Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— Właściwie… — chłopiec aż się skurczył, zmuszony powiedzieć prawdę — właściwie… jedną czy dwie rzeczy napisałem, jak byłem...— Nimbus — powiedziałem poważnie — zwróć to zdjęcie...— Postanowiłem wreszcie dowiedzieć się — powiedział — co to są powtórne narodziny i uczestniczyć w nich...— Teraz powiedział pan coś interesującego — roześmiał się Faber — nie czytając nawet o tym...– Wejdź – powiedział Pentarn...Grace dała jej swój numer i dodała:- Proszę mu powiedzieć, że chce z nim mówić doktor Grace Mitowski i że zajmę mu tylko kilka minut...Petersburgu biegają Nosy albo Raskolnikowowie z siekierami!” — Mamy tu do czynienia z jakąś formą współdziałania — powiedział...— Lepiej nie — powiedziała krótko Ewa..."Poczekaj aż zobaczysz co tutaj zobaczyłem, " powiedział z zadowoleniem...– Z pewnością jesteś bardzo bogata – powiedziałem i ogarnęło mnie przygnębienie, bo zląkłem się, że nie jestem jej wart...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Ostatecznie podniósł mnie z łóżka i okrył kocem. Zniósł mnie po drabinie przeciwpożarowej i wrócił do domu ze mną. Matka mówiła, że on raczej nie okazywał uczuć, a jednak tamtego dnia pocałował mnie i zabrał do domu.
Matka i babcia bardzo się zdenerwowały tym, że mnie nie zostawił w szpitalu. Bały się wywiązania jakichś komplikacji, ale im powiedział:
- Nie, ja sam będę dobrze pielęgnował mojego syna.
Siedział przy mnie i nazajutrz, poszedł do pracy dopiero wtedy, gdy już miał pewność, że nic mi nie jest.
Musiał chodzić do pracy, karmić te zwierzęta.
Czarna pantera nie chciała jeść. Później ojciec opowiadał, że rozglądała się, jak gdyby chciała zapytać: „Gdzie ten chłopczyk? Gdzie mój przyjaciel?” Powiedział jej: „Twój przyjaciel jest chory, ale przyjdzie za kilka dni”. Ale ona nie chciała jeść, tylko wciąż chodziła po klatce i chodziła. W końcu spróbował zmusić ją do jedzenia: włożył ręce między pręty, żeby dać jej mięso. Przyskoczyła i omal nie oderwała mu ręki. Leżał w szpitalu przez dwa tygodnie walcząc ze śmiercią.
Biegałem do tej pantery kilka razy, kiedy ojciec był w szpitalu. Czułem, że ona żałuje tego, co zrobiła. Warczała cicho, tak jakby szlochała, jakby błagała o przebaczenie. Głaskałem ją.
Odwiedziłem ojca w szpitalu i powiedziałem, że byłem u czarnej pantery. Przyznałem się do nielojalności wobec niego. Powiedział: - Nie bądź niemądry, ta kocica kocha cię. I jest w porządku. Pokazała mi, że nie wolno umizgać się do cudzej dziewczyny. Taka właśnie powinna być prawdziwa kobieta.
Trzeba tylko mieć dosyć szczęścia, żeby taką znaleźć w życiu. Taką, która zabije każdego innego, kto do niej podchodzi. Jeżeli będziesz kiedykolwiek szukał kobiety, szukaj takiej, jak ta pantera.
I kazał mi tam chodzić i karmić ją.
W jakiś czas później przeprowadziliśmy się i to był koniec mojego wielkiego romansu z tą lśniącą czarną pięknością. Często o niej myślałem - kto ją karmi, odkąd ja odszedłem. Czy jest w kimś zakochana?
4
 
 
Skręciłem z autostrady do jednego z ośrodków handlowych. Znalazłem budkę telefoniczną i zadzwoniłem do mojej żony w Santa Monica.
- Halo, Katie?
- Tak, kochanie. Jak poszło?
- Świetnie, świetnie. Słuchaj, kochanie. Kolację zjem z dokto­rem. Z nim i z jego żoną.
W słuchawce zaległa cisza.
- Czy ten doktor ma zamiar pracować nad tobą nawet u siebie w domu?
- Nie, po prostu zaprosił mnie na kolację, ale myślę, że będzie mnie obserwował.
Parsknęła tym śmiechem zażyłości, który znałem tak dobrze.
- Tylko nie wracaj późno, kochanie. Dzwonili z wytwórni, że rozkład został zmieniony i masz być w charakteryzacji już o siód­mej rano.
Niech to diabli, pomyślałem. Akurat teraz, kiedy jestem na tropie pewnych ważnych prawd, muszę przejmować się fikcją. Potem zdałem sobie sprawę, że jestem niesprawiedliwy, ponieważ świat fikcji to moje wybawienie. Fikcja to jedyna prawda, na jakiej mogę się opierać.
- Dobrze, skarbie - powiedziałem. - Jak dzieci?
- Doskonale. Zabrałam Duncana do okulisty. Kathy miała badanie na uczulenie. Wynik dostaniemy za parę dni. Chrissy rozebrała telewizor i teraz go składa. A Vally zostanie na noc u koleżanki.
- Były do mnie jeszcze jakieś telefony?
- Twój agent. Mówił, że jest propozycja dla ciebie z Europy. Wydawało mi się, że w tej ostatniej wiadomości słyszę nutę niepokoju.
- Dobrze. Muszę już jechać do doktora.
- Tylko nie wracaj za późno. I, Tony, miej ufność w Bogu. Wszystko będzie dobrze.
- Tak, skarbie. Do widzenia.
Powiesiłem słuchawkę.
Pomyślałem, że ona jest tam z dziećmi, które kocham. Zazdroś­ciłem jej. Ja tutaj samotnie prowadzę przykre poszukiwania, kiedy powinienem być w domu „ciesząc się owocami wszystkich mych mozołów”. Krętą szosą wjechałem na wzgórze, gdzie mieszkał doktor. Dał mi mapę, więc nietrudno było trafić. Poniżej widzia­łem światła rozmigotane w czystym chłodnym powietrzu wieczoru.
Wydawało mi się zupełnie słuszne, że ten doktor mieszka w tak neutralnej okolicy. Chyba musiał nieustannie się „neutralizować”.
Powitał mnie w drzwiach. Na twarzy miał znowu ów zagajający „bardzo mi miło” uśmiech. Z początku przypominał mi tym wszystkich tępych biednych Południowców, jakich w życiu niena­widziłem - kolejowych detektywów, wicedyrektora liceum, poli­cjantów na motocyklach i żołnierzy Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych, którzy lubili w sobotnie wieczory bić elegantów w marynarkach z przesadnie wywatowanymi ramionami. Dopiero później przyszło mi na myśl, że może jest w tym uśmiechu troszeczkę szczerości.