Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.I czyz surowe zakazy i wyjasnianie chlopczykom, jako kobieta rozsiewa grzech, bo jest istota nieczysta, czyz nie musza wlasnie podniecac niezdrowej wyobrazni? Ale...Z całą stanowczością twierdzę, że z owego organu wywodzą się wszystkie czynności kobiety i wszystkie jej zachowania, które mogą przypominać uczucia u...Teren i Talia opuścili izbę, dyskretnie zamykając za sobą drzwi, zostawiając obydwie kobiety same, by w odosobnieniu mogły dać upust wspólnej rozpaczy; jednak...Upoił go jej zapach - mieszanka wody różanej, farb olejnych i kobiety, zapach tak niezwykły, jak ona sama...Wstał znowu, przewrócił parę gratów na stole i klepiąc dobrotliwie po ramieniu gospodarza, mówił: – Pewnie o kobietach rozprawialiście, co? Oj!...honorowych, dając temsamen wyraz swej średniowiecznej genezie i czyniąc zadość zasadzie francuskiej, określającej kobietę, jako „impropre au...Od wczesnego średniowiecza po późny renesans, w spisach kobiet pojawiających się na papieskich dworach równie dużo było świętych, godnych wiary, co...Gdy kobieta, którą znał jako Jacqueline, wpychała go na pokład odrzutowca udającego się na terytorium Genomics, usłyszał, że karta identyfikacyjna ma być...— W egzotyczne owoce, w egzotyczne zwierzęta — By choć jedna dziecięca bajka mi się spełniła...Bohaterka ballady była niemoralną kobietą, która wolała spać pod gołym niebem niż na puchowym posłaniu...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- Nawet połowy jeszcze nie słyszałaś.
- A więc to prawda...
- Musieli zamknąć toalety - wtrąciła druga.
- To prawda - przytaknęła pierwsza.
- Toalety? - zdziwiła się Helen. - Co to ma wspólnego ze śmiercią tego staruszka?
- To było przerażające. Josie, czy to twój Frank mówił ci o tym?
- Nie, nie Frank - odpowiedziała Josie. - On był wtedy nad morzem. To była pani Tyzack.
Ustaliły fakty i Josie, spoglądając na Helen, opowiedziała całą historię od początku. Wciąż jednak była podejrzliwa.
- Właściwie to był już koniec lata - mówiła. - Koniec sierpnia, prawda? - spojrzała na przyjaciółkę. - Ty masz głowę do dat, Maureen.
- Nie pamiętam - powiedziała niezadowolona. Było jasne, że nie chce mieć z tym nic wspólnego.
- Chciałabym wiedzieć... - wtrąciła Helen, ale Josie nie dopuściła jej do głosu: - Przy sklepach były toalety. Wiesz, takie publiczne. Nie jestem pewna, jak to dokładnie było, ale kręcił się tu chłopak... No, właściwie nie był już chłopcem, miał dwadzieścia lat albo i więcej, ale był... - szukała odpowiedniego słowa - niedorozwinięty umysłowo. Matka musiała się nim zajmować, jakby miał cztery latka. W każdym razie pozwoliła mu pójść do toalety, podczas gdy sama poszła do supermarketu, jak on się nazywał? - spojrzała na Maureen, ale ta odwróciła głowę... jakby w ogóle nie słuchała, więc Josie mówiła dalej: - To było w biały dzień, w południe. A więc chłopak poszedł to toalety, a matka do sklepu. Potem, wiesz, jak to jest, zajęła się zakupami i zapomniała o nim, a kiedy przypomniała sobie, że nie ma go już dość długo...
W tym momencie Maureen nie wytrzymała i wtrąciła się:
- Pokłóciła się ze sprzedawcą, bo sprzedał jej nieświeży bekon. Oto dlaczego straciła tyle czasu...
- Rozumiem - powiedziała Helen.
- Tak czy inaczej - kontynuowała opowieść Josie - skończyła zakupy i kiedy wyszła przed sklep, jego nadal tam nie było...
- Więc poprosiła kogoś z personelu sklepowego - zaczęła Maureen, ale Josie nie pozwoliła jej dokończyć. - Poprosiła jakiegoś mężczyznę ze sklepu, by poszedł do toalety i poszukał go.
- To było straszne - wtrąciła Maureen.
- Leżał na podłodze w kałuży krwi.
- Zamordowany? Josie skinęła głową.
- Dla niego lepiej, że umarł. Zaatakowano go brzytwą... - przerwała na moment. - Odcięli mu intymne części ciała, a potem wrzucili do muszli klozetowej i spuścili wodę. Nie mieli żadnego powodu, by mu to zrobić.
- O mój Boże!
- Lepiej, że umarł - powtórzyła Josie. - To znaczy... i tak nie mogliby mu pomóc, prawda?
Przerażająca historia w rzeczywistości musiała wyglądać gorzej, niż kiedy ktoś ją opowiadał, choćby stwierdzenie: „Lepiej, że umarł".
- A chłopiec - zapytała Helen - nie był w stanie opisać napastników?
- Nie - odpowiedziała Josie - był niedorozwinięty umysłowo. Nie potrafił sklecić razem więcej niż dwa słowa.
- I nikt nie widział ich wchodzących do toalety? Albo wychodzących?
- Ludzie przez cały czas wchodzą tam i wychodzą... - powiedziała Maureen, ale takie wyjaśnienie sprawy nie zadowoliło Helen. W tej dzielnicy nie ma na ulicach aż takiego ruchu. Może w okolicach sklepów kręci się więcej ludzi - zastanawiała się - ale ktoś musiał coś zauważyć.
- Więc nie znaleźli przestępców? - zapytała.
- Nie. - Oczy Josie straciły blask zapału. Dla niej najistotniejszą rzeczą była zbrodnia i jej konsekwencje. Niewiele obchodzili ją sprawcy czy pojmanie ich.
- Nawet we własnych łóżkach nie jesteśmy bezpieczni - stwierdziła Maureen. - Zapytaj kogokolwiek.
- Anne-Marie mówiła to samo - przyznała Helen. - Opowiedziała mi o tym staruszku, który został zamordowany latem, gdzieś w okolicy Placu Ruskina.
- Coś sobie przypominam - powiedziała Josie. - Stary człowiek i jego pies. Pobili go na śmierć, psa też wykończyli... Nie wiem. To z pewnością nie było tutaj. To musiało być w jednej z sąsiednich dzielnic.
- Jest pani pewna?
Kobieta patrzyła na nią szukając w pamięci.
- Tak - powiedziała w końcu. - To znaczy, gdyby to zdarzyło się tutaj, znałybyśmy tę historię, prawda Maureen?