Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Profilaktyka zaburzeñ emocjonalnych to przede wszystkim uczenie dziecka róŸnych sposobów radzenia sobie w sytuacjach trudnych, a nie tylko ochrona dziecka przed...Aby jakiekolwiek wydarzenie czy sytuacja mog³o zaistnieæ na planie fizycznym,musi zostaæ poprzedzone przez myœl, wprawione przez ni¹ w ruch oraz...Choć dodatkowe wyniki uzyskane przez Langer wykazaÅ‚y istnienie wielu sytuacji, w których ludzie nie zachowujÄ… siÄ™ w taki automatyczny sposób, badaczka ta jest...porównana do sytuacji szachisty, który ma do swej dyspozycji szereg figur o różnychfunkcjach i wartoÅ›ciach i których ruchami kieruje dla uzyskania swego celu...W warunkach ¿yda spo³ecznego wa¿nym czynnikiem okreœlaj¹cym mo¿liwoœci cz³owieka, a wiêc kszta³tuj¹cym te¿ jego sytuacjê, s¹ obowi¹zuj¹ce normy, przepisy,...najmniejszy procent wskazywania przez respondentów wystÄ™powaniazjawiska bania pod uwagÄ™ sytuacji rodzinnej...okreÅ›lonych sytuacjach używamy pewnych zwrotów, których unikamy w innych warunkach...ieñ Rozpoznawanie polega na identyfikacji bodŸca czy sytuacji wystêpuj¹od cej uprzednio...Kapitan „Defendera" udawaÅ‚, że sytuacja, w jakiej siÄ™ znalazÅ‚, bawi go niezmiernie...Niektórzy z polityków byli wyraźnie rozbawieni caÅ‚Ä… sytuacjÄ…...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Vogel obiecał, że w jej przypadku wszystko będzie wyglądać inaczej. Inne będą hasła radiowe, inne ustalone spotkania, inne szyfry. Nawet jeśli Anglicy dopadli i powiesili wszystkich niemiec­kich szpiegów, żaden ślad nie doprowadzi do niej.
Catherine chciałaby posiadać pewność siebie Vogla. Siedział setki mil stąd, odcięty od Wielkiej Brytanii kanałem La Manche, poruszał się na ślepo. Najmniejszy jego błąd może doprowadzić do jej aresztowania lub śmierci. Weźmy chociażby miejsce spot­kania. Noc była lodowata; każdy błąkający się bez celu po Hyde Parku automatycznie może wzbudzić podejrzenia. Idiotyczny błąd, zgoła nie w stylu Vogla. Widocznie żyje pod ogromną presją. To zrozumiałe. Szykuje się inwazja, wszyscy o tym mówią. Pytanie tylko kiedy i gdzie.
Jeszcze z jednego powodu nie wyglądała tego spotkania: bała się wciągnięcia w grę. Przyzwyczaiła się do obecnego stanu rzeczy, może nawet za bardzo. Życie nabrało już pewnego rytmu i tempa. Miała swoje wygodne mieszkanie, pracę wolontariuszki, pieniądze Vogla, z których się utrzymywała. Nie chciało jej się, już niemal u kresu wojny, narażać na niebezpieczeństwo. Bynaj­mniej nie myślała o sobie jako o niemieckiej patriotce. Przybrana tożsamość wydawała się całkiem bezpieczna. Mogła przeczekać wojnę, a potem wrócić do Hiszpanii. Z powrotem znaleźć się w wielkiej estancia u stóp gór. I z Marią.
Catherine skręciła do Hyde Parku. Odgłosy wieczornego szczytu w Kensingtonie zmieniły się w przyjemny szum.
Z dwóch powodów stawiła się na spotkanie.
Po pierwsze, ze względu na bezpieczeństwo ojca. Catherine nie zgłosiła się do Abwehry na szpiega, zmuszono ją do współpracy. Instrumentem nacisku Vogla stał się jej ojciec. Vogel jasno dał jej do zrozumienia, że jeśli nie zgodzi się pojechać do Anglii, ojcu stanie się krzywda. Będzie aresztowany, osadzony w obozie koncentracyjnym, a może nawet zabity. Jeśli teraz nie zgodzi się wypełnić zadania, życie jej ojca z pewnością zawiśnie na włosku.
Drugi powód był prostszy: czuła się rozpaczliwie samotna. Przez sześć lat egzystowała odcięta od wszystkiego, w izolacji. Normalnym agentom pozwalano korzystać z radia. Utrzymywali przynajmniej minimalną więź z Niemcami. Jej tymczasem nie pozwolono naprawie żaden kontakt. Zżerała ją ciekawość. Chciała porozmawiać z kimś od siebie. Chciała choć na chwilę wyzwolić się z narzuconej roli. Móc zapomnieć o Catherine Blake.
Boże, toż ja prawie już nie pamiętam swojego prawdziwego imienia — pomyślała.
Ostatecznie postanowiła jednak spotkać się z agentem.
Szła brzegiem stawu, obserwując kaczki, które polowały w wy­kutych w lodzie przeręblach, potem ruszyła ścieżką w stronę drzew. Gasły już ostatnie promienie dnia; niebo pokryło się kobier­cem mrugających gwiazd.
Przynajmniej jedna pozytywna strona zaciemnienia: nocą widać gwiazdy, nawet w samym środku West Endu — pomyślała.
Sięgnęła do torebki i dotknęła kolby swego automatycznego mauzera 6.35 z tłumikiem. Był na miejscu. Jeśli stanie się coś nieoczekiwanego, skorzysta z niego. Jedno sobie poprzysięgła: nigdy nie da się zaaresztować. Na samą myśl, że miałaby siedzieć zamknięta w jakimś cuchnącym angielskim więzieniu, robiło jej się niedobrze. Nocami nękały ją koszmary o własnej egzekucji. Widziała kpiące twarze Anglików, którzy patrzą, jak kat zakłada jej kaptur na głowę i zarzuca pętlę na szyję. Skorzysta ze swojej kapsułki z trucizną albo zginie w walce. Nigdy nie pozwoli im się tknąć.
Minął ją amerykański żołnierz. U jego ramienia uwiesiła się prostytutka, macała go w kroku i lizała w ucho. To był zwyczajny widok. Dziewczyny pracowały na Piccadilly. Mało komu chciało się trwonić pieniądze na pokój hotelowy. Robota przy ścianie, tak to nazywali żołnierze. Dziewczyny po prostu prowadziły klientów w jakieś boczne uliczki czy do parku i podnosiły spódnicę. Nie­które, co bardziej naiwne, myślały, że stojąc nie zajdą w ciążę.
Głupie Angieleczki — pomyślała Catherine.
Weszła między drzewa i czekała, aż pokaże się agent Vogla.
Popołudniowy pociąg z Hunstanton przyjechał na stację Liver­pool Street z półgodzinnym opóźnieniem. Horst Neumann zabrał swoją skórzaną torbę z pojemnika na bagaże i czekał w kolejce do wyjścia z wagonu. Na stacji panował nieopisany chaos. Grupki znużonych podróżnych o nieprzytomnych twarzach i wyglądzie ofiar kataklizmu błąkały się po poczekalni, czekając na niewyob­rażalnie spóźnione pociągi. Żołnierze spali, gdzie popadło, z gło­wami na chlebakach. Wśród tej ciżby krążyło paru umundurowa­nych funkcjonariuszy żandarmerii kolejowej, próbując zaprowadzić jaki taki ład. Bagażowymi były kobiety. Neumann wkroczył na peron. Drobny, ruchliwy i bystry przeciskał się przez gęsty tłum.