Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.* * * – Pułkowniku – warknął Bistem Kar – ma pan jakieś problemy? – Porządkuję szyk, panie generale –...- ja mógłbym pani czytać, gdyby oczywiście pani chciała - zaoferowałem się skwapliwie, żałując natychmiast własnej zuchwałości i przekonany, że dla Klary...Barles doskonale wiedział: fakt, że serbski artylerzysta, na przykład, wystrzeli z moździe­rza nabój PPK-S1A, a nie PPK-SSB i trafi w kolejkę po chleb w...Moss znowu jedzie? Mapa Judyty i jej dzieje, milczenie Arina, mówiące więcej, niż ktokolwiek chciałby powiedzieć na głos, wszystkie demony szalejące w myślach...wyjątkiem dwóch tylko legionów oraz Ilirii wraz z Galią z tej strony Alp położoną, które chciał zatrzymać, dopóki nie zostanie konsulem...419 uważyć, że jednocześnie nie chciał mieć z nią — i z nami — nic wspólnego...— Nie wygląda na dziewczynę, którą chciałbym poderwać w barze — zauważył Chavez...Nikt z jego nowych znajomych nie wiedział nic o zabiera­nych z ulicy i dobrze opłacanych dziewczynach, którym na Croom's Hill kazał stać nago w ogrodzie, aż...Wołodyjowski z panem Longinem już zasiedli, rzekł: – Bo waćpan, panie Podbipięta, nie wiesz największej i szczęśliwej nowiny, żeśmy z panem...– Jakże to tak, panie? – jęknął, zastanawiając się z rozpaczą, dlaczego ten obłąkany anioł trafił akurat do jego kuźni...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

..
- Dyby, mój drogi Buvat - podjął tonem wyższości pan Ducoudray - to po prostu cztery deski, podobne do klepek beczki.
- No tak.
- Umieszczają panu (mówiąc “panu”, rozumiesz, drogi Buvat, mówię ogólnikowo i nie odnoszę tego do pana osobiście), a więc umieszczają najpierw pańską prawą nogę między dwiema deskami, po czym związują deski dwiema linami, następnie robią to samo z lewą nogą i łączą obie nogi; wówczas wsuwają między środkowe deski kliny, wbijając je drewnianym młotkiem: pięć przy zadawaniu pytania zwykłego, dziesięć przy pytaniu nadzwyczajnym.
- Ależ, panie Ducoudray - przerwał Buvat głęboko poruszony - to musi doprowadzić nogi człowieka do opłakanego stanu.
- To znaczy, że je po prostu panu miażdżą. Przy szóstym klinie nogi Duchauffoura pękły, a przy ósmym szpik kostny zmieszany z krwią popłynął z ran.
Buvat zbladł śmiertelnie i przysiadł na podwójnej drabince, by nie upaść.
- O Jezu! - szepnął. - Co też mi pan mówi, panie Ducoudray.
- Najświętszą prawdę, mój drogi. Niech pan poczyta o mękach Urbana Grandier; znajdzie pan protokół jego tortur i sam się pan przekona, czy przesadzam.
- Mam przed sobą protokół, wywód słowny tego biednego pana Van den Endena.
- A więc niech go pan przeczyta.
Buvat rzucił spojrzenie na książkę i przeczytał:
“Przy pierwszym klinie:
Twierdzi, że powiedział prawdę, że nie ma nic więcej do powiedzenia, i upiera się przy swojej niewinności.
Przy drugim klinie:
Mówi, że wyznał wszystko, co wiedział.
Przy trzecim klinie:
Krzyczy: O mój Boże, o mój Boże! Powiedziałem wszystko, co wiedziałem.
Przy czwartym klinie:
Mówi, że nie może nic więcej wyznać, jak to, co już jest wiadome, to znaczy, iż skopiował rządowy plan, który wręczył mu kawaler de Rohan.”
Buvat otarł chusteczką czoło.
“Przy piątym klinie:
Powiedział: Ach, mój Boże! I nie chciał nic dodać.
Przy szóstym klinie:
Krzyknął: Ach, mój Boże!
Przy siódmym klinie:
Krzyknął: Umieram!
Przy ósmym klinie:
Krzyknął: Ach, mój Boże! Nie mogę mówić, gdyż nie mam nic do powiedzenia.
Przy dziewiątym klinie, szczególnie grubym:
Powiedział: Boże mój, Boże! Po cóż mnie tak torturować! Wiecie, że nie mogę już nic więcej powiedzieć; a skoro jestem skazany na śmierć, zabijcie mnie.
Przy dziesiątym klinie:
Rzekł: Ach, panowie, co chcecie, żebym powiedział? O, dzięki Ci, Boże, umieram! umieram!”
- Cóż to? Cóż to? Co panu jest, Buvat? - zawołał Ducoudray. Widząc, że nasz poczciwiec blednie i chwieje się. - Zasłabł pan?
- Ach, panie Ducoudray - rzekł Buvat i upuściwszy książkę powlókł się do fotela, jakby jego strzaskane nogi nie mogły go już unieść. - Ach, panie Ducoudray, czuję, że życie ze mnie uchodzi!
- No, proszę, do czego prowadzi czytanie książek zamiast zajmowania się pracą - powiedział jeden z urzędników. - Gdybyś się pan zadowolił zapisywaniem tytułów w rejestrach i przyklejaniem sygnatur na grzbietach książek, nic podobnego by ci się nie przytrafiło. Ale pan Buvat czyta, pan Buvat chce się kształcić!
- No i co, ojczulku Buvat, lepiej się pan czuje? - spytał ćDucoudray.
- Tak, łaskawy panie, gdyż powziąłem decyzję, decyzję nieodwołalną; to nie będzie sprawiedliwe, na honor, bym poniósł karę za zbrodnię, której nie popełniłem. Należę do społeczeństwa, do mojej wychowanki, do siebie samego, panie Ducoudray. Jeśli pan konserwator będzie mnie potrzebował, proszę, niech pan powie, że wyszedłem w sprawie nie cierpiącej zwłoki.
I Buvat, wyjąwszy z szuflady w rulon zwinięte papiery, nasunął głęboko na oczy kapelusz, chwycił w garść laskę i, nie skłoniwszy się nawet, wyszedł krokiem, któremu rozpacz przydała majestatu.
- Wie pan, dokąd on poszedł? - spytał urzędnik, gdy Buvat opuścił pokój.
- Nie - odparł Ducoudray.
- Pójdzie pewnie na Pola Elizejskie albo do knajpy zagrać w kości.
Kolega mylił się. Buvat nie poszedł ani na Pola Elizejskie, ani do knajpy.
Poszedł do księdza Dubois.
XI. Kot i mysz
 
- Pan Jan Buvat - rzekł pokojowiec.
Dubois wyciągnął swoją głowę żmii, zapuścił wzrok w wąską szparę między służącym a framugą drzwi i za plecami pokojowca zobaczył tęgiego, niskiego mężczyznę o bladej twarzy, który stał na uginających się nogach i pokasływał, aby dodać sobie kontenansu.
Jedno spojrzenie wystarczyło księdzu Dubois, aby dowiedzieć się, z kim ma do czynienia.
- Poproś pana Buvata - rzekł.