Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Kiedy tak myślał, doszedł do niego bardzo słaby i odległy pomruk. Nakazał ciszę i w ciągu minuty prawie upewnił się, co to za szum. Musiał to być, zmieniony przez odległość, ryk wodospadu.
Wydał rozkazy najbliższej osobie, Awinie, która przekazała je dalej. Wszystko się opóźniło, gdyż większość nie była skora do opuszczenia bezpiecznego miejsca. Dawało im wspaniałe schronienie, ale Ulisses znał swoich „ludzi” i ich myśli. Krzyknął na nich i powiedział, co się wkrótce stanie, jeżeli się nie ruszą. Kie4y im wszystko wyjaśnił, postępowali szybko. Nie troskali się zbytnio o przyszłość; dość mieli kłopotów z obecną sytuacją.
Koniec gałęzi, a raczej miejsce w którym raptownie skręcała pionowo pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, odległy był o dwie mile. Wyprawa posuwała się powoli z powodu gęstej roślinności; mieli także rozkazy, aby iść cicho i wolno.
Ulisses dojrzał biało-czarną pianę na ćwierć mili przed dojściem do niej. Wspiął się na wysokie drzewo, aby mieć lepszy widok, jednocześnie starając się, aby przelatujący wysoko od czasu do czasu ludzie--nietoperze., nie dostrzegli go. Podniosły się mgły, zakrywając gałąź, tak jak myślał. W górze, na drzewie, dżungla już nie tłumiła ryku spadającej wody.
Miał schodzić, kiedy spostrzegł Dhulhulikha, przelatującego opodal. Przylgnął do drzewa, chcąc wyglądać jak zgrubienie kory. Księżyc nie oświetlał go bezpośrednio, chociaż przez liście przebijało się dość promieni, czyniąc ciemność bardziej srebrną. Nietoperz przeleciał, trzepocząc skrzydłami powoli, tak że prawie zawisł w powietrzu. Zawrócił w kierunku drzewa, lecąc poprzez przestrzenie czerni i bladej żółci. Promienie księżyca odbijały się od łysej czaszki i ginęły na skrzydłach, ciemniejszych od reszty ciała. Zszedł w dół, aż do wierzchołków krzewów i wzbił się w górę, bił skrzydłami, aby nie spaść. Zanim wylądował na gałęzi drzewa po drugiej stronie zawisł w powietrzu; lądował łagodnie niczym sowa.
Nie posiadał szponów, którymi mógłby trzymać się gałęzi, więc złapał mniejszą gałązkę, aby nie spaść. Złożywszy skrzydła, obrócił się plecami do Ulissesa. Miał na sobie pas z kamiennym nożem, a w ręku krótką, cienka włócznię. Na sznurze wokół szyi wisiał skręcony instrument. Ulisses zgadł, że jest to róg. Stwór siedział tu i wypatrywał wroga. Gdyby ich ujrzał, zawezwałby pobratymców przy pomocy rogu;
Z dołu nie dochodził żaden dźwięk na tyle głośny, by wznieść się ponad huk wodospadu. Jego ludzie widzieli człowieka-nietoperza i czekali na rozwój wydarzeń. Dżungla wyglądała na niezamieszkałą.
Ulisses opuścił swoje stanowisko i zaczął posuwać się wokół pnia. Łuk i kołczan zostały na dole. Na szczęście leżały po przeciwnej stronie, w cieniu. Ulisses miał przy sobie jedynie nóż sprężynowy, który trzymał w zębach. Mimo że wodospad głuszył wszelkie odgłosy, nie był na tyle głośny, aby nietoperz o dobrym słuchu nie usłyszał szelestu liści czy trzasku gałązki.
Człowiek-nietoperz nadal siedział odwrócony plecami do Ulissesa, na tej samej gałęzi po której się ten zbliżał. Wysuwał jedną stopę i dołączał drugą, i tak dalej. Potem stanął i wyjął nóż z ust. Człowiek--nietoperz rozpostarł do połowy skrzydła, zatrzepotał nimi lekko, po czym je na powrót złożył. Wtedy Ulisses zobaczył dziurę w błonie prawego skrzydła. Rozpoznał sylwetkę głowy i zarys barków. To był Ghlikh.
Zrezygnował z zamiaru zabicia. Ghlikha mógł wykorzystać.
Zabić byłoby łatwiej niż pojmać. Musiał postarać się, aby jednocześnie uderzyć Ghlikha i od razu powstrzymać od upadku.
Chociaż Ghlikh ważył tylko około czterdziestu pięciu funtów, to spadając z wysokości trzydziestu stóp prawdopodobnie by się zabił. Ulisses musiał także uważać, aby nie zaatakować za szybko, bo mógłby spaść razem z nim.
Zbliżał się bardzo powoli, ze strachem, że mały człowiek wyczuje ugięcie gałęzi pod jego stu czterdziestu pięcioma funtami. Ghlikh jednak nie siedział na cienkiej części gałęzi. Był w połowie. Ulisses uderzył go w bok szyi nie za mocno, by nie złamać kruchych, prawdopodobnie pneumatycznych kości. Bezgłośnie, Ghlikh przewrócił się i upadł do przodu. Ulisses musiał złapać go drugą ręką za skrzydło. Zawołał do ukrytych w krzakach, a gdy wyszli, zrzucił nieprzytomnego człowieka wprost w czekające ramiona. Zanim zszedł, Ghlikha już związano i zakneblowano. Kilka minut później otworzył oczy. Ulisses stał w świetle księżyca, więc Ghlikh widział, kto go pojmał. Rozszerzył oczy ze zdumienia i szarpnął się. Nadal się wił, kiedy przytroczono go do pleców Ulissesa jak plecak. Ulisses rozkazał Wulce, aby go jeszcze raz uderzył i Wagarondita z radością posłuchał.
Ostatnie pół mili pokonali w najszybszym możliwym tempie. Mgły zakryły Ulissesa nie tylko przed wzrokiem nietoperzy, ale także jego własnych ludzi. W ciemnościach i chmurach, unoszących się w otchłani, widział zaledwie na dwie stopy, przed i poniżej siebie. Jego ciało pokryły krople wody i zrobiło mu się zimno. Kora, palce rąk i stóp stały się śliskie.
Nie pozostało nic, tylko iść w dół. Gdyby był sam, lub z ludźmi, którzy nie uważali go za boga, nie wchodziłby w mgłę. Ale nie mógł unikać swoich powinności, ani łamać słowa.
- Mgła to nasza osłona - powiedział - ale jak wszystkie osłony, wszystkie tarcze, ma swoje minusy. Płaci się za nią cenę. Chowa nas przed wrogami, ale kryje niebezpieczeństwa. Będzie ślisko i będziemy ślepi.