Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.– A skÄ…d ma tyle pieniÄ™dzy na nowy powóz, nowe suknie, stado sÅ‚użących, ciÄ…gÅ‚e przyjÄ™cia? Na niektóre zaprasza sto czy nawet dwieÅ›cie osób –...Hrabina przyjê³a mnie bardzo ³askawie, ¿yczliwie poda³a mi rêkê i potwierdzi³a, ¿e od dawna ju¿ pragnê³a mnie widzieæ* niebawem [wrócimy do te) rozmowy]930u...85 Ustalono liczne wypadki nabycia futer za po³owê ceny, przyjêcia podarków Ze z³ota z getta warszawskiego, skierowania do maj¹tku w Schotaernhof dzie³ sztuki zabranych z...— Dobrze, nastÄ™pnym razem, jak gdzieÅ› znikniesz, zrobiÄ™ ci tÄ™ przyjemność — obiecaÅ‚a Marianna trochÄ™ niecierpliwie...PodziaÅ‚ na wiedzÄ™ "że" i wiedzÄ™ "jak", oraz przyjÄ™te przez Andersona rozwiÄ…zanie nasuwa pewne uwagi... Å»adnych kamieni w koszykuPamiÄ™tacie Liii i Charlesa, parÄ™, która poznaÅ‚a siÄ™ na przyjÄ™­ciu i obiecaÅ‚a sobie, że dobra komunikacja bÄ™dzie...I dzisiaj, na wspólnym przyjÄ™ciu urodzinowym, musiaÅ‚ stanąć twarzÄ… w twarz z bratem i zadać mu kilka bardzo drażliwych pytaÅ„...- Panie - powiedziaÅ‚ Aramis przedrzeźniajÄ…c Jussaca - z wielkÄ… przyjemnoÅ›ciÄ… skorzystalibyÅ›my z tego dwornego zaproszenia, gdyby to zależaÅ‚o od nas, ale,...Jak można usprawiedliwić przyjÄ™cie jednego bÄ…dź drugiego rodzaju determinizmu? Na pewno nie przez odwoÅ‚anie siÄ™ do ontologii...- A fakt, że przyjÄ™cie wydano z okazji bar micwy jego syna?Matt wzruszyÅ‚ ramionami...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- W jednym się nie mylisz - podjęła Marta. - To było w jakiejś minionej epoce. - Westchnęła Marta, wypatrując z utęsknieniem bardziej cienistego miejsca. - Teraz trochę boję się lata. Upał mnie męczy. A pamiętasz?... Zawsze lubiłam taką pogodę.
- Spójrz na mnie - Adam pokazał palcem lekko zroszone czoło. -
Też już nie wytrzymuję wysokich temperatur. Musimy pogrzebać
w swoich metrykach, staruszko, i przestać siÄ™ dziwić oznakom... dojrza­
łości! - znalazł właściwe słowo. Ale gdzieś w sobie skulił się i przeraził.
Wiedział, że zaczyna kłamać.
59
Z uśmiechem szperał w piknikowym koszu, ale wystarczyło jedno
spojrzenie na Martę, aby zauważyć, jak bardzo ostatnio zmizerniała. Siedziała zamyślona, gryząc źdźbło trawy. Jej zwykle śniada, łaskawie przyjmująca opaleniznę skóra nabrała matowego odcienia. Wąskie ramiona ginęły w szerokiej przepaści bluzy, jakby nagle za dużej o kilka numerów. Jednak najbardziej niepokojąca była twarz Marty. Te oczy,
większe niż zwykle, wpadające w pułapkę lekko wystających kości zaróżowionych policzków...
- Coś nie tak? - spytała, zaniepokojona.
Zamiast odpowiedzi zobaczyła wycelowany w siebie obiektyw. Na
sprzeciwy było za późno.
- No nie... Wiesz, że nie lubię - westchnęła cicho. Nie chciała burzyć
swym niezadowoleniem panującej między nimi harmonii.
- J e s t e m fotografikiem artystą. Gdybyś była na moim miejscu, też by
cię podkusiło.
Ze śmiechem wyrwała mu aparat i utrwaliła zdziwioną twarz męża.
- Wyglądasz jak idiota - cieszyła się. - Będę obnosić się z tym zdjęciem na dowód, że nie wszystko mi się w życiu udało.
Wolno, niechętnie, jakby z obawą, że najmilsze chwile mają za sobą, ruszyli do porzuconego w cieniu samochodu.
Przed d o m Kordeja wysypał się tłumek wcześniej przybyłych gości.
Witani serdecznymi okrzykami, nie musieli martwić się o plecaki i torbę. Usłużne ręce chwytały ich bagaże, a miły harmider zwalniał z obowiązku oficjalnych powitań.
- Marta, chodź tu, Grażka chce cię poznać - Adam radośnie przedstawiał jej koleżankę, a sam ruszył ze słowami powitania w stronę Majki.
Marta z Grażką szły obok siebie kamienistą ścieżką.
- J e s t e ś taka znana... i ładna - odezwała się onieśmielona Grażka.
60 Martę ujęły te słowa. Były proste i szczere.
- Dziękuję, ale jak mi się dobrze przyjrzysz, okaże się, że tylko trochę znana. Zresztą, w ten dziwny anonimowy sposób. Ludzie bardziej niż mnie znają z okładek nazwisko Adama. - Uśmiechnęła się do idącej
obok dziewczyny.
- Zawsze chciałam cię poznać - Grażka była zafascynowana żoną
kolegi. Nie wiedziała, na czym polegał urok Marty, bo Koszycka nie należała do klasycznych piękności i nie zewnętrzne walory sprawiały, że mogła się podobać. Wcześniejsze, zdawkowe uwagi Jolki o Marcie nie
nastrajały przyjaźnie, ale budziły ciekawość. Teraz jej opinia wydawała
się Grażce obraźliwa. Było w Marcie coś ważnego, coś, co trzeba uznać,
przyjąć do wiadomości. To wystarczało, aby teraz iść obok niej i cieszyć
się łatwą, dobrą rozmową, nie mającą nic wspólnego Z jakimś skomplikowanym światem intelektu, w którym, jak się Grażce przedtem wydawało, Marta musiała ugrzęznąć na wieki.
Marta mówiła z prostotą i wdziękiem o jedynaczce.
- Obiecaliśmy sobie z Adamem, że imię „Olga" wykreślamy na dwa
dni ze słownika. Ale sama widzisz - śmiała się - jak tylko znalazłam w tobie cierpliwego słuchacza i wiem, że Adam nie słyszy, zamieniam się błyskawicznie w histeryczną mamuśkę.
- Nie jestem matką, ale nie sądzę, żebym była inna - Grażka odniosła się ze zrozumieniem do tematu.
- Ale wiesz, Grażko, ja cieszę się z tej histerii. To w pewnym sensie
nowość w moim życiu. - A gdy spostrzegła brak zrozumienia w oczach
dziewczyny, dodała: - Zdaje się, że dopiero teraz dorosłam do roli matki. Kiedyś byłam uboższa, niepełna. Albo po prostu: nazbyt zajęta sobą
- dokończyła szczerze.
To wyznanie sprawiło, że Grażka jeszcze serdeczniej spojrzała na
Martę, jakby chciała ją zapewnić, że docenia tę samokrytykę, to zbliżenie, które pozwala osiągnąć stopień tajemniczego porozumienia w skomplikowanym języku kobiecych natur.
61 - Zobacz, kto przyjechał - wykrzyknęła Grażka do stojącej na
ganku Jolki. Marta wypuściła z ręki smycz, aby Plama, piszcząca
z uciechy, mogła przywitać się ze starą znajomą. Suka nieporadnie
pokonywała schody, obwieszczając swą radość niezwykle krótkim
ogonem. Jolka, o b e z w ł a d n i o n a d o w o d a m i psiej miłości, patrzyła
w kierunku nadchodzących. Z uśmiechem podeszła do Marty, wyjmując kosz z jej ręki.
- A gdzie maszyna do pisania? - spytała, tak pół żartem, pół serio,
wpatrując się w trochę zmęczoną twarz Marty.
- J e s z c z e w bagażniku. Razem z natchnieniem. Co u ciebie? Chyba
ostatnio widziałyśmy się rok temu. Poczekaj, co to było...
- Adama imieniny, przełożone na po świętach - przypomniała Jolka uprzejmie. - Ale rok temu nie pytałaś mnie, co słychać, tylko wszyscy ciebie o to pytali.
- Czy przynajmniej wymyśliłam jakąś inteligentną odpowiedź?
- J a k zawsze - odrzekła Jolka.
- To teraz twoja kolej...
Usiadły na schodach. Jolka wspomniała w kilku zdaniach o chorobie
ojca, o służbowym wyjeździe do Norwegii, który zawdzięczała Adamowi.
- Zrezygnował ze względu na ciebie - wyjaśniła, przyglądając się
Marcie.
- Ze względu na mnie? A niby dlaczego? Nawet nie wiedziałam, że
miał taką propozycję...
Zapadła chwila ciszy, którą szczęśliwie przerwał tubalny głos Szymona:
- Baby, marsz do kuchni z tym miechem! Jeszcze nikt nie ugotował
kiełbasy na słońcu nawet w tak sprzyjających warunkach. No nie... -
udawał zrozpaczonego. - Zobacz, Adam, wódkę też grzeją!
Obiecany małżeński pokój był już prawie umeblowany. Marta natychmiast poczuła się w nim dobrze. Zsunęła buty i lamparcim skokiem rzuciła się na materac. Adam ze znawstwem przyglądał się wnętrzu.
62