyjny - przenieśliby się do innego miasta,
gdzie Dianne dostałaby nową pracę, a cała rodzina nowe nazwisko
i dom. Mogliby zostawić ten bałagan i rozpocząć życie od nowa.
Wybraliby wielkie miasto z dużymi szkołami i chłopcy zniknęliby
w tłumie. Ale im dłużej Dianne leżała skulona na boku i obserwowała
maleńką nieruchomą główkę Ricky'ego, tym mniej podobał się jej ten
I'i projekt. Uznała wręcz, że jest okropny - wyobraziła sobie życie
w ciągłej ucieczce, w strachu przed nieoczekiwanym pukaniem do
i drzwi, bezustanne kłamstwa na temat przeszłości.
Ten plan byłby na zawsze. A jeśli, zaczęła pytać się w duchu,
któregoś dnia, powiedzmy za pięć czy dziesięć lat, długo po procesie
w Nowym Orleanie, komuś, kogo nigdy nie spotkała, wyrwie się
niepotrzebne zdanie, usłyszą je wrogie uszy i prześladowcy szybko
wytropią ich ślad? Albo, dajmy na to, Mark jest w klasie maturalnej
i w uśnie wychodzi z balu, kiedy ktoś, kto na niego czekał, przystawia
mu pistolet do głowy? Nie będzie miał na imię Mark, ale i tak zginie.