Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Na małym stole stał dzban wina. Sieben napełnił gliniany kielich i usiadł.
– Niezwykły z ciebie facet, to pewne – powiedział z szerokim uśmiechem. – Teraz przynajmniej Borcha trochę poprawił twój wygląd. Zdaje się, że masz złamany nos.
– Chyba masz rację – odparł Druss. – A teraz opowiedz mi, jak ty spędziłeś dzień.
– Odwiedziłem czterech znanych handlarzy niewolników. Collan nie przyprowadził ze sobą żadnych kobiet na targ. Wszyscy znają historię twojej napaści na Hariba Ka. Ci jego ludzie, którzy przeżyli, dołączyli teraz do Collana i mówią o tobie jak o demonie. To zagadkowa sprawa, Druss. Nie wiem, gdzie może być twoja żona – chyba że w jego domu.
Z rany nad prawym okiem Drussa zaczęła sączyć się krew. Sieben wyjął chusteczkę i zaoferował ją rębaczowi. Druss nie przyjął jej.
– Sama zaschnie. Nie przejmuj się.
– Na bogów, Druss, musisz cierpieć katusze. Całą twarz masz spuchniętą i oczy podbite.
– Ból uświadamia ci, że żyjesz – powiedział Druss. – Czy wydałeś swoje srebro na dziwkę?
Sieben zachichotał.
– Tak. Była bardzo dobra. Powiedziała, że jestem najlepszym kochankiem, jakiego kiedykolwiek miała.
– A to niespodzianka – rzekł Druss i Sieben roześmiał się.
– Pewnie, ale miło to słyszeć.
Wysączył wino, a potem wstał i pozbierał swoje rzeczy.
– Dokąd się wybierasz? – zapytał Druss.
– Nie ja, tylko my. Opuszczamy nasze pokoje.
– Podoba mi się tu.
– Owszem, przyjemnie tu. Jednak potrzebujemy snu, a choć tamci dwaj byli mili, nie ufam ludziom, których nie znam. Collan wyśle za tobą zabójców, Druss. Bodasen może być na jego usługach, a ten wszarz, który wyszedł stąd po nim, sprzedałby własną matkę za złamanego miedziaka. Dlatego posłuchaj mnie i ruszajmy stąd.
– Wprawdzie spodobali mi się obaj, ale masz rację. Potrzebny mi sen.
Sieben wyszedł na zewnątrz i zawołał jasnowłosą kelnerkę. Wcisnął jej do ręki sztukę srebra i poprosił, żeby nikomu nie mówiła o przeprowadzce – nawet gospodarzowi. Wsunęła monetę do kieszeni skórzanego fartuszka i zaprowadziła ich na sam koniec galeryjki. Nowy pokój był większy od poprzedniego, stały w nim trzy łóżka i dwie lampy. Na kominku ułożono drwa, ale nie rozpalono w nim i było zimno.
Kiedy dziewczyna odeszła, Sieben rozpalił ogień i usiadł przed nim, przyglądając się, jak płomienie liżą polana. Druss ściągnął buty i kaftan, a potem wyciągnął się na najszerszym łóżku. Zasnął w mgnieniu oka, położywszy topór na podłodze przy łóżku.
Sieben zdjął pas z nożami i zawiesił go na oparciu krzesła. Kiedy ogień buchnął jaśniej, poeta dołożył kilka grubych kawałków drewna ze stojącego przy palenisku koszyka. Mijały godziny, w sali poniżej zapadła cisza i słychać było tylko trzask płonących polan. Sieben był zmęczony, ale nie spał.
Nagle usłyszał szmery, ukradkowe kroki wchodzących po schodach ludzi. Wyjął jeden z noży i podszedł do drzwi, po czym uchylił je odrobinę i wyjrzał na zewnątrz. Na drugim końcu galerii siedmiu ludzi stało pod drzwiami ich poprzedniego pokoju. Towarzyszył im karczmarz. Napastnicy gwałtownym szarpnięciem otworzyli drzwi i rzucili się do środka, ale zaraz wyszli. Jeden z nich chwycił gospodarza za koszulę i pchnął na ścianę. Przerażony mężczyzna podniósł głos i Sieben rozpoznał niektóre słowa: „Byli tu... naprawdę... na życie moich dzieci... oni... nie zapłacili...”.Sieben zobaczył, jak obalili karczmarza na podłogę. Potem niedoszli zabójcy zeszli po schodach i zniknęli w mroku nocy.
Sieben zamknął drzwi i wrócił do kominka.
I zasnął.
Rozdział 6
Borcha siedział w milczeniu, gdy Collan karcił ludzi, których wysłał na poszukiwanie Drussa. Stali zawstydzeni przed nim, ze spuszczonymi głowami.
– Jak długo mi służysz, Kotisie? – zapytał jednego z nich cichym, nabrzmiałym groźbą głosem.
– Sześć lat – odpowiedział mężczyzna stojący na środku grupki, wysoki, brodaty pięściarz o szerokich barach.
Borcha przypomniał sobie, jak go pokonał. Zabrało mu to najwyżej minutę.
– Sześć lat – powtórzył Collan. – Chyba przez ten czas nauczyłeś się, co robić z ludźmi, którzy wchodzą mi w drogę?
– Tak, oczywiście. Otrzymaliśmy te informacje od starego Thoma. Przysięgał, że zatrzymali się „Pod Drzewem Wisielców” – i tak też było. Tyle, że zniknęli stamtąd po walce z Borchą. Nasi ludzie nadal szukają. Z pewnością jutro znajdą ich bez trudu.
– Masz rację – powiedział Collan. – Jutro nie będzie trudno ich znaleźć. Sami tu przyjdą!
– Mógłbyś oddać mu żonę – podsunął Bodasen, wyciągnięty na sofie w drugim końcu pokoju.