Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Wydaje się