Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.I czyz surowe zakazy i wyjasnianie chlopczykom, jako kobieta rozsiewa grzech, bo jest istota nieczysta, czyz nie musza wlasnie podniecac niezdrowej wyobrazni? Ale...- Potrzebna mi jest aprobata chłopca, potrzebna mi jest jego miłość...natomiast czują lęk, że los dziewczynek, które zgodnie z wyobrażeniem chłopców nie majączłonka, ponieważ go utraciły, może stać się również ich...chłostał rózgami nieposłusznych kolegów, oburzeni rodzice chłopców zanieśli skargę do króla, że niewolnik królewski sprawił dzieciom...- Chłopcy z miejscowej policji powiedzieli mi, że faceci, którzy wzięli się za twoją gablotę, dali jej niezły wycisk, ale wcale mi na to nie wygląda...— Nie zniosę tego dłużej! — zawołał cofając się, przewrócona zaś lampa zamigotała, spadła na brzeg lady sklepowej, odskoczyła, rozbiła...– Dla Boga, co słyszę! – zawołał Wołodyjowski...Wybraliby wielkie miasto z dużymi szkołami i chłopcy zniknęlibyw tłumie...piękni chłopcy... Bardzo oddany Mikołaj Skrog - Do licha! - zawołał Jan Dolittle...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- Czy Rand jest z tobą?
- A co z Matem? - zapytał skwapliwie Abell. Z wy­glądu do złudzenia przypominał postarzałego, siwiejącego Ma­ta, tylko jego oczy patrzyły znacznie poważniej. Człowiek, który nie utył zanadto wraz z upływem lat, poruszający się nadal szybkim i zwinnym krokiem.
- Mają się dobrze - zapewnił ich Ferrin. - Są w Łzie.
Kątem oka pochwycił spojrzenie Verin; doskonale wiedzia­ła, co dla Randa oznaczała Łza. Alanna natomiast ledwie zda­wała się słyszeć wypowiadane słowa.
- Przyjechaliby ze mną, ale nie wiedzieliśmy, iż rzeczy mają się tutaj aż tak źle. - Jedno i drugie było prawdą, tego był pewien. - Mat spędza czas na grze w kości, w które zazwyczaj wygrywa, i całowaniu się z dziewczętami. Rand... Cóż, ostatnim razem, kiedy widziałem Randa, miał na sobie strojny kaftan, a u boku złotowłosą piękność.
- To podobne do mojego Mata - zachichotał Abell.
- Być może dobrze się stało, że nie przyjechali - po­wiedział powoli Tam. - Biorąc pod uwagę te trolloki. A Bia­łe Płaszcze... - Wzruszył ramionami.
- Wiesz, że trolloki wróciły? - Perrin przytaknął. -­Czy tamta Aes Sedai mówiła prawdę? Moiraine. Czy oni wów­czas, tamtej Zimowej Nocy, przyszli po was, po trzech chło­pców? Dowiedziałeś się może dlaczego?
Brązowa siostra rzuciła Perrinowi ostrzegawcze spojrzenie. Alanna zdawała się całkowicie pochłonięta przeglądaniem swoich toreb podróżnych, ale podejrzewał, że mimo to z pew­nością uważnie słucha. Jednak nie dlatego się zawahał. Po prostu nie było sposobu, by zwyczajnie spojrzeć mu w oczy i powiedzieć Tamowi, że jego syn potrafi przenosić, że Rand jest Smokiem Odrodzonym. Jak w ogóle można komuś coś takiego powiedzieć? Zamiast prawdy wyrzucił z siebie tylko:
- Będziesz musiał zapytać Moiraine. Aes Sedai nie mó­wią więcej, niż uznają za stosowne.
- Zauważyłem - powiedział sucho Tam.
Obie Aes Sedai bez najmniejszych wątpliwości uważnie przysłuchiwały się jego słowom i teraz już żadna nie udawała, iż jest inaczej. Alanna spod wygiętych w lodowaty łuk brwi spoglądała na Tama, Abell zaś nerwowo przebierał nogami, jakby sądził, że Tam wystawia na niebezpieczną próbę swoje szczęście. Jednakowoż potrzeba było czegoś więcej niźli spo­jrzenia, by onieśmielić Tama al'Thora.
- Czy możemy porozmawiać na zewnątrz? - Perrin zwrócił się do mężczyzn z pytaniem. - Chciałbym odetchnąć świeżym powietrzem.
W istocie chciał porozmawiać bez podsłuchujących i ob­serwujących go Aes Sedai, ale nie mógł przecież tego na głos powiedzieć.
Tam i Abell zgodzili się, przypuszczalnie im również cią­żyły badawcze spojrzenia Verin i Alarmy, ale najpierw zajęli się sprawą królików, które wręczyli Zielonej siostrze.
- Mieliśmy zamiar zatrzymać dwa dla siebie - powie­dział Abell - ale zdaje się, że przybyło gąb do wykarmienia.
- Nie ma potrzeby, byście dzielili się z nami. – Alanna powiedziała to takim tonem, jakby wcześniej już wielokrotnie mówiła te same słowa.
- Lubimy spłacać zaciągnięte długi - odrzekł jej Tam, podobnym tonem głosu. - Aes Sedai były na tyle miłe, że trochę nas uzdrowiły - dodał na użytek Perrina - a my nie chcemy nic na kredyt, na wypadek gdybyśmy ponownie zna­leźli się w potrzebie.
Perrin pokiwał głową. Rozumiał, że można nie chcieć przyjmować podarunków od Aes Sedai.
"Dar Aes Sedai ma w sobie zawsze jakiś haczyk" - gło­siło stare powiedzenie.
Cóż, on z pewnością zdążył się o tym przekonać. W istocie jednak nie miało znaczenia, czy przyjmujesz prezent, czy za niego płacisz, Aes Sedai i tak zawsze potrafiły zastawić pu­łapkę. Verin patrzyła na niego z lekkim uśmiechem, jakby doskonale rozumiała, jakie myśli właśnie przelatują mu przez głowę.
Kiedy trójka mężczyzn ruszyła do wyjścia, zabierając ze sobą łuki, Faile podniosła się, by pójść za nimi. Perrin jednak spojrzał na nią i przecząco pokręcił głową, a ku jego zdumieniu ona nie upierała się i posłusznie siadła z powrotem. Zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest chora.
Po krótkiej przerwie, podczas której Tam i Abell podziwiali Steppera i Jaskółkę, odeszli kawałek dalej pod osłonę drzew. Słońce zachodziło już, wydłużały się cienie. Starsi mężczyźni powiedzieli kilka żartów na temat jego brody, ale ani słowem nie wspomnieli o oczach. Dziwne, ale wcale się tym nie przejął. Miał znacznie poważniejsze zmartwienia niż to, czy ktoś uzna kolor jego oczu za osobliwość.
Odpowiadając na żartobliwe pytanie Abella, czy "ta rzecz" dobra jest do przecedzania zupy, pogładził brodę i powiedział spokojnie:
- Faile się podoba.
- Oho - zachichotał Tam. - To ta dziewczyna, czyż nie? Wygląda na osóbkę z niezłym charakterem. Przez nią spędzisz bezsenne noce, starając się odróżnić górę od dołu.