Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Wtedy poznałam, że ludzi już ogarnęło okrucieństwo, po
pierwsze przez te zniewagi don Ricarda, a po wtóre przez
tchórzostwo don Faustina.
„Dawajcie nam następnego!" — krzyknął jakiś chłop, a drugi
klepnął go w plecy i powiedział: „Don Faustino! To ci heca! Don
Faustino!"
143
KOML' BIIK n/\\'ON
„Teraz już zobaczył wielkiego byka — dodał inny. — Rzyganie
już mu nic nic pomoże".
„W życiu nic widziałem czegoś takiego jak don Faustino" —
powiedział trzeci.
„Są jeszcze inni — odrzekł mu ktoś. — Miej cierpliwość. Kto
wie, co jes/cze zobaczymy".
„Mogą sobie być karły i olbrzymy — powiedział pierwszy. —
Mogą bvc Murzyny i rzadkie bestie z Afryki. Ale dla mnie nie
będzie już nigdy a nigdy czegoś takiego jak don Faustino. No,
niech wychod/.i następny! Dalej, dawajcie nam następnego!"
Pijacy rozdawali butelki anyżówki i koniaku zrabowane w
barze faszystowskiego klubu i żłopali to jak wino, a wielu w
szeregach też już miało w czubie od picia po tych silnych
wrażeniach z don Benitem, don Federikiem, don Ricardem, a
szczególnie z don Faustinem. CA, co nie pili tych mocnych
trunków z butelek, pociągali wino ze skórzanych bukłaków, które
podawali sobie z rąk do rak. Jeden dal mi taki bukłak i ja też
pociągnęłam spory łyk, wlewając chłodne wino prosto do gardła /.e
skórzanej 1-ioiu12, bo byłam mocno spragniona.
„Człowiekowi chce się pić od tego zabijania" — powiedział do
mnie ten, co mi dał bukłak.
„Qnc ra — odpowiedziałam. — A boś ty zabijał?"
„Zabiliśmy czterech — on na to z dumą. — Nie licząc civiles.
Czy to prawda, że zabiłaś jednego z cifiles, Pilar?"
„Ani jednego — odpowiedziałam. — Kiedy ściana się zawaliła,
strzelałam w dym jak inni. To wszystko".
„Skąd masz pistolet, Pilar?"
„Od Pabla. Dał mi go po zabiciu civiles".
„To on ich zabił z tego pistoletu?"
„Z tego a nie innego — odpowiedziałam. — A potem mnie w
niego uzbroił".
„Mogę go obejrzeć, Pilar? Mogę potrzymać?"
12 (hiszp.) — tu: skórzany'bukłak na wino.
144
KRNEST HHMIls-GWAY
„Czemu nie, człowieku" — powiedziałam, wyciągnęłam pisto-
let zza lincwki i podałam mu go. Właśnie zastanawiałam się,
dlaczego nikt nie wychodzi, a tu kto się pokazuje, jak nie don
Guillermo Martin, z którego sklepu wzięli te cepy, pałki i
drewniane widły. Don Guillermo był faszystą, ale poza tym nikt
nic do niego nie miał.
Prawda, że mało płacił tym, co wyrabiali cepy, ale też tanio je
sprzedawał i jak ktoś nie chciał kupować cepów u don Guillerma,
mógł je zamówić gdzie indziej za cenę drewna i skóry. Miał
szorstki sposób mówienia i był niewątpliwie faszystą, i członkiem
tego ich klubu; w południc i wieczorem zasiadał tam w trzcino-
wym fotelu, żeby poczytać "El Debatę", wołał sobie czyścibuta,
popijał wermut z wodą selcerską i pogryzał przypiekane migdały,
suszone krewetki i sardele. Ale za to się nie zabija i jestem pewna,
że gdyby nie zniewagi don Ricarda Montalvo i to żałosne
widowisko z don Faustinem, a potem pijaństwo po tych wszyst-
kich wrażeniach, ktoś krzyknąłby: „Niech don Guillermo idzie w
spokoju. Mamy jego cepy. Puścić go".
Bo ludzie z tamtego miasteczka są równie dobrzy, jak potrafią
być okrutni, i mają wrodzone poczucie sprawiedliwości i chęć
robienia tego, co słuszne. Ale w szeregi przeniknęło już okrucień-
stwo, a także zamroczenie od picia, czy też początek zamroczenia, i
ludzie nic byli już tacy sami jak wtedy, gdy wyszedł don Benito.
Nie wiem, jak jest w innych krajach i nikt nic znajduje w piciu
większej przyjemności ode mnie, ale w Hiszpanii upicie się czymś
innym niż wino jest rzeczą wielkiej szpetoty i ludzie robią wtedy
rzeczy, których by inaczej nie robili. A w twoim kraju nie jest tak,
Ingles?
— Tak samo — odpowiedział Robert Jordan. — Kiedy
miałem siedem lat i pojechałem z matką do stanu Ohio na czyjś
ślub, na którym miałem w parze z jedną dziewczynką nieść
kwiaty...
— Robiłeś coś takiego? — zapytała Maria. — Jakie to śliczne!