Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Zirytowało to Wexforda. Za kogo ona uważała tego młodzieńca? Może za swojego adwokata?
– Jeżeli nie zna pani jego nazwiska, to może zna pani jego samochód? Prawdopodobnie mijała go pani przed chwilą na zewnątrz.
– Ten śmieszny różowy pojazd w kwiatki? – Wexford kiwnął głową. – Tak, znam go.
– Bardzo dobrze. Chciałbym, żeby się pani cofnęła pamięcią do zeszłego wtorku. Czy była pani tego dnia wieczorem w Stowerton?
– Tak – odparła bez namysłu. – Zawsze tam jeżdżę we wtorki. Zabieram brudną bieliznę do pralni samochodem ojca – przerwała, a na jej świeżej, młodej twarzy malowało się znużenie. – Mój tata jest chory, a mama prawie co wieczór gra w wista z przyjaciółmi.
„Po co szuka u mnie zrozumienia?”, zastanowił się Wexford. Natomiast to napomknięcie o rodzicach wydawało się zrobić duże wrażenie na Draytonie. Jego ciemna twarz zadrżała, a usta ściągnęły się.
– W porządku, Drayton. – Wexford starał się być uprzejmy – nie będę cię już potrzebował.
Kiedy zostali sami, dziewczyna spytała, nim zadał kolejne pytanie:
– Czy ten mężczyzna, jak mu tam, widział mnie? Bo ja go widziałam.
– Jesteś pewna?
– Tak, znam go. Wcześniej tego wieczora kupował u mnie gazetę.
– Czy to na pewno nie był pusty samochód? Czy jesteś absolutnie pewna, że on tam siedział?
Przygładziła ręką włosy.
– Nie znałam tego samochodu. Przedtem miał inny.
Zachichotała nerwowo.
– Kiedy go w nim zobaczyłam, to mnie bardzo rozśmieszyło. Widzi pan, on jest taki zarozumiały i ten samochód...
Wexford obserwował ją. Nie czuła się swobodnie. A tak wiele zależało od jej odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Los Kirkpatricka był teraz w jej rękach. Jeżeli kłamał...
– Która to była godzina? – spytał.
– Późna – odpowiedziała pewnie. Jej wargi były jak migdałowe płatki, zęby miała idealne. Trochę szkoda, że pokazywała je tak rzadko. – Byłam w pralni. Wracałam do domu. To musiało być gdzieś kwadrans po dziewiątej.
Westchnął mimo woli. Ktokolwiek był w domu Ruby, pozostawał tam jeszcze o tej porze.
– Zatrzymałam się przy światłach na skrzyżowaniu – powiedziała cnotliwie.
„Ona jest jak dziecko”, pomyślał. „Nie odróżnia mnie od policjanta z drogówki”. Czy spodziewała się, że inspektor jej pogratuluje?
– Parkował obok warsztatu.
– Cawthorne’a?
Przytaknęła głową.
– Widziałam go w tym samochodzie. To był na pewno on.
– Czy jesteś pewna, że było koło dziewiątej? – Wexford zauważył, że dziewczyna nie nosi zegarka.
– Wracałam właśnie z pralni. Tam spojrzałam na zegar.
Nie mógł zrobić nic więcej. Może to wszystko było prawdą...
Nie mieli przecież ani ciała, ani żadnych niezbitych dowodów przeciwko Kirkpatrickowi. Ojcowski impuls kazał mu się uśmiechnąć i powiedzieć:
– W porządku, panno Grover, może już pani lecieć. Pan Kirkpatrick powinien być już pani wdzięczny.
Trudno było zinterpretować spojrzenie jej dużych, szarych oczu. Mogło oznaczać szczęście i zadowolenie spowodowane zakończeniem przesłuchania. Jej odejście pozbawiło gabinet części jasności i ciepła, mimo iż słońce nadal mocno świeciło. Pozostał jedynie zapach perfum, zbyt intensywnych dla jej czystej niewinności.
– Ta dziewczyna została przekupiona – zauważył gniewnie Burden.
– Może masz rację...
– Nie powinniśmy byli wypuszczać stąd wczoraj tego faceta.
Wexford westchnął.
– Nie było powodów, żeby go tu zatrzymać. Zgadzam się z tobą, że najprawdopodobniej wymyślił sobie alibi po wczorajszej wizycie u nas i poszedł prosto do sklepu Grovera. Ta dziewczyna nie zachowywała się swobodnie.
– Wątpię, czy istnieje jakiś Grover, który nie zrobiłby wszystkiego dla pieniędzy – powiedział Burden. – Jaki ojciec, taka córka...