Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
W budce telefonicznej na zewnątrz sklepu spożywczego, skąd dzwoniła, było zimno. Popatrzyła, jak jakiś samochód ostro zahamował przy krawężniku, człowiek, wyglądający młodo lecz ze znękaną twarzą, wysiadł z niego i wszedł do środka. Pewnie po mleko dla dziecka albo po pieluchy. Poczuła, że dość ma już tej rozmowy.
- No dobrze - oznajmiła. - Posłuchajcie uważnie.
Do słuchawki przytknęła mały magnetofon i nacisnęła przycisk odgrywania. Jakby z jakiegoś ogromnego oddalenia Megan usłyszała głos sędziego.
...Halo Megan, Duncan i dziewczynki, słyszycie mnie? Obaj mamy się dobrze. Traktują nas odpowiednio. Z Tommym wszystko w porządku, tyle ze tęskni za wami. Ja zresztą też. Miał co prawda ten swój atak, ale minął i teraz jest już dobrze. Chcielibyśmy wrócić do domu. Ona nie powiedziała nam, co chce, byście zrobili, ale mamy nadzieję, że zrobicie wszystko, żebyśmy mogli wrócić do domu...
Nastąpiła krótka pauza, po czym Megan usłyszała krótkie słowa ojca: ...o to chodziło? I odpowiedź Olivii:
- Wystarczy. Tommy?
Po kolejnej krótkiej przerwie w słuchawce zabrzmiał głos jej synka.
Halo Mamo i Tato, i Karen, i Lauren. Bardzo za wami tęsknię i tak chcę być już w domu. Proszę was, ja chcę do domu, bo tak mi was brak. Dziadek ma się dobrze i ja też. Trochę sobie gramy w różne gry, ale tu na górze nie jest jak w domu, a ja chcę do domu...
Usłyszała, że głos jej syna lekko zadrżał i poczuła się tak, jakby ktoś zacisnął jej wokół serca czarną linę.
...to na razie pa, kocham was i mam nadzieje, że zobaczę was wkrótce, bo tak bardzo tęsknię...
Usłyszała jeszcze na taśmie jak Olivia mówi:
- W porządku, Tommy. Wystarczy. Dziękuję.
A potem kliknięcie i chwila ciszy, zanim Olivia odezwała się znów do słuchawki.
- No jak, Megan, bolało? Nie odpowiedziała.
- Dziewczynki?
Karen i Lauren miały dość rozumu, by trzymać język za zębami.
- Myślę, że musiało - stwierdziła Olivia. Megan wzięła głęboki oddech.
- Punkt dla ciebie - powiedziała. - Co dalej?
- Opowiedz Duncanowi - wyszeptała Olivia. - Tak żeby dobrze zrozumiał.
- Kiedy zadzwonisz?
- Kiedy będzie miał pieniądze.
- A skąd to będziesz wiedziała? - Będę.
- Ale...
- Do widzenia, Megan. Do widzenia, dziewczęta. A przy okazji pomyślcie: oni są uwięzieni zaledwie od czterdziestu ośmiu godzin. A ja byłam w takiej sytuacji przez osiemnaście lat.
Olivia odwiesiła telefon, słuchawka aż trzasnęła na widełkach.
Cholera! zaklęła w duchu. Niech to szlag! Miała paskudne wrażenie, że zrobiła coś złego, ale nie mogła uświadomić sobie co. Powoli podeszła do swego samochodu, przez ciemność i ziąb wieczoru, odgrywając wszystko ponownie w swojej głowie i myśląc: Muszę panować nad sobą.
Megan jeszcze przez chwilę trwała w bezruchu, wsłuchując się w szum w słuchawce. Głos syna przenikał ją wciąż zwielokrotnionym echem. Zaciśniętą pięścią uderzyła gniewnie w blat stolika. Wyobraziła sobie Tommy'ego, samego w ciasnym pomieszczeniu, i rozpaczliwie zapragnęła wyciągnąć ku niemu ręce. Zupełnie nieoczekiwanie naszło ją dziwne wspomnienie chwili, w której dowiedziała się od lekarza, że istotnie, tak jak podejrzewała, jest w ciąży. Ta wiadomość wywołała w niej podniecenie i konsternację zarazem; jej życie z Duncanem i dziewczynkami było tak uporządkowane i bliskie ideału, że aż przestraszyła się, iż nowe dziecko zniweczy tę cudowną symetrię w rodzinie. Teraz chciało jej się śmiać na myśl, jaka była naiwna. Wtedy nie byłaby w stanie nawet wyobrazić sobie, do jakiego stopnia Tommy miał to wszystko zniweczyć. Ale dziewczynki, pomyślała, patrząc jak wracają do kuchni, były dziećmi mojej młodości. Tommy zaś to dziecko mojej dojrzałości. To on, a nikt inny, zasygnalizował moje prawdziwe początki. Był produktem ustatkowanej, solidnej, dorosłej miłości, a nie gwałtownej, szalonej namiętności naelektryzowanych młodych kochanków. Gdybym go utraciła, utraciłabym wszystko, co dotąd zbudowałam.
Podeszła do dziewcząt, były blade, lecz nieugięte. Popatrzyła na nie znacząco, po czym objęła je ramionami.
Poczuła, jakby coś w niej pękło i rozbiło się, jak skorupka jajka, z której wyłoniło się coś zupełnie nowego.
Mocno przytuliła córki i pozwoliła, aby rozgorzały w niej czarne, mordercze myśli.
Część ósma
PIĄTEK
Krótko przed świtem Duncan usiadł na podłodze w pokoju Tommy'ego po raz setny wpatrując się w listę. W domu było cicho, pominąwszy zwykłe skrzypnięcia i szelesty ciemności, stuk włączającego się systemu ogrzewczego, szuranie gałęzi drzew o szyby, westchnienia dobiegające z sypialni bliźniaczek, śpiących, jak widać, niespokojnie.
- Zrobię to - szeptał sam do siebie.
Położył listę na łóżku Tommy'ego i wstał. Ostatnie godziny przed porankiem zawsze są najtrudniejsze. Pamiętał te chwile, kiedy kołysał syna w ciemnościach poprzedzających brzask, tulił go w uścisku, gdy chłopiec popychany i szarpany przez zamęt wewnętrzny uniósł się gdzieś, w jakieś niedosiężne miejsce. Czasami była to niemal walka fizyczna - powstrzymywanie napięcia, jakie ściskało kleszczami jego syna.
Wzrok Duncana powędrował na blat biurka Tommy'ego. Wziął do ręki biało-brązową, nakrapianą skorupę żółwia i obracał ją bez końca, gładząc suchą, szorstką pokrywę. Skąd on to wziął, zastanawiał się. Co ona dla niego oznacza? Odłożył skorupę i podniósł odłamek skały przecięty na połowę, ukazujący fioletowo-białe wnętrze. A jaki sekret kryje się w tym? Dwa tuziny żołnierzyków ustawionych w szeregach naprzeciw siebie - rycerze pomiędzy figurkami z czasów Wojny Domowej i komandosami - przemieszanych w jakiejś historycznie niedorzecznej konfrontacji. A ty, po której stronie jesteś, Tommy?