Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Również bogatym przyborem
świeciły powozy biskupie, już wówczas rozmaitym kształtem i pod różnymi nazwami budowane.
Bywały te starożytne „kolebki” i „pałuby” niepoślednim przedmiotem wytworności
ówczesnej i obite zwyczajnie płótnem, „cwilichem” lub różnobarwnym suknem piętrzyły się
całkowitym „pokładem”, czyli nakryciem, lub półpokłademlu. Pałuby całkiem kryte były to,
jak się zdaje, proste drewniane lub z łubu plecione domki, często jednej tylko strony oknem
zaopatrzone, na koła lub kopanice od sani ustawiane, którym, podobnie jak podróżnym szałasowym
mieszkaniom królów i książąt, dopiero opięcie bogatymi kobiercami, usłanie mnogością
złotogłowych poduszek nadawało zaletę miękkości i strojności. Jeśli się taki powóz wywrócił
na stronę okna, bywali podróżni jak w ciemnej turmie zawarci wewnątrz. Powóz o
dwojgu szklanych okien, jakim np. późniejsza włoska żona Rakuszanina Wilhelma odbyła
wjazd do Wiednia, wzbudzał w gminie i w kronikarzach niezmierny podziw. Podróżne domki
takie, potrzebujące po sto kilkadziesiąt łokci materii do całkowitego obicia, niekiedy w cale
bez dyszla, wymagały także nadzwyczaj wielu koni. Toż liczba powozowych cugów Zawiszy
przechodziła wszelką miarę zwyczajną. Każda jego podróż wprawiała w ruch tłumy koni i
wozów, zuchwałą czeredę sług, towarzyszów, przyjaciół. Dla ludu obowiązanego do podejmowania
dworu biskupiego w podróży lub zgorszonego jej wystawnością tętent Zawiszowych
rumaków zdał się łoskotem biesów. A przenosił się biskup często z miejsca na miejsce,
już to z królową Elżbietą do Węgier niegdyś jeżdżąc, już to rodzinne i biskupie zwiedzając
dobra, już to wreście w mniejszym orszaku na niemiecką goniąc rozpustę, czyli tak zwany
ops.
Własnymi tego rodzaju sprawy zajęty, zaniedbywał biskup sprawy publiczne. Co z tym
większą krzywdą narodu było, ile że on, pomiędzy obecnymi triumwirami pierwsze przyznając
sobie miejsce, pisał się wicekrólem, bez którego dwaj inni koledzy nic rozstrzygać nie
mogli. Stąd gdy kasztelan Dobiesław i wojewoda Sędziwoj ze swoim kanclerzem krakowskim
Janem z Radlic przystąpili do urzędowania, nieobecność Zawiszy wszystko zepsuła.
Głównym tegoż urzędowania zamiarem pragnął naród mieć wyrządzenie sobie sprawiedliwości
ze starostów królewskich. Ci zapewne z woli króla silili się powszechnie o przywrócenie
dawnego stanu skarbu i dochodów koronnych przez odejmowanie szlachcie wszystkich
mniejszych i większych dóbr królewskich, jakie ona od czasów śmierci króla Kazimierza pod
różnymi zajęła była pozory. Przy rewindykacji niesłusznych przywłaszczeń nie mogło obejść
się bez częstszych naruszeń prawej własności szlachty. Zaczem głośne w narodzie skargi i
domagania, aby nowi wielkorządcy wglądnęli przede wszystkim w nadużycia starostów.
Triumwirowie obwieścili na bliskie Zielone Świątki walne w całym Królestwie roki. Ale ponieważ
dokonane przez starostów restytucje królewszczyzn, a nawet gwałty na własności
szlacheckiej przyniosły korzyść skarbowi i niełatwo w królu ochotę bliższego roztrząśnienia
tej sprawy wywołać mogły, przeto cięży na triumwirach posądzenie, jakoby bez zezwolenia
królewskiego przyrzekli szlachcie naprawę doznanych przez nią gwałtów, samowolnie spółziemian
łudząc. W takim razie nieobecność Zawiszy byłaby tylko umyślnym ku zniweczeniu
całej nieupoważnionej czynności triumwirów pozorem, a niesławie jego ubyłby znów jeden
zarzut.
