Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Wystukał dziewięć-
~ set jedenaście i odchrząknął.
- Hmm, w lesie jest martwy człowiek i... tego... ktoś powinien
przyjechać go zabrać. - Starał się mówić jak najgrubszym głosem, ale
od pierwszej chwili zdał sobie sprawę, że efekt jego usiłowań jest
i I żałosny. Oddychał ciężko, a siniak na czole pulsował bólem.
- Kto dzwoni? - zapytała kobieta o głosie robota.
i
- Hm, naprawdę wolałbym tego nie mówić.
- Potrzebne nam twoje nazwisko, chłopcze. - Świetnie wiedziała,
że jest tylko dzieciakiem. A łudził się, że weźmie go przynajmniej za
piętnastolatka.
- Chce pani usłyszeć o tym ciele czy nie?
- Gdzie ono jest?
To wspaniałe, pomyślał, że komuś o tym mówię. I to komuś, komu
nie można ufać, kto nosi mundur i pracuje w policji. Już słyszał tę
rozmowę, odtwarzaną raz po raz na sali sądowej, dokładnie tak, jak to
pokazywali w telewizji. Zrobią te swoje badania głosu i wszyscy dowiedzą
się, że to on, Mark Sway, dzwonił na policję i doniósł o trupie, o którym
nikt inny nie wiedział. Spróbował jeszcze bardziej pogrubić głos.
- Niedaleko Posiadłości Kołowej Tuckera jest...
- Przy Whipple Road?
- Tak. Ciało leży w lesie, między Posiadłością Kołową Tuckera
a autostradą numer siedemnaście.
- W lesie?
- No, tak. A dokładnie na samochodzie, który stoi w lesie.
- I jest martwe?
- Faceta zabito, rozumie pani? Strzelono mu z pistoletu w usta
i na pewno nie żyje.
- A więc widziałeś zwłoki? - W jej głosie wyczuł teraz napięcie.
Cóż za idiotyczne pytanie, pomyślał. Czy je widziałem? Policjantka
chciała zyskać na czasie, próbowała zatrzymać go przy telefonie, żeby
mogli go namierzyć.
- Synu, czy widziałeś ciało? - zapytała ponownie.
- Oczywiście, że je widziałem.
- W takim razie musisz mi podać swoje nazwisko.
- Niech pani posłucha. Od autostrady numer siedemnaście
odchodzi dróżka prowadząca do polanki w lesie. Samochód jest duży
i czarny, a martwy mężczyzna leży na masce. Cóż, jeśli go nie
znajdziecie, nic na to nie poradzę. Do widzenia.
Odłożył słuchawkę i spojrzał na telefon. W przyczepie panowała
kompletna cisza. Podszedł do okna i wyjrzał przez brudne zasłony na
zewnątrz, wyobrażając sobie, że za chwilę pojawią się samochody
policyjne - z megafonami, grupami antyterrorystycznymi w kulo-
odpornych kamizelkach...
Weź się w garść, nakazał sobie. Potrząsnął Rickym i zdumiał się,
jak zimne i wilgotne jest jego ramię. Ale malec spał dalej, ssąc kciuk.
Mark ujął go delikatnie w pasie i pociągnął wąskim korytarzem do ich
sypialni. Kiedy kładł brata do łóżka, ten mamrotał coś i wiercił się
trochę, ale zaraz zwinął się w kłębek i zasnął. Mark nakrył go kocem
i zamknął za sobą drzwi.
36 37
Napisał kartkę do matki, że Ricky źle się czuje i śpi, więc niech się
zachowuje cicho. Dodał też, że wróci około czwartej. Chłopcy nie
musieli być w domu, kiedy wracała z pracy, ale mieli obowiązek
zostawiać jej informację.
Odległe bicie łopat śmigłowca pozostało nie zauważone.
Wszedł na ścieżkę i zapalił papierosa. Przed dwoma laty sprzed
jednego z domów na przedmieściu, niedaleko kempingu, zginął nowy
rower. Plotka głosiła, że widziano go przy którejś z przyczep, gdzie
paru chłopaków z kempingu rozebrało go i przemalowało. Dzieci
z bogatych domów na przedmieściu lubiły nazywać swoich gorszych
sąsiadów „gnojkami z kempingu", z czego wynikały całkiem oczywiste
konsekwencje. Wszyscy uczęszczali do tej samej szkoły i codziennie
pomiędzy dwiema grupami wybuchały bójki. Winą ze wszelkie zbrodnie
i przestępstwa popełnione na przedmieściu automatycznie obarczano
ludzi z kempingu.
Kevin, złodziejaszek z ulicy Północnej, miał ten rower i pokazał go
kilku kumplom jeszcze przed przemalowaniem. Widział go również
Mark. Wieść o tym się rozniosła i zaczęli węszyć gliniarze. Pewnego
wieczoru rozległo się pukanie do drzwi przyczepy numer siedemnaście.
Nazwisko Marka wypłynęło w śledztwie i policjant miał kilka pytań.
Siedział przy kuchennym stole i przez godzinę wpatrywał się w chłopca.
Zupełnie nie przypominało to telewizji, gdzie oskarżony trzyma fason
i naśmiewa się z głupiego gliny.
Mark do niczego się nie przyznał, ale przez trzy noce nie mógł
zasnąć i postanowił, że odtąd będzie wiódł życie czyste i trzymał się
z dala od kłopotów.
A teraz właśnie miał kłopot. Prawdziwy, nie taki drobny jak
tamten. Martwy mężczyzna, który przed śmiercią zdradził mu sekret.
Czy mówił prawdę? Półprzytomny od prochów, pijany i stuknięty jak
diabli, gadał o czarodzieju i innych bzdurach. Ale niby dlaczego
miałby kłamać?
Mark zdawał sobie sprawę, co to znaczy, że trzymał w ręce,
a nawet dotykał spustu pistoletu, od którego zginął mężczyzna.
Pozwolenie komuś na popełnienie samobójstwa musi być ciężką
zbrodnią.