Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.— A więc pan Jowett od miesiąca nie wyjeżdżał? Czy pani jest tego pewna?— Czy jestem pewna? Chyba...— Pan się ze mnie naśmiewa…— Myli się pani...– Nic nie jest nigdy stuprocentowe – pokręcił głową...– Nigdy! Nawet gdybym musiała zostać chrześcijanką, żeby temu zapobiec! – krzyknęła Igriana...— Uratowałaś nas, pani, od najgorszego — zaprzeczyła dziewczyna przypomniawszy sobie noc spędzoną w jaskini...Pani Wanda dziwnie jakoś popatrzyła na niego, a potem na psa, który swoimi kaprysami dezorgani­zował całą robotę w domu...Z nocnych ciemnosci i cichych poszeptywan nigdy nie milknacego lasu dobiegly Valerego dzwieki subtelnej, prowadzonej mistrzowska dlonia melodii, jaka wydobyc...- Ale - przerwał mu Michael - zrozumieliście, że Adam będzie pierwszą ofiarą, jeżeli oprócz tych dwóch śledzi go jeszcze jakiś inny gestapowiec, i że nigdy nie...Nie posłuchałem jej: spojrzałem, a ona - stara pani Zellis - spojrzała namnie...realnego życia; to wszakże, co istotne - bardzo jest od niego dalekie, gdyż nikt nigdy niewidział, aby cała ludność jakiegoś miasteczka porzucała swe...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


Batylda, bliska śmierci, wyciągnęła rękę i oparła się o fotel.
- I co pani wtedy poczniesz? - spytał regent.
- Wstąpię do klasztoru - odparła - do końca moich dni będę się tam modliła za Waszą Wysokość i za niego.
- Tak być nie może.
- Dlaczegóż to, Wasza Wysokość?
- Dlatego, że dziś, przed godziną proszono mnie o pani rękę, na co się zgodziłem.
- Moją rękę? Wasza Wysokość przyrzekł moją rękę? Komu, na Boga?!
- Proszę to przeczytać - rzekł regent sięgając po otwarty już list, leżący na biurku.
- Raul! - zawołała Batylda. - Pismo Raula! Mój Boże, co to ma znaczyć?
- Proszę przeczytać - powtórzył regent.
I Batylda odczytała wzruszonym głosem następujące słowa:
“Wasza Wysokość!
Zasłużyłem na śmierć, wiem o tym, i nie będę prosił Waszej Wysokości o życie. Jestem gotów umrzeć w wyznaczonym dniu, o wyznaczonej godzinie. Wasza Dostojność może jednak uczynić mi tę śmierć lżejszą i na kolanach dopominam się o tę łaskę.
Kocham pewną młodą pannę, którą poślubiłbym, gdybym żył. Zezwól, Panie, by została moją żoną, zanim zginę. W chwili, kiedy żegnam ją na zawsze i kiedy zostawiam ją samą i opuszczoną na świecie, niechaj mam jako pociechę tę świadomość, że odziedziczy moje nazwisko i moją fortunę. Po wyjściu z kościoła, Wasza Wysokość, pójdę na szafot.
To moja ostatnia wola, to moje jedyne pragnienie. Nie odmawiaj umierającemu.
Raul d'Harmental”
- Wasza Dostojność, Wasza Dostojność - rzekła Batylda wybuchając płaczem - czy pan nie widzi, że podczas gdy ja myślałam o nim, on myślał o mnie?! Czy nie mam racji kochając go, skoro on tak bardzo mnie kocha?
- Tak - przyznał regent - i uwzględniłbym jego prośbę: jest słuszna. Oby ta łaska mogła, jak sam mówi, uczynić lżejszymi jego ostatnie chwile!
- Wasza Wysokość - zawołało dziewczę - czy Wasza Wysokość tylko na to wyraża zgodę?
- Przecież pani widzi, iż on sam wymierza sobie sprawiedliwość i nie prosi o nic innego.
- Och, cóż za okrucieństwo! To potworne! Zobaczyć go znów, by natychmiast utracić! Wasza Wysokość, proszę o darowanie mu życia! Błagam o nie i niechaj go nigdy więcej nie ujrzę! Wolę już to.
- Moja pani - powiedział regent tonem wykluczającym wszelką dyskusję, kreśląc jednocześnie kilka słów na papierze, który opatrzył własną pieczęcią - oto list do pana de Launay, gubernatora Bastylii; zawiera moje instrukcje dotyczące skazańca. Kapitan gwardii wsiądzie z panią do karety i będzie czuwał w moim imieniu, żeby owe instrukcje zostały dokładnie wypełnione.
- O, Wasza Wysokość, jego życie! Na miłosierdzie Boże, błagam cię o nie na klęczkach!
Regent zadzwonił; pokojowiec otworzył drzwi.
- Poproś pana markiza de la Fare - rzekł regent.
- Jakże pan jest okrutnz, Wasza Wysokość! - zawołała Batylda wstając. - Proszę zatem pozwolić mi umrzeć razem z nim. Przynajmniej nie będziemy rozdzieleni nawet na szafocie, nawet w grobie!
- Panie de La Fare - powiedział regent - proszę dotrzymać tej pannie towarzystwa w drodze do Bastylii. Oto list do pana de Launay: zapoznaj się i pan z jego treścią; będziesz czuwał, aby rozkazy w nim zawarte zostały wykonane co do joty.
I nim rozległ się ostatni rozpaczliwy krzyk Batyldy, diuk Orleański otworzył jedne z drzwi komnaty i zniknął za nimi.
XXIV. Ślub in extremis
 
La Fare niemal niósł omdlewającą dziewczynę i pomógł jej wsiąść do jednej z karet, które zwykle czekają zaprzężone na dziedzińcu Palais-Royal. Pojazd ruszył z miejsca galopem, pomknął ulicą de Clery i przez bulwary w stronę Bastylii. Podczas całej drogi Batylda, zimna i nieruchoma jak posąg, nie wypowiedziała ani słowa. Jej oczy były również nieruchome i suche; dopiero, gdy dojechali do fortecy, zadrżała nagle. Wydało jej się, że tam, gdzie stracono kawalera de Rohan, dostrzegła w mroku jakiś kształt przypominający szafot. Nieco dalej strażnik zawołał: “Kto idzie?” Potem kareta zaturkotała po zwodzonym moście. Kraty uniosły się, otwarto bramę i pojazd zatrzymał się u wejścia do kwatery gubernatora.