Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ewolucja działa poprzez dobór naturalny, a dobór naturalny oznacza większe szanse przetrwania dla „najlepiej przystosowanych”. Ale, czy najlepiej przystosowanych osobników czy szczepów, a może gatunków, a może jeszcze czegoś innego? Dla pewnych celów nie jest to tak naprawdę istotne, ale gdy mówimy o altruizmie, staje się wręcz kluczowe. Jeśli w tej, jak to określił Darwin, walce o istnienie współzawodniczą gatunki, wtedy osobnik byłby pionkiem w grze, poświęcanym, gdy wymaga tego nadrzędny interes gatunku jako całości. Mówiąc precyzyjniej, grupa – gatunek czy populacja wewnątrz gatunku, której poszczególni członkowie są gotowi do poświęcenia siebie dla jej dobra – jest w mniejszym stopniu zagrożona wygaśnięciem niż grupa rywalizująca, której członkowie stawiają swój egoistyczny interes na pierwszym miejscu. W ten sposób świat zaczynają stopniowo zaludniać grupy składające się z osobników skłonnych do poświęceń. Jest to teoria „doboru grupowego”, przez długi czas uważana za słuszną przez biologów nie obeznanych ze szczegółami teorii ewolucji. Opisana została w sławnej książce V. C. Wynne’a-Edwardsa, a następnie spopularyzowana przez Roberta Ardreya w książce The Social Contract. Alternatywna, klasyczna teoria nosi nazwę „doboru osobniczego”, choć ja osobiście wolę mówić o „doborze genowym”.
Na argumenty przedstawione powyżej zwolennik teorii „doboru osobniczego” dałby natychmiast następującą odpowiedź. Nawet w populacji altruistów prawie na pewno znajdzie się grupka odszczepieńców odmawiających poświęceń. A choćby był to tylko jeden samolubny buntownik gotów czerpać korzyści z altruizmu innych, z definicji ma on większe od nich szanse na przeżycie i posiadanie potomstwa. Potomstwo to będzie dziedziczyć jego samolubne cechy. I po kilku generacjach tego naturalnego doboru „altruistyczna grupa” zostanie zdominowana przez samolubnych osobników i będzie nie do odróżnienia od grupy egoistycznej. Nawet jeśli założymy mało prawdopodobną możliwość, że początkowo istnieć będą grupy czysto altruistyczne, bez odszczepieńców, trudno sobie wyobrazić, co mogłoby powstrzymać egoistycznych osobników od imigracji z sąsiednich samolubnych grup i - poprzez mieszane małżeństwa - skażenia czystości grup altruistycznych.
Zwolennik teorii doboru osobniczego przyznałby, że grupy rzeczywiście mogą wymierać i na proces ten ma wpływ zachowanie osobników w grupie. Przyznałby też zapewne, że gdyby tylko osobniki danej grupy miały zdolność przewidywania, uświadomiłyby sobie, że na dłuższą metę w ich własnym interesie leży powściągnięcie egoistycznej zachłanności dla uchronienia grupy przed unicestwieniem. Ile razy w ostatnich latach powtarzano te słowa ludziom pracy w Wielkiej Brytanii? Lecz w porównaniu z ostrą, zaciętą walką w rywalizacji osobniczej wymieranie grup jest procesem powolnym. Nawet gdy grupa powoli i nieubłaganie zmierza ku destrukcji, samolubne jednostki na krótką metę świetnie prosperują kosztem altruistów. Obywatele Wielkiej Brytanii nie muszą być obdarzeni zdolnością przewidywania, choć w zasadzie mogliby przejawiać tę cechę, ewolucja natomiast jest wobec przyszłości ślepa.
Teoria doboru grupowego ma już obecnie niewielu zwolenników wśród rozumiejących ewolucję biologów, mimo to wciąż zachowuje swoje silne intuicyjne oddziaływanie. Kolejne pokolenia studentów przybywające ze szkół, by studiować zoologię, ze zdumieniem dowiadują się, że teoria ta wcale nie jest poglądem powszechnie obowiązującym. Trudno mieć o to do nich pretensje, skoro w Nufpeld Biology Teachers’ Guide, napisanym dla nauczycieli biologii wyższego stopnia w Wielkiej Brytanii, czytamy: „U zwierząt wyższych zachowanie może przybierać formę samobójstwa osobniczego dla zapewnienia przetrwania gatunku”. Anonimowy autor tego przewodnika jest błogo nieświadomy faktu, że powiedział coś kontrowersyjnego. A przy tym znajduje się w doborowym towarzystwie noblistów. Konrad Lorenz w książce Tak zwane zło pisze, że zachowania agresywne sprzyjają „zachowaniu gatunku”, między innymi poprzez zapewnienie, by tylko najlepiej przystosowane osobniki były dopuszczone do rozrodu. Poza wszystkim innym, jest to przepiękny przykład rozumowania, w którym ewentualny wniosek końcowy jest jednocześnie założeniem wyjściowym; tu chciałbym jednak zwrócić szczególną uwagę na głębokość zakorzenienia idei doboru grupowego, co sprawia, że zarówno Lorenz, jak i autor Nufpeld Guide najwidoczniej nie zdają sobie sprawy, że ich twierdzenia zaprzeczają klasycznej teorii Darwina.
Ostatnio słyszałem ucieszny przykład z tej samej beczki w znakomitym poza tym programie telewizji BBC o australijskich pająkach. Pani, występująca w tym programie jako ekspert, stwierdziła, że olbrzymia większość młodych pająków pada łupem innych gatunków, po czym dodała: „Być może, jest to rzeczywisty powód ich istnienia, bo przecież dla zachowania gatunku wystarczy, by przeżyło ich zaledwie kilka!”
Robert Ardrey w The Social Contract wykorzystał teorię doboru grupowego, by odnieść się do ogólnych zasad panującego obecnie porządku społecznego. Człowiek według niego jest gatunkiem, który zboczył ze ścieżki przyrodzonej zwierzętom prawości. Ardrey przynajmniej miał w tym jakiś cel. Jego decyzja o sprzeciwieniu się klasycznemu rozumieniu teorii ewolucji była świadoma i należy mu się za to szacunek.