Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.– Uważam, że to prawda – oznajmiła Alessandra...- Ale dowie się pan, co oni wtedy robili, prawda? Między drugą dwadzieścia a drugą czterdzieści pięć...- Nawet jeżeli to prawda, to mój ojciec grał w innej lidze niż ojciec pana Abbeya...Jeżeli jest także prawdą, jak wspominałem powyżej, że siła i zasięg oddziaływań w przyrodzie również zależy od kwantowego stanu Wszechświata, to możemy...Kiedy już Lauren skończyła gimnastykę z poduszkami, Alan zaczął ma­sować jej plecy i powiedział:- Nie możesz jej pomóc, kochanie, wiesz o tym, prawda? -...- Jak widzę, nie przechodził pan dotychczas leczenia psy­chiatrycznego, prawda, panie McMurry?- McMurphy, doktorze...– Jeśli to prawda, to dlaczego mi o tym opowiadasz? Zdradzasz tajemnice swego ojca...przy ludziach nie można jeść tak jak w domu, prawda...Grace dała jej swój numer i dodała:- Proszę mu powiedzieć, że chce z nim mówić doktor Grace Mitowski i że zajmę mu tylko kilka minut...- Ta dama nie spędza zbyt wiele czasu w ogrodzie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

-Handel rozwija się tylko w społeczeństwie spokojnym i uczciwym. Zaimponowała nam twoja stanowczość. I ja, i mój mąż cenimy ludzi odważnych. Od tej pory ilekroć w naszych interesach wystąpią jakiekolwiek wątpliwości prawne, ciebie weźmiemy na doradcę.
ROZDZIAŁ 19 
Po krótkim i spokojnym rejsie statek z sędzią Pazerem, jego osłem i psem, Kemem, policyjnym pawianem i kilkoma innymi pasażerami na pokładzie dopłynął do Teb.
Wszyscy zamilkli.
Na lewym brzegu rzeki rozpościerał się wspaniały zespół architektoniczny świątyń Karnaku i Luksom. Tu, za wysokimi murami, garstka mężczyzn i kobiet, ukryta przed spojrzeniami profanów, składała hołdy bogom, błagając ich, żeby pozostali na ziemi. Wysadzane rzędami akacji i krzewów tamaryszku cieniste aleje baranów wiodły ku pylonom, za którymi kryły się sanktuaria.
Tym razem policja rzeczna nie zatrzymała statku. Pazer z radością wracał w rodzinne strony -od wyjazdu stąd przeszedł wiele ciężkich prób, nabrał hartu, a przede wszystkim poznał, co znaczy miłość. Neferet wciąż była przy nim. Tracił apetyt, coraz trudniej przychodziło mu się skupić. W nocy leżał z otwartymi oczyma, oczekując, że z mroku wyłoni się jej postać. Myślami był daleko i pogrążał się w pustce, która zżerała go od środka. Tylko ukochana kobieta mogłaby go wyleczyć, czy jednak pozna, co mu dolega? Chęci do życia nie przywrócą mu ani bogowie, ani kapłani, bólu nie usunie żaden triumf i nie ukoi żaden papirus.
Teby -miejsce pobytu Neferet, były ostatnią nadzieją.
Pazer nie wierzył już w sukces śledztwa. Stracił złudzenia; pojął, że spisek zorganizowano znakomicie. Bez względu na to, jak uzasadnione są jego podejrzenia, nigdy nie dotrze do prawdy. Tuż przed wyjazdem dowiedział się, że mumię dowódcy wart złożono właśnie do grobu. Władze wojskowe uznały, że nie warto odkładać uroczystości pogrzebowych, skoro pobyt generała Aszera w Azji może się przeciągnąć. Czy rzeczywiście pochowano ciało weterana, czy inne ciało? A może ów człowiek jeszcze żyje i gdzieś się ukrywa?
Statek przybił do brzegu nieopodal świątyni w Luksorze.
-Jesteśmy śledzeni -zauważył Kem. -Ten młodziak na rufie. Wsiadł ostatni.
-Chodźmy w głąb miasta. Zobaczymy, czy pójdzie za nami.
Młodziak nie spuszczał ich z oka.
-Mentemozis?
-Prawdopodobnie.
-Czy mam cię od niego uwolnić, panie?
-Mam inny pomysł.
Sędzia zgłosił się w komendzie miasta. Przyjął go opasły policjant, którego pokój pełen był koszyków z owocami i ciastkami.
-Nie pochodzisz czasem z tych stron?
-Owszem, urodziłem się w małej wiosce na zachodnim brzegu. Teraz pracuję w Memfisie i miałem zaszczyt zetknąć się z twoim przełożonym Mentemozisem.
-A więc powrót?
-Krótki pobyt.
-Wypoczynek czy praca?
-Zajmuję się podatkami od drewna. Spisy, które sporządził mój poprzednik, zawierają luki i niejasności w tej bardzo istotnej sprawie.
Tłuścioch przełknął kilka rodzynek.
-Czyżby Memfis odczuwał brak opału?
-Bynajmniej. Zima była łagodna i drewna opałowego wciąż mamy dosyć. Wydaje mi się tylko, że były pewne błędy w doborze przykrawaczy gałęzi. Za dużo ich z Memfisu, za mało z Teb. Chciałbym przejrzeć twoje spisy, wioska po wiosce, bo trzeba wykryć oszustów. Są tacy, którym nie chce się zbierać włókien palmowych i nosić ich do punktów sortowania i rozdziału. Muszę więc coś przedsięwziąć.
-Oczywiście, oczywiście.
Mentemozis zdążył wcześniej listownie zawiadomić naczelnika policji w Tebach, że zjawi się tu sędzia Pazer. Opisał go jako człowieka groźnego, zawziętego i wszędzie wtykającego nos, a tymczasem tłuścioch miał przed sobą nie gniewnego dygnitarza, lecz pedantycznego i zaprzątniętego drobiazgami urzędnika.
-Zestawienie jakości drewna dostarczanego z Północy i z Południa jest nader wymowne -ciągnął Pazer. - W Tebach nie karczuje się należycie pni uschłych drzew. Czyżby istniał tu przemyt?
-Całkiem możliwe.
-Zechciej zapisać, co jest przedmiotem mojego śledztwa w terenie.
-Bądź spokojny.
Gdy w komendzie zjawił się młody policjant, któremu polecono śledzić Pazera, tłuścioch zdał mu sprawę z przebiegu rozmowy. Obaj jednomyślnie doszli do wniosku, że sędzia zapomniał już o swoich pierwotnych zamierzeniach i zajął się sprawami codziennymi. Tak rozsądna postawa Pazera uwalniała ich od wielu kłopotów.
 
Połykacz cieni bał się małpy i psa. Wiedział, jak bardzo spostrzegawcze są zwierzęta i jak łatwo wyczuwają złe zamiary. Śledził przeto Pazera i Kema ze sporej odległości.
Rezygnując ze śledzenia sędziego, drugi szpieg -zapewne podkomendny Mentemozisa -ułatwił mu pracę. Jeśli sędzia zbliży się do celu, połykacz cieni będzie zmuszony działać, w przeciwnym razie poprzestanie na obserwacji.
Rozkazy były wyraźne, a połykacz cieni nigdy nie naruszał rozkazów. Nikogo też bez oczywistej potrzeby nie zabije. To, że zginęła żona dowódcy wart, było rezultatem uporu Pazera.
 
Po dramacie koło Sfinksa weteran schronił się w swej rodzinnej wiosce na zachodnim brzegu Nilu. Przeszedłszy na emeryturę, zamierzał wieść tu szczęśliwy żywot. Historyjka o wypadku odpowiadała mu jak najbardziej. Po cóż by miał w swoim wieku wdawać się w walkę z góry skazaną na niepowodzenie.
Osiedlił się w wiosce, wyremontował piec chlebowy i ku wielkiemu zadowoleniu wieśniaków zajął się piekarstwem. Kobiety odsiewały na przetakach zanieczyszczenia, czyste ziarno miażdżyły na żarnach i rozcierały długimi tłuczkami w moździerzach. W ten sposób powstawała ciemna, grubo mielona razówka, którą wielokrotnie przesiewały, tak by otrzymać w końcu miałką mąkę. Dolewały do niej wody, wyrabiały gęste ciasto, dodawały potem zaczynu. Jedne do gniecenia ciasta używały dzbanów z szerokimi szyjkami, inne kładły je na pochyłej płycie, po której łatwo spływała woda. Wtedy pracę podejmował piekarz. Najprostsze chleby wypiekał na ruszcie, a wymyślniejsze -w piecu z trzema płytami pionowymi, przykrytymi jedną, poziomą, pod którą płonął ogień. Miał w piekarni formy z otworami i kamienne płytki, nabierał ciasta i formował to krągłe buły, to podłużne bochenki, to płaskie podpłomyki. Na prośbę dzieci wypiekał bułeczki w kształcie leżącego cielaka ach, jak im smakowały! Na święta boga płodności, Mina, robił fallusy o złotej skórce i bielutkim miąższu -jedzono je wśród złotych kłosów zboża.