Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
-
Czegoś ty go tu przywiozła? - oburzył się Wąsko-pyski.
- A gdzie jest twoja obietnica?
- Co znaczy moja obietnica... spaliła się tej nocy. On chory, zdechnie ci jak pies pod gołym
niebem. Klara zamilkła zmieszana, stała bez ruchu koło mnie. - Chodź ze mną - powiedział
Wąskopyski i poszli gdzieś na lewo od drogi wiodącej z Hucisk do Tatara. Tam za rozkisłym
w deszczu pagórkiem widać było kościół pokryty czerwoną dachówką, dokoła stare lipy...
160
- Toś ty wówczas, Szerucki, podniósł plandekę?
- śal mi się ciebie zrobiło.
- Fajna dziewczyna. Ona zrobi wszystko, co będzie w jej mocy - powiedział Chaim. - Twoja
twarz wydała mi się straszna, zsiadana zaniepokojeniem i lękiem, surowa i gorzka jak korzeń
zamazany oliwą. - Zabiliśmy świnię tej nocy, to moŜe być, Ŝe ja tak wyglądałem. Chuny golił
mnie noŜyczkami - odparł Szerucki. - Ty byłeś jeszcze wtedy gaduła. Nie patrząc na mnie,
wciąŜ bacznie uwaŜając na drogę, zacząłeś opowiadać mi, Ŝe masz juŜ trzydzieści lat, Ŝe się
nazywasz Kuba, Ŝeś był koniowodem u Czaczkiesa, potem stolarzem, potem policja miała z
tobą duŜo ambarasu. Wygłosiłeś duŜo słów pochwalnych na cześć Chuny Szaji, twego
przyjaciela od lat dziecinnych. Mówiłeś o nim jak o wiernym stworzeniu. "Ty śyd jesteś?" -
pytałeś. - "Tak." "Na której ulicy mieszkałeś?" "Brandona." "Aaaaa, to ja juŜ wiem -
powiedziałeś. - Twój ojciec beczki robił, Ŝeby ciebie wyuczyć na lekarza. To był spokojny
człowiek, spokojnie i powoli chodził, spokojnie mówił, palił i jadł. Pił duŜo. Tak, on pił duŜo, rzadka rzecz u śyda, Ŝeby pił duŜo. Ściągał kłody dębowe do warsztatu i tam rozcinał je na
klepki, szmulał całymi dniami ręką owiniętą w kostce rzemieniem. Był krwisty i rumiany. Do
nikogo nie odezwał się słowem. Ale matka twoja to była pyskata. źMego Chaima dziewczęta
nie lubią» - mówiła twoja matka do Amsteinowej i pomagała jej w kuchni, bo twój ojciec juŜ
nie Ŝył. źTwój Chaim nie naleŜy do ładnych chłopców, jest dziobaty, za takimi dziewczęta nie
uganiają.» źAle ta, do której on się przywiąŜe...»" Los mój zaczął ją niepokoić - ciągnął
Chaim. - Pytała się sama siebie, co ze mną będzie, jak jej nie stanie. Pragnęła Ŝeby juŜ jakieś
inne serce wzięło mnie w opiekę. "A ta dziewczyna, która ciebie przywiozła tutaj? Co to za
dziewczyna?" - pytałeś. 11 - Czarny potok
161
Kiedyś, to było tamtego lata, przechodziłem przez cmentarz w Szabasowej, Ŝeby się
dowiedzieć, kto ocalał po pierwszej rzezi. Szedł za mną Wąskopyski. Tam w krzakach
spotkaliśmy tę dziewczynę. Stała z kilkorgiem dzieci. To było koło drugiej, trzeciej nad ranem, przemoczeni, zabłoceni, zmordowani zatrzymaliśmy się, Ŝeby odsapnąć. Wąskopyski
poświecił latarką i zobaczył te skupione dzieci koło dziewczyny. Na światło rozbiegło się to
wszystko, poczołgało niepewnie w ciemność. A Klara pod drzewem, wśród ciszy nocnej,
nasłuchiwała, co będzie dalej. Wąskopyski musiał kiedyś znać jakąś dziewczynę o imieniu
Tońka. Nigdy mi nie wspominał o niej, lecz zawsze w takich momentach stawała mu ona w
pamięci. Szukał jej wszędzie, szukał w tym zaciemnionym świecie. "Tońka" - wyszeptał w ciemność.
Chrust zatrzeszczał i dziewczyna zbliŜyła się do nas.
"Kto wy jesteście, gdzie idziecie?"
"Co słychać w Szabasowej?"
"Tylko tam nie chodźcie, nie pokazujcie się."
"Dlaczego?"
"śandarmi są na Podcmentamej, zabijają. Bylibyście głupcy dać się złapać." Z Szabasowej leciał gwar, wyły samochody, śliskimi ścieŜynami cmentarza uciekali ludzie. Chwilami
traciłem z oczu wszystko w ciemnościach. Ludzie biegli, by jak najprędzej osiągnąć jakąś
granicę i by prędzej z tym strasznym skończyć. Nie mogłem odróŜnić ziemi od nieba.
Gruchnęły strzały koło domku grabarza. Myśmy teŜ wybiegli z cmentarza. Za murem ludzie
zatrzymywali się, jakby nad jakąś ginącą otchłanią, dyszeli przez chwilę. Czepiając się