Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Tak przypuszczałam. Możliwe, że ktoś ze Służby Marszali... jeden z jego kolegów... włamał się wczoraj w nocy do mojego domu. Wyjechałyśmy stamtąd. Nie bardzo wierzę, że WITSEC może mnie ochronić.
- Ron wyglądał na szczerze zmartwionego.
- Nie jestem przekonana. Może tak, może nie. Niektórzy jego koledzy na pewno nie są zmartwieni.
Doktor Gregory przetrawił moje słowa.
- Kriciak chciał, żebym dał mu znać, jeśli się pani odezwie.
- Zrobi pan to? - zapytałam najspokojniej jak tylko mogłam.
- Nie bez pani zgody.
- Świetnie. No więc nie zgadzam się. Prawie się uśmiechnął.
- Z jakiegoś powodu podejrzewałem, że tak będzie - powiedział. Ssałam mocno lizaka. Tak mocno, że zapadły mi się policzki.
- Jest w porządku? Mogę być nadal pana pacjentką?
Wzruszył ramionami. Nie był to tak teatralny gest jak w wykonaniu Carla.
- Są pewne problemy związane z zaufaniem, kontrolą. Nie jestem przekonany, czy możemy się z nimi uporać, ale nie chciałbym o tym dzisiaj decydować. Planuje pani przyjść na następną sesję?
- To może nie być... rozsądne z mojej strony. Staram się nie rzucać ludziom w oczy. Pracuje pan czasem przez telefon?
- W krytycznych sytuacjach, owszem.
Miałam nadzieję, że nasza rozmowa dojdzie gdzieś do tego etapu i wiedziałam, co zamierzam mu zaproponować.
- To jest chyba krytyczna sytuacja. Może mi pan podać numer telefonu, który osobiście pan odbiera? Taki bez automatycznej sekretarki. Najpierw zadzwonię na pager i zostawię czterocyfrową wiadomość. To będzie godzina, o której zadzwonię.
Zanim zdążył się zgodzić lub nie, na taras wróciła Lauren. Doktor Gregory ustąpił jej miejsca. Opuściła się ostrożnie na fotel i powiedziała:
- Kiedy byłam w domu, zadzwonił do mnie jakiś Ron Kriciak. Mówił, że jest inspektorem ze Służby Marszali.
Poczułam nagle, że się duszę. Czyżby Ron mnie znalazł i przyjechał tu za mną?
Doktor Gregory stał wciąż przy żonie.
- Naprawdę? - zapytał. - Ron Kriciak chciał rozmawiać z tobą?
- Tak, poprosił o mnie. Chciał porozmawiać jak jeden funkcjonariusz wymiaru sprawiedliwości z drugim. Mano a mano. Zasugerował, żebym wpłynęła na ciebie i postarała się, byś na prośbę Służby Marszali udzielił pewnych informacji o swoich klientach.
Westchnęłam z ulgą: a więc Ron wciąż mnie szukał.
- A ty mu powiedziałaś...? - zapytał doktor Gregory.
- .. .że mój mąż jest uparty i zazwyczaj odporny na większość form nacisku.
- Większość form? - Jego głos chwilowo przybrał nieznajomy - przynajmniej dla mnie - przekomarzający ton.
Odpowiedziała natychmiast tym samym tonem:
- Zgadza się, większość form.
- To dzisiaj nie pierwszy tego typu telefon od Rona Kriciaka - poinformował doktor Gregory. - Dzwonił też do Teri Grady. Zatelefonowała do mnie późnym popołudniem z wiadomością, że Ron naciskał ją, by wpłynęła na mnie dokładnie w tej samej sprawie.
- Jak ona się czuje? - zapytała Lauren.
- Ma dość leżenia w łóżku - odpowiedział żonie doktor Gregory - ale ma się dobrze. Pytała o ciebie i kazała cię pozdrowić.
- Kto to? - zapytałam.
Doktor Gregory otworzył usta, jakby miał odpowiedzieć, ale nie odezwał się.
- Teri Grady jest psychiatrą z Denver - wyjaśniła Lauren. - Teraz jest na urlopie macierzyńskim, a pracuje jako konsultant przy programie WITSEC. Mój mąż ją zastępuje.
- Aha - powiedziałam.
Ludzie z WITSEC zdecydowanie chcieli mnie znaleźć. Wywierali nacisk na mojego terapeutę, a teraz jeszcze wywierali nacisk na mojego nowego prawnika. Ale przynajmniej nie wyglądało na to, żeby wiedzieli, że Landon i ja cały czas jesteśmy w Boulder.
Chociaż w nocy zrobiło się chłodno, Lauren otworzyła wszystkie okna w sypialni, zanim zdjęła koszulę nocną i wsunęła się do łóżka.
- Gorąco ci? - zapytał Alan. Kiwnęła głową i wskazała na brzuch.