Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Patrzyłem, jak szli szybko i jak zabawnie sterczące kucyki Babetki poruszały się przy każdym energiczniejszym ruchu. Stanęli u szczytu schodów. Tomek wyjął coś z kieszeni. Z odległości, która mnie od nich dzieliła, nie mogłem dostrzec, co to było. Widziałem tylko, że Babetka pochyliła się nad dłonią Tomka i oglądała coś ciekawie. Potem uniosła głowę do góry i stali tak przez chwilę, zupełnie nieruchomo, jak gdyby to, co leżało na dłoni Tomka, zafascynowało ich swoją wyjątkowością. Potem widziałem jeszcze, że ten drobiazg, bo musiał to być drobiazg, przewędrował z ręki Tomka do ręki Babetki, a ona, uniósłszy się na palcach, pocałowała Tomka w policzek. Babetka zrobiła krok do przodu, później jednak odwróciła się i szybko zaczęła biec w moją stronę. Usiadła obok mnie i wyciągnęła przed siebie zaciśniętą garść.
- Wie pan, co on mi kupił? - zapytała.
- Nie.
Tomek podszedł do nas, ale nie usiadł. Stał obok Babetki i przyglądał się z uśmiechem, w którym bez trudu rozpoznałem kogucią dumę i ważność.
- Nie wiem, co ci kupił.
Babetka otworzyła dłoń. Zobaczyłem pierścionek, jarmarczny pierścionek, przeraźliwie złoty, z oczkiem o jadowitej czerwieni.
- O! - zawołałem w sposób, który wyraźnie zaniepokoił Babetkę.
Spojrzała mi w oczy i cała jej radość przycichła nagle.
- Zabawny jest, prawda? - zapytała, odejmując pierścionkowi całą jego ważność.
- Bardzo zabawny - przyznałem. - Zawiera w sobie folklor tego targu - dodałem sztywno.
Babetka ciągle jeszcze wpatrywała się w pierścionek i nie miała odwagi wsunąć go na palec.
- Myślę, że możesz go nosić bez żadnych zobowiązań! - roześmiałem się, udając, że to powiedzenie jest wyłącznie żartem. Spojrzałem na Tomka. Przyglądał mi się z wyraźną niechęcią. A jednak pomogłem Babetce w jej rozterkach, bo teraz śmiało już wsunęła pierścionek na palec.
- Będę miała pamiątkę! - powiedziała swobodnie.
Tomek patrzył na rozłożyste gałęzie kasztanowca i gwizdał.
* * *
- Zrzuć to świństwo, mówię ci! A ty, Tomaszek, chyba rozum postradałeś, żeby dziewczynie taką tandetę kupować!
- Przecież to żarty, Anito! - broniła się Babetka.
- Nie lubię takich żartów, jeszcze kto przyjdzie, zobaczy i wstydu się najemy.
- Pozwól mi go nosić, Anitko!
- Oj, nie jęcz mi tu nad głową, bo już się zupełnie w tych papierzyskach połapać nie mogę. Dziadek mi zostawił pisma do stadniny, ktoś tam musi pójść i do kancelarii oddać.
- Ja pójdę! - ożywił się Tomasz. - Jeszcze nie byłem w tym roku, może mi dadzą pojeździć.
- Możesz ty pójść. Tylko pamiętaj, żeby w kancelarii te pisma przez dziennik przeszły. Tak Prot kazał.
- Chodźmy wszyscy - zaproponowała Krystynka. - Tani jest tak fajnie w tej stadninie. Może i pan się wybierze?
- A wiesz, że się wybiorę, nawet chętnie. Lubię konie.
Do stadniny było osiem kilometrów. Kiedy dochodziliśmy do zabudowań, Tomasz wyprzedził nas.
- Pójdę szybciej i oddam pisma w kancelarii. Spotkamy się przy stajniach, dobrze?
Jest już późno, nie będziemy mieli dużo czasu. Kiedy oddalił się od nas, Kryśka zauważyła domyślnie:
- On chce złapać masztalerza. Jest tam jeden taki, który go zna. Oni niechętnie dają konie obcym, ale może Tomkowi uda się jakiegoś wycyganić.
Kiedy zbliżyliśmy się do stajni, Tomasz już tam był.
- Pośpieszcie się! - zawołał w naszą stronę. - Zobaczycie zupełne cudo!
Zupełne cudo stało przy maneżu. Tomek rozmawiał z masztalerzem, gładząc grzywę konia. Masztalerz przywitał się z nami, a potem przedstawił nam klacz:
- To Dulcynea.
- Dulcynea z Toboso - Tomasz wpatrywał się w nią jak urzeczony. - Spójrzcie, jaką ma
szyjÄ™!
Istotnie, szyję miała śliczną. Smukłą i gładką.
- To bardzo młoda klacz, wychowanka naszej stadniny. - Masztalerz spojrzał na Tomasza z ukosa. - Pan, zdaje mi się...
Nie dokończył.
- A można?