Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
W Wiedniu — porwanie
dokonane przez ormiańskich terrorystów. Nie zidentyfikowani strzelcy wyborowi
zabili pod osłoną nocy wszystkich Ormian i rozpłynęli się w ciemności jak duchy.
Ale po każdej z tych akcji — i wielu, wielu innych — policja natrafiaÅ‚a na ten sam przedmiot pozostawiony jako znak rozpoznawczy. Teleskop.
Większość rządów europejskich była wrogo nastawiona do tej prywatnej or-
ganizacji, która potrafiła dokonać tego, czego oni nie byli w stanie. W obawie jednak, by fakt istnienia Teleskopu nie przedostał się do publicznej wiadomości, 17
zgodzono się na kompromis. Zezwolono, by zasługi za uwieńczone powodzeniem akcje w Rzymie, Düsseldorfie i Wiedniu przypisały sobie ich własne służby bezpieczeństwa.
— Politycy wyszliby na strasznych gÅ‚upców, Julesie — tÅ‚umaczyÅ‚ René La-
tour, szef francuskiego kontrwywiadu, swemu staremu przyjacielowi, Julesowi
Beaurainowi, przy obiedzie, który jedli razem w czasie jego wizyty w Brukseli.
— PamiÄ™tasz, jak jakieÅ› trzy lata temu powiedziaÅ‚em ci, że ze wzglÄ™du na mojÄ…
dalekowzroczność prezydent nazywa mnie swoim teleskopem?
— Nie, nie pamiÄ™tam — skÅ‚amaÅ‚ Beaurain.
— PrzypomniaÅ‚o mi siÄ™ to podczas pewnego zebrania, na którym przedstawi-
ciele wszystkich naszych służb specjalnych debatowali nad Teleskopem i zacho-
dzili w głowę, kto może być szefem tak niezwykłej organizacji.
— Co ty powiesz — zbyÅ‚ go wówczas Beaurain i, ignorujÄ…c badawcze spoj-
rzenie przyjaciela, zmienił temat.
Informacja. Belg od samego początku przewidywał, że sprawą najwyższej wa-
gi dla jego organizacji, jeśli ma działać odpowiednio szybko i bezwzględnie, bę-
dzie stały, błyskawiczny dopływ poufnych i tajnych informacji. I to była jedy-
na dziedzina, w której posługiwano się pieniędzmi. Wypłacano pokaźne sumy
starannie dobranej siatce szpiegów we wszystkich rodzajach środków masowego
przekazu, w wielu agendach rzÄ…dowych i w wielu krajach. I zawsze korzystano
z kanału z dwiema wodoszczelnymi grodziami: telefon pod numer, spod którego
ktoś dzwonił pod inny numer.
Ale to Château Wardin z jego różnorodnością ustronnych terenów, zamasko-
wanym pasem startowym i lądowiskiem dla helikopterów, stanowił klucz do Te-
leskopu. Tu właśnie Beaurain miał swoją główną bazę.
Natychmiast po przepuszczeniu furgonetki brama Château Wardin szczelnie
się zamknęła. Litow nadal był całkowicie przytomny. Skoncentrował się, pró-
bując za wszelką cenę odgadnąć, co się dzieje, dlaczego zwolnili. Przed ostrym zakrętem, niemal pod kątem prostym, który pokonali już w znacznie spokojniej-szym tempie, jechali ze sporą prędkością jakąś krętą drogą. Musieli znajdować się w dość odludnej okolicy, bo od dłuższego już czasu nie słyszał żadnych innych
pojazdów.
Jeszcze coś wskazywało na to, że chyba zbliżają się do miejsca przeznaczenia
— lekkie poruszenie wÅ›ród strażników. Jeden z nich podszedÅ‚ do Litowa, żeby
sprawdzić kajdanki i skórzany pas. Lekarz pakował do torby swoje przybory. Furgonetka toczyła się teraz bardzo wolno, nieustannie pokonując liczne obustronne zakręty. Litowa zaczęła niepokoić uwaga lekarza: Czeka pana lot. . .
Polecenia, jakie otrzymał osobiście od doktora Berlina, były jasne i niedwu-
znaczne: Zostaniesz schwytany przez ludzi z Teleskopu, którzy następnie zawiozą cię na przesłuchanie do swojej bazy. O nią właśnie mi chodzi, o jej dokładną loka-lizację. Ustalisz, gdzie ta baza się znajduje, zaprzęgniesz do roboty swoje rozlicz-18
ne zdolnoÅ›ci i uciekniesz. ObojÄ™tne, ilu z nich miaÅ‚byÅ› przy tym zabić. A wracajÄ…c do twojego pojmania w Brukseli — z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… ciÄ™ nie zabijÄ… ani też nie zraniÄ… bardziej, niż to bÄ™dzie konieczne. . .
Właśnie ta ostatnia przepowiednia nie przestawała zdumiewać Litowa i omal