Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Trzymały się za ręce i ukrywały za plecami babki.
– Oto są – ogłosiła Evelyn Rodriguez. Stanęła w wejściu i popchnęła dzieci do środka.
– Dzień dobry – powiedziałem – cześć, dziewczyny.
Tiffani wysiliła się na uśmiech. Jej starsza siostra odwróciła oczy.
– Dobrze wam minęła podróż?
Evelyn wzruszyła ramionami, wydęła wargi i ściągnęła je z powrotem. Cofnęła się, ciągle trzymając je w uścisku. Dziewczynki poddawały się niechętnie, stawiając bierny opór. Czując go, Evelyn odpuściła. Skrzyżowała ręce na piersiach, zakaszlała i odwróciła ode mnie wzrok.
Rodriguez był jej czwartym mężem. Evelyn była pięćdziesięcioośmioletnią, otyłą Angielką, z pomarszczoną, poplamioną nikotyną skórą oraz ustami tak cienkimi i prostymi jak cięcie chirurga. Prowadzenie rozmowy sprawiało jej ogromną trudność. Byłem niemalże pewien, że właśnie ta cecha charakteru przyczyniła się do morderstwa córki.
Tego ranka miała na sobie bezkształtną bluzkę z krótkim rękawem i wyblakłym niebieskim nadrukiem. Bluzka spływała luźno na czarne, streczowe dżinsy. Błękitne tenisówki były upstrzone białymi plamami. Miała krótkie, kręcone, żółte włosy z czarnymi odrostami. Poza kolczykami, nie nosiła innej biżuterii. Ukryte za binoklami oczy uparcie unikały mojego spojrzenia.
Pogładziła Chondrę po głowie, a dziewczyna wtuliła twarz w jej tłuste, miękkie ramię. Tiffani weszła do pokoju i gapiła się w wiszący na ścianie obraz.
– Okay, w takim razie zejdę na dół i poczekam w samochodzie powiedziała Evelyn Rodriguez.
– Jeśli zrobi się zbyt gorąco, proszę się nie krępować i przyjść do nas zachęciłem.
– Upał mi nie przeszkadza. – Uniosła rękę i zerknęła na maleńki zegarek. – Jak długo to potrwa?
– Mniej więcej godzinę.
– Ostatnim razem było dwadzieścia minut.
– Dzisiaj chciałbym spróbować trochę dłużej.
Zmarszczyła brwi.
– W porządku... Mogę zapalić tam na dole?
– Na zewnątrz? Pewnie.
Wymamrotała coś pod nosem.
– Chciałaby mi pani coś powiedzieć? – zapytałem.
– Ja? – Puknęła się palcem w pierś i uśmiechnęła. – Niee... Zachowujcie się dobrze, dziewczyny.
Wyszła na taras i zamknęła za sobą drzwi. Tiffani nadal obserwowała malowidło. Chondra dotknęła klamki i oblizała usta. Miała na sobie białą koszulkę ze Snoopym, czerwone szorty i sandały bez skarpetek. Rolka owocowych dropsów wystawała z kieszeni spodenek. Ręce i nogi dziewczyny były blade, a twarz szeroka i pucołowata. Blond włosy, zaplecione w bardzo długie i bardzo cienkie mysie ogonki, lśniły prawie metalicznym blaskiem, który kontrastował z ziemistą cerą. Okres dojrzewania może spowodować jakieś zmiany w jej urodzie. Zastanawiałem się, co jeszcze może przynieść.
Przygryzła dolną wargę. Mój uśmiech przeszedł niezauważony.
– Jak się czujesz, Chondra?
Ponownie wzruszyła ramionami i wbiła wzrok w podłogę. Była dziesięć miesięcy starsza od swojej siostry, nieco niższa i wydawała się mniej dojrzała. Podczas pierwszej sesji nie wypowiedziała ani słowa. Siedziała jedynie z rękami skrzyżowanymi na kolanach, w czasie gdy Tiffani mówiła na okrągło.
– Robisz coś zabawnego w tym tygodniu?
Pokręciła głową. Położyłem rękę na jej ramieniu. Stała sztywno, dopóki nie usunąłem dłoni. Ta reakcja sprawiła, że zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie była w jakiś sposób napastowana. Jak wiele warstw tej rodziny będę zdolny przebić?
Akta na mojej nocnej szafce zawierały materiały ze wstępnych analiz. Czytałem je przed snem dla dodania sobie otuchy.
Prawnicze żargony, policyjna proza, ohydne zdjęcia. Perfekcyjnie napisane transkrypcje z nieskazitelnie białymi marginesami.
Ruthanne Wallace oddana koronerowi.
Głębokość ran, urazy kości...
Bandyckie zdjęcie Donalda Della – dzikie oczy, czarna broda, spływający po twarzy pot.
„A wtedy zaczęła mnie wyzywać – wiedziała, że nie zniosę wyzwisk, ale to jej w żaden sposób nie powstrzymywało. A potem ja po prostu – wiesz straciłem kontrolę. To nie powinno się wydarzyć. Co mogę powiedzieć?”
– Lubisz rysować, Chondra? – zapytałem.
– Czasami.
– Może znajdziemy w bawialni coś, co ci się spodoba.
Wzruszyła ramionami i spuściła wzrok na dywan.
Tiffani wodziła palcem po obramowaniu fotografii. Zdjęcie boksera George’a Belowsa. Kupiłem je odruchowo w jakimś sklepiku od kobiety, której nigdy więcej nie widziałem.