Bądź jak bądź, wielkorządzcy małopolscy wybrali się w istocie natychmiast po Zielonych
Świętach w swój objazd sądowy. Pierwsze roki walne odbyły się w Małej Polsce, w Wiślicy.
Znajdował się tam jeszcze nasz wicerej Zawisza. W kilkanaście dni później przenieśli się
wojewoda Dobiesław i Sędziwoj z Szubina z kanclerzem Janem już bez biskupa do Brześcia
Kujawskiego. Zawezwana przez nich szlachta ukrzywdzona pośpieszyła z okazaniem swoich
kopii przywilejowych i z wzniesieniem skargi na piśmie. Triumwirowie wzięli podane dokumenta
i bez wyroku do Kruszwicy ruszyli. Żałujący, stosownie do zwyczajów takiegoż wędrownego
sądownictwa, udali się tam za nimi. W Kruszwicy powtórzyła się scena brzeska.
Nowym tłumem żałobników powiększony trybunał wyjechał nazajutrz w sobotę również bez
wyroku do Strzelny. Tak w Kruszwicy i w Strzelnie, jako też nazajutrz w niedzielę w Trze-
mesznie, w poniedziałek w Mogilnie, we wtorek w Gnieźnie, we czwartek w Poznaniu, gdzie
wszędzie stos aktów sądowych i orszak żałujących coraz więcej się mnożył, odraczano wydanie
wyroku aż do spodziewanego przybycia wicerej a Zawiszy. Nareście w Kaliszu, dokąd
trybunał po kilku dniach pobytu w Poznaniu z ogromnie już urosłą rzeszą skarżącego ludu
obrócił podróż, musieli wielkorządzcy zapobiec dalszemu natłokowi. Oświadczono więc, iż
biskup Zawisza, bez którego król zabronił im wdawać się w restytucje zagrabionych majątków,
złączy się z nimi dopiero na św. Jakub, tj. za kilka tygodni. Był to rozkaz rozjechania się
szlachcie. Poniósłszy znaczne koszta na dotychczasowe wędrowne asystowanie trybunałowi,
musiała „bracia wielkopolska” śród lamentu i gorzkich wyrzekań wrócić z niczym do domu.
Sędziowie zaś małopolscy krążyli jeszcze jakiś czas z wielkim uciskiem nawiedzanych okolic
tędy owędy po województwach, aż wreście po św. Jakubie stanęli z powrotem w Krakowie.
Cały objazd sądowy zakończył obudzeniem niezmiernego rozgłosu skarg i zażaleń, w których
nawet łaską i nadaniami obdarzone przez sędziów strony musiały z czasem wziąć udział.
Wszelkie bowiem wyroki i wydane na czyjąkolwiek korzyść przywileje triumwirów zostały
później pozbawione prawomocności i po dziś dzień, rozcięte, w archiwach spoczywając
świadczą o smutnych rządach namiestników króla Loisa.
Nie lepszy skutek miała druga za czasów tegoż triumwiratu podjęta sprawa. Ta siliła się
dokonać zbrojnej sprawiedliwości na panu Bartoszu z Odolanowa. Wojenny niegdyś przeciwnik
zniemczałego Opolczyka, żarliwy miłośnik narodowości i starożytnego rodu Piastów,
nadto za odjęcie mu przed kilku laty starostwa kujawskiego osobistą urazą ku dworowi przejęty,
wzbudzał możny Bartosz, pan na Więcborgu, Koźminie, Kożminku, Nabieżycach, Złotej,
Odolanowie i wielu innych włościach, żywą w królu obawę. Prócz tego jacyś wrzkomo
pokrzywdzeni przezeń Francuzi urościli sobie do niego pretensję ośmnastu tysięcy złotych i
wnieśli skargę na niego w tym względzie do króla Loisa. Te wszelkie rzeczywiste i pozorne