Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.RegułyJeśli przyjrzysz się specjalizacji char_traits dla typu wchar_t, zauważysz, że jest onpraktycznie identyczny jak odpowiednik dla typu char:4...– Ale to ich spodziewanie się nie opóźni ani jednego bełtu w locie – słusznie zauważył rycerz...— Nie wygląda na dziewczynę, którą chciałbym poderwać w barze — zauważył Chavez...Przyglądając się bliżej skrajnym przypadkom aspołecznego zamknięcia się w sobie, zauważymy przejawy "anty badawczego" zachowania się w ich najbardziej...Zajęta oglądaniem nowych płócien wiszących na ścianach salonu, nie zauważyła, kiedy Pascal wrócił...- Przygotowanie lądowania na obcej planecie jest problemem znacznie trudniejszym, niż się wydaje - zauważył Ted z uznaniem...– Ależ pani – rzekł po cichu Eugeniusz – zdaje mi się, że jeśli zechcę być uprzejmy wobec mej kuzynki, zostanę tutaj...— Należy do mnie, gdyż go kupiłam — powiedziała z łagodnym wyrzutem...- Do tego momentu mój stosunek do życia był, jak mogliście zauważyć, racjonalny i naukowy...- Na Boga! Jesteś dziś w głębokim nastroju - zauważył Kane sarkastycznie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- A czego spodziewacie się po Eysie? - dopytywał się Ali. - Dla nich Wolni Pośrednicy to śmieci z prowincjonalnych planet. Wracajmy tam, gdzie nas doceniają.
Krótszą drogą dotarli na Królową i weszli w szeregu na rampę, by zdać raport kapitanowi.
Groft i jego łowcy gorpów nie przynieśli Ziemianom oczekiwanej satysfakcji. Z zaskoczeniem stwierdzili następnego dnia, że żaden Salarik nie pojawił się w celach handlowych. Zamiast tego zjawiła się druga delegacja, składająca się tym razem ze starszych mężczyzn i Kapłanów Burzy. Przybyli z zaproszeniem na uroczystości pogrzebowe Pafta, po których miało nastąpić uroczyste mianowanie Grofta na miejsce pomszczonego już teraz ojca. Ze słów członków delegacji jasno wynikało, że zaproszenie Ziemian, którzy wzięli udział w ich polowaniu, uważane było za ścisłe wypełnienie tradycji.
Ciągnęli losy, by wybrać dwu, którzy mieli zostać na statku, reszta zaś wyperfumowała się, by nie dać powodu do jakiejkolwiek urazy, co mogłoby zniszczyć tak dobre stosunki. Po południu eskorta Salarików mająca pełnić honory czekała na nich na skraju lasu. Mura i Tang odprowadzili ich. Szli ubitą drogą w kierunku odwrotnym do targowiska, poprzedzani przez bębniącego herolda. Las, którym się posuwali, skończył się i wyszli na kilkunastomilową przestrzeń zupełnie pozbawioną roślinności, w której mógłby znaleźć schronienie przeciwnik. Na samym środku postawiono tam wysoką na dwanaście stóp palisadę z jasnoczerwonego drewna, które wcześniej przyciągnęło uwagę Weeksa. Każdy pal był pniem drzewa, zakończonym ostro na szczycie. Skrajem pola ciągnął się szeroki rów, który można było przekroczyć przez most umieszczony przy furcie; podłogę mostu zdejmowano w zależności od potrzeb.
Przechodząc przezeń, Dan popatrzył w dół na pozbawioną wody fosę. Woda nie stanowiła dla Salarików środka obrony. Polegali oni na czymś, dla czego Dan poczuł respekt po doświadczeniach ostatniej nocy. Bez wątpienia była to ta sama purpura. Jakieś osiem stóp pod nim rozciągała się warstwa piany, jaką wypalano z powierzchni fal na polowaniu. Obrońcy palisady musieli tylko wrzucić do fosy pochodnię, a powstała ściana ognia skutecznie powstrzymałaby każdego przeciwnika. Salarikowie wiedzieli, jak najlepiej wykorzystać naturalne bogactwa swego świata.
Rozdział 6 - Wyzwanie na pojedynek 
Wewnątrz czerwonej palisady czekał już zebrany tłum. W życiu Salarików dominował pewien rodzaj intymności, tak że nawet nieżonaci wojownicy nie mieszkali we wspólnych barakach, lecz każdy miał swoją izdebkę; dlatego ich miasto zbudowane z drewna i glinianych cegieł przypominało ruchliwy ul. Choć klan Pafta uważany był za duży, to składało się nań zaledwie dwustu wojowników, ich liczne żony i dzieci oraz schwytani niewolnicy. Zwykle nie wszyscy mieszkali w mieście, lecz na uroczystości pogrzebowe przybył cały klan, co znaczyło, że wielu musiało podzielić się swym kątem, a inni znaleźli schronienie w prowizorycznych namiotach skleconych między budynkami. Ziemianie wdzięczni byli za przewodnika, który poprowadził ich przez ten zatłoczony labirynt do jego centrum, czyli Wielkiej Sali.
Podobnie jęk centrum handlowe, tak i ta sala miała kształt koła odkrytego od góry i podzielonego na stanowiska jakby szprychami. Każde z nich było podporą dla metalowego kosza wypełnionego łatwopalnym materiałem. Nie było tu żadnych siedzeń ani stołów do handlu. Wzdłuż okrągłych ścian ciągnął się szeroki stół z niewielką tylko przerwą. Wysoki tron wodza stał naprzeciwko wejścia. Umieszczony on był na podwyższeniu, do którego prowadziły dwa stopnie. Choć uroczystości formalnie jeszcze się nie zaczęły, widać było, że większość miejsc jest już zajęta.
Poprowadzono ich pod ścianą do miejsc znajdujących się niedaleko wysokiego tronu. Van Ryck usiadł, chrząkając z zadowoleniem. Najwyraźniej zaliczono Ziemian do sfer wyższych. Mogli być pewni korzystnych stosunków handlowych w najbliższym czasie.