Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.W istocie otrzymujemy wynik, ktry ma nieoczekiwanie interesujce konsekwencje: pierwsze teorie - to znaczy pierwsze prbne rozwizania problemw - i pierwsze problemy...Barclay zatem wbrew wszystkim i wszystkiemu bronił uparcie do ostatniej chwili planu cofania się na całej linii, planu, który wysławiał przed jednym z...– Inżynierowie Eesyana stworzyli podwójną bramę – torus, który w jednym kierunku funkcjonował jako wejście, a w odwrotnym jako wyjście...Tego samego wieczora wędrowny rękopis Szaleństwa Almayera został wypakowany i położony bez ostentacji na biurku w moim pokoju, w gościnnym pokoju, który —...To było piękne, wspaniałe - szczytowy moment w życiu każdego artylerzysty, moment, który przeżywał wciąż od nowa w marzeniach, na jawie i we śnie, przez resztę...Dobbs i Joe Głodomór nie wchodzili w grę, podobnie jak Orr, który znowu majstrował przy zaworze do piecyka, kiedy zgnę­biony Yossarian przykuśtykał do...Wszystkich pracowników przytrzymywała w pracy jedynie nadzieja otrzymania nowego, lub w miarę nowego sprzętu, który pozwoliłby na prowadzenie normalnej...piknikiem nad Bugiem, który doprawdy nie miał nic wspólnego ani z dekoratorstwem, ani z anestezjologią — no, może o tyle miał, że za jego pomocą Idzia...— To miasto jest stracone dla Światłości — warknął ten, który wyciągnął miecz, po czym podniósł głos, aby krzyknąć w stronę...Rzeka symbolizujca to, co czyste i pierwotne, intryguje Frank tak, jak wiato intrygowaa demiurga, ktry dla kaprysu uwizi j w materii...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Ileż strumieni krwi trzeba było wylać, aby usta-
nowić święto Bożego Ciała, którym kuria rzymska chciała stwierdzić swoje zwycięstwo w
sprawie Istotnej Obecności, szyzmy, która przez trzy wieki trawiła Kościół! Wojny hrabiego
Tuluzy i albigensi20 są następstwem tej sprawy. Waldeńczycy21 i albigensi nie chcieli uznać
tej innowacji.
Słowem, Desplein rozwinął całą werwę niedowiarka; był to istny potok wolterowskich
konceptów lub, aby rzec lepiej, obrzydliwa kopia „Cytatora”22
„Tam do licha! – powiadał sobie Bianchon w duchu – gdzież jest mój bigot z dzisiejszego
rana?”
Nie rzekł nic, zwątpił, czy to w istocie swego szefa widział w kościele Saint-Sulpice. De-
splein nie byłby się trudził kłamać przed Bianchonem; zanadto się dobrze znali; nieraz już w
równie ważnych kwestiach wymieniali myśli, dyskutowali systemy de natura rerum23, zgłę-
biając je lub sekcjonując nożem i skalpelem niedowiarstwa. Upłynęły trzy miesiące. Bianchon
nie doszedł do żadnych wniosków co do tego faktu, mimo że pozostał on wyryty w jego pa-
mięci. Któregoś dnia jeden z lekarzy „Szpitala Bożego” ujął Despleina przy Bianchonie pod
ramię.
– Co pan robił w kościele Saint-Sulpice, drogi mistrzu? – rzekł.

17 C a b a n i s t a – tj. zwolennik Pierre-Jean-Georges Cabanisa (1757–1808), lekarza i filozofa-materialisty.
18 François-Joseph-Victor B r o u s s a i s (1772–1838) – zrazu lekarz armii napoleońskiej, potem profesor w
paryskim Val-de-Grâce, podważył wiele teoryj medycyny swoich czasów.
19 H o c e s t C o r p u s (łac.) – to jest ciało.
20 A l b i g e n s i – sekta chrześcijańska odrzucająca dogmat o Trójcy św. i zmartwychwstaniu, wytępiona w
XIII w. przez zorganizowaną przeciw niej wyprawę krzyżową.
21 W a l d e ń c z y c y (waldensowie) – sekta chrześcijańska założona przez Petrusa Waldusa (Valdez) w Lyonie
w r. 1176, głosząca powrót do ubóstwa i prostoty apostolskiej, uległa prześladowaniom religijnym w początkach
w. XIII.
22 „C y t a t o r ” – wydany w r. 1803 pamflet Pigault Lebruna, skierowany przeciw duchowieństwu katolickiemu
i zwalczający je za pomocą cytatów z różnych dzieł.
23 D e n a t u r a r e r u m (łac.) – o istocie rzeczy.
44
– Byłem u księdza, który ma próchnicę kolana i którego księżna d'Angoulême raczyła mi
polecić – odparł Desplein.
Lekarz zadowolił się tym wykrętem, ale Bianchon nie.
„Haha! On teraz ogląda próchnicę kolana w kościele! Był na mszy” – powiedział sobie in-
tern.
Bianchon postanowił sobie śledzić Despleina; przypomniał sobie dzień, godzinę, w której
zeszedł go wchodzącego do Saint-Sulpice, i postanowił przyjść na rok następny w tym sa-
mym dniu i o tej samej godzinie, aby się przekonać, czy go spotka znowu. W takim razie ta
periodyczna dewocja uprawniałaby naukowe zbadanie; nie mogło bowiem być u takiego
człowieka jaskrawej sprzeczności między myślą a czynem. Następnego roku, w wiadomym
dniu i godzinie, Bianchon, który nie był już internem Despleina, ujrzał powozik chirurga za-
trzymujący się na rogu ulicy du Tournon i ulicy Petit-Lion, skąd przyjaciel jego sunął jezuic-
kim krokiem wzdłuż murów Saint-Sulpice. Wszedł i znowuż wysłuchał mszy przed ołtarzem
Najświętszej Panny. Był to Desplein, naczelny chirurg, ateusz in petto24, bigot z przypadku.
Intryga wikłała się. Wytrwałość tego znamienitego uczonego komplikowała wszystko. Kiedy
Desplein wyszedł, Bianchon zbliżył się do zakrystiana, który robił porządek w kaplicy, i spy-
tał go, czy ten pan często tu bywa.
– Jestem tu dwadzieścia lat – rzekł zakrystian – i od tego czasu pan Desplein przychodzi
cztery razy na rok wysłuchać tej mszy, to on ją ufundował.
– Jego fundacja! – rzekł Bianchon, oddalając się. – To się równa tajemnicy Niepokalanego
Poczęcia, rzecz, która sama przez się musi obudzić sceptycyzm lekarza.
Upłynął jakiś czas, a Bianchon, mimo że tak zażyły z Despleinem, nie miał sposobności
wspomnieć mu o tej zagadce. Kiedy się spotykali na konsylium albo w salonie, trudno było
znaleźć ową chwilę swobody i samotności, kiedy to, siedząc z nogami wyciągniętymi przed
kominkiem, z głową wspartą o fotel, dwaj mężczyźni zwierzają sobie swoje tajemnice.
Wreszcie, w siedem lat później, po rewolucji r. 1830, kiedy lud rzucał się na arcybiskupstwo,
kiedy podszepty republikańskie judziły go, aby niszczył złocone krzyże, które jaśniały niby
błyskawice nad tym oceanem domów, kiedy niedowiarstwo pod ramię z buntem przewalało
się po ulicach, Bianchon znowuż ujrzał Despleina wchodzącego do Saint-Sulpice. Lekarz
wszedł i stanął obok niego, przy czym Desplein nie okazał najmniejszego zdziwienia. Obaj
wysłuchali ufundowanej mszy.
– Czy mógłbyś mi powiedzieć, drogi mistrzu – rzekł Bianchon, kiedy wyszli z kościoła –