Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.i pracowa³ razem, ¿e czu³ w sobie obroty kó³, dyszenie maszyny, ca³y wysi³ek pracy, wielk¹, dzik¹ rozkosz lecenia bez pamiêci wskroœ pustych zimowych pól i...Profilaktyka zaburze emocjonalnych to przede wszystkim uczenie dziecka rnych sposobw radzenia sobie w sytuacjach trudnych, a nie tylko ochrona dziecka przed...Przekonania Jak już mówiliśmy, dzieci próbują sobie radzić kształtując bardzo głębokie, podstawowe przekonania na temat własnej osoby i innych ludzi -...Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Czy duchy, które walczyły ze sobą za życia, uważają się jeszcze po śmierci za nieprzyjaciół i czy są jeszcze przeciwko sobie nawzajem za­wzięte, jak za...Prowadzący kampanie antynikotynowe popełniają jeden wielki błąd, a polega on na tym, że rzadko zadają sobie pytanie, dlaczego ludzie w ogóle chcą palić? Wydaje...Tak sobie często myślał w minionych latach Baldini, rano, gdy schodził wąskimi schodkami do sklepu, wie­^r 112 ^' ^' 113 ^rczorem, gdy opróżniał...Większość gubernatorów nie zdawała sobie bowiem spra­wy, że kryzys osiągnął poziom, który już w tej chwili należało uznać za ogromną katastrofę...- I co?- Telefonistki pracowały tam po 48 godzin, więc zakładały sobie takie pasy-piterki na brzuchy, kładły się spać, ale ktoś wciąż wykradał im kasę...Jeśli komuś wydaje się to teorią nieco naciąganą, warto sobie uzmysłowić, że u ludzi, jak też u wielu innych gatunków, matka ma silny popęd do czyszczenia...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Mimo to nadal czuł się niezręcznie. Katie nie przyszła na pierwszą komunię świętą
 Dzielnica Watts w Los Angeles, gdzie w 1965 r. miały miejsce krwawe zamieszki na tle rasowym (przyp.
tłum.).
przyrodniej siostry, bo przesypiała kaca albo słuchała porannych pościelowych
zwierzeń swojego ostatniego kochanka. Cholera. Gdyby nie była naćpana, przyszłaby
na uroczystość. Jimmy nie zaglądał do kościoła przez dobre dziesięć lat, od chrztu
Katie. A i później zaczął chodzić regularnie dopiero po poznaniu Annabeth. To jeszcze
nic nie znaczyło, że gdy zobaczył radiowozy skręcające z piskiem opon w Roseclair,
poczuł... właściwie, co?... zapowiedź nieszczęścia? Jeśli tak, to tylko dlatego, że się o
nią martwił... Martwił i zarazem był na nią wściekły. Dlatego myślał o córce,
przyglądając się radiowozom pędzącym w stronę Pen Park.
A teraz? Czuł się jak odrętwiały. Odrętwiały i komicznie odstawiony. Było mu też
głupio, że poprosił Annabeth, by zabrała dziewczynki do restauracji Chuck E. Cheese,
mówiąc, że sam zaraz do nich dołączy. Spojrzała mu w oczy z mieszaniną irytacji,
zatroskania i z trudem tłumionej złości.
Jimmy odwrócił się w stronę Deveau.
- Przygnała mnie ciekawość, jak chyba wszystkich. - Poklepał kolegę po ramieniu.
Będę już spadał, Ed - powiedział.
Tymczasem w dole, na Sydney, jeden z policjantów rzucił drugiemu kluczyki do
samochodu, a ten wskoczył do furgonetki sekcji K-9.
- Dobra. Trzym się, stary.
- Ty też - odpowiedział powoli Jimmy.
Nadal przyglądał się ulicy. Furgonetka cofnęła się, zatrzymała na chwilę i skręciła
w prawo. Znowu Jimmy’ego dopadło złowróżbne przeczucie.
Czuł je w duszy, nie w głowie. Czasem można było w ten sposób, poza obszarem
logiki, wyczuć prawdę i na ogół trafnie, jeśli chodziło o taką, jakiej człowiek wolałby
nie poznać, bo nie miał pewności, czyby ją zniósł. Takie prawdy człowiek próbował
ignorować, dlatego chodził do psychoterapeutów, spędzał masę czasu w barach i
znieczulał makówkę przed telewizorem - żeby się schować przed tymi nagimi,
strasznymi prawdami, które jego dusza rozpoznawała na długo przed rozumem.
Jimmy czuł, jak potworne przeczucie przygważdża go do miejsca, choć pragnął ze
wszystkich sił uciekać stąd jak najprędzej, jak potrafił; zresztą zrobić cokolwiek, byle
nie stać i nie patrzeć, jak furgonetka wyjeżdża na jezdnię. Te same gwoździe, które
przygwoździły buty, przebiły mu też piersi - grube, zimne bretnale, jakby wystrzelone
z armaty. Chciał zamknąć oczy, lecz powieki miał również przybite gwoździami,
szeroko otwarte. Tymczasem furgonetka wyjechała na środek jezdni i Jimmy zobaczył
samochód, który zasłaniała, samochód, wokół którego wszyscy się skupiali, czyścili go
pędzelkami, fotografowali, zaglądali do środka, podawali jakieś przedmioty w
plastikowych torebeczkach policjantom stojącym na jezdni i na chodniku.
Samochód Katie.
Nie tylko ten sam model. Nie tylko samochód podobny do jej samochodu, ale
ponad wszelką wątpliwość jej samochód, z wgnieceniem z prawej strony na przednim
zderzaku, ze zbitym szkłem prawego reflektora.
- Jezus Maria, Jimmy! Jimmy? Jimmy, popatrz na mnie! Dobrze się czujesz?
Jimmy przeniósł wzrok na Eda Deveau. Nie wiedział, jak się tu znalazł, na
kolanach, z dłońmi przyciśniętymi do ziemi, otoczony przez pochylone nad nim
okrągłe irlandzkie twarze, które przyglądały mu się z ciekawością.
- Jimmy? - Deveau podał mu rękę. - Nic ci się nie stało?
Jimmy wpatrywał się w jego dłoń i nie wiedział, co odpowiedzieć.
Płetwonurkowie, pomyślał. Płetwonurkowie przeszukują kanał Pen.
Whitey znalazł Seana wśród drzew jakieś sto metrów za wąwozem. Zgubili
krwawy trop i ślady stóp na otwartych obszarach parku. Padający w nocy deszcz zmył
wszystko, czego nie zdołała zataić natura.
- Psy podjęły trop koło tego starego ekranu. Kopniesz się tam?
Sean kiwnął głową. Tymczasem zaćwierkał jego radiotelefon.
- Devine, policja stanowa.
- Mamy tu gościa...
- Tu to znaczy gdzie?
- Wejście od Sydney.
- Raportujcie dalej.
- Twierdzi, że jest ojcem zaginionej.