Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Pośredniczy ona pomiędzy głową koczującego ludu a ludem, pomiędzy kaganem (chanem) turańskim a jego ludami-pułkami, pomiędzy księciem czy królem...– Nic nie jest nigdy stuprocentowe – pokręcił głową...- Jesteś uzdrowicielką? Jondalar przyprowadził do domu uzdrowicielkę? - Donier omal się nie roześmiała, ale powstrzymała się i tylko pokręciła głową,...- Na mojej dyskrecji jednak ci zależy? I na tym, bym ostrożnie wybierała sobie przyjaciół? Skinął na potwierdzenie głową z wyrazem napięcia w twarzy...Nagle rozległy się głośne i podniecone okrzyki: - Oto on! Neron siedział wyprostowany w fotelu z kości słoniowej, a więc jego głowa już nie wspierała...Czy naprawdę mógł tego dokonać ze schowka? - Wszędzie mam przełączniki awaryjne! - obwieścił i wczepił dwa pazury w panel nad głową...Potrząsnął głową i po chwili mówił dalej:– Biedna, głupia dziewczyna wierzyła, że niemowlęta obudzą w nim ojcowską dumę...Jakub zastanawia się z pochyloną głową, a Jezus patrzy na niego z uśmiechem...Zamknąłem na chwilę oczy, a potem wolno skinąłem głową...Na drugim piętrze głowa Ogira niemalże szorowała po suficie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


— Chodzi panu o to, że kiedy robię coś głupiego, narażam także innych na
niebezpieczeństwo.
— Właśnie — przytaknął kapitan. — Więc zacznij puszczać przodem innych,
dobrze? I tak wszyscy wiemy, jak ci zależy.
— Dobrze — powtórzył książę i spojrzał Farmerowi w oczy. — Jaki to będzie
miało wpływ na dowodzenie?
— Będziesz w rezerwie. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, puszczę cię ze zwia-
dowcami. Ale będziesz szedł za nimi, dobrze?
209
— Jasne — odparł Roger. — Za zwiadowcami.
— Niech pan na siebie uważa, Wasza Wysokość. Książę odstawił swoje wino
i wstał.
— Dobranoc, kapitanie.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY
— Udało się — powiedział Wes Til, wpadając do komnaty. Turl Kani spojrzał
na niego znad listu, który właśnie pisał.
— Zgodzili się?
— Zgodzą się pod kilkoma warunkami. Najważniejszy to ten, że musimy oka-
zać chęć wypowiedzenia „wojny na noże”, jak nazwał to książę Roger. Wydaje się
bardzo lubić to powiedzenie. . . — Rajca zamyślił się na chwilę, po czym machnął
ręką. — Tak czy inaczej, tego właśnie żądają — żebyśmy zaangażowali w wojnę
całą naszą potęgę. Żadnych walk między ugrupowaniami, żadnego upolitycznia-
nia dowodzenia, żadnych łapówek i przepychania swoich ludzi.
— To nie będzie proste — powiedział Kam, siadając wygodniej. — Żeby uzy-
skać poparcie, będziemy musieli dawać jakieś obietnice, korzystne kontrakty, tego typu rzeczy.
— Myślę, że to wszystko da się zrobić. — Til usiadł na poduszce. — Żądają
także, żebyśmy pomogli im w budowaniu statków. Chcą je skończyć w trakcie
trwania kampanii wojennej.
— A niby skąd mamy wziąć materiały? — spytał ze złością przewodniczący
Rady.
— Powiedzieli, że pierwszym krokiem ma być odbicie D’Sley jako bazy ope-
racyjnej, więc materiały się znajdą. Poza tym, mówiąc szczerze, w Przystani rze-
czywiście jest z nimi krucho, ale nie aż tak, jak im powiedzieliśmy. Marynarka
wciąż ma minimalne rezerwy. Jeśli Rada oficjalnie zgodzi się na pomoc w budo-
wie statków, będziemy mogli wydusić od starego admirała Gusahma przynajmniej
kile i wręgi.
Kam złapał się za rogi.
— Na Krina! Nienawidzę wyciągania czegokolwiek od Gusahma. Jemu chyba
się zdaje, że cała marynarka i wszystko, co pływa, jest jego własnością!
Przewodniczący zapatrzył się w przestrzeń, myśląc o nieuchronnej konfronta-
cji z Gusahmem. Admirał w końcu wykona, chociaż niechętnie, rozkazy swoich
cywilnych przełożonych. Prawdziwym problemem było spełnienie pozostałych
żądań ludzi,
211
— Dasz radę przekonać swoją fakcję? Myślę, że chyba uda mi się namówić rybaków, a i kupcy krzyczą, żeby coś wreszcie zrobić.
— Musimy zrobić więcej, niż tylko ich przekonać — powiedział Til. — Mu-
simy wzbudzić w nich entuzjazm. Żeby wystawić tak wielką armię, jak to we-
dług ludzi konieczne, będziemy musieli ściągnąć wszystkich żeglarzy z Marynar-
ki i potroić liczebność Gwardii, a to wymaga udziału ochotników.
— Nasi obywatele poważnie traktują swoje obowiązki wobec miasta, ale nie
jestem pewien, czy uda nam się pozyskać wystarczająco dużo ochotników, odwo-
łując się tylko do ich obywatelskiej postawy i poczucia obowiązku. Masz jakieś
pomysły? — spytał były rybak.
— Tak, mam. A raczej O’Casey ma ich kilka — odparł kupiec. — I to bardzo
dobrych. To wyjątkowo sprytny człowiek.
— Co to za pomysły? — zapytał sceptycznie przewodniczący.
— Wiesz, że Przystań ma opinię miasta, które nie przepuści nawet jednego
grosika — powiedział w zamyśleniu rajca. — Jestem pewien, zew dużej mierze
zawdzięczamy ją zazdrości mieszkańców innych miast, którzy tego nie potrafią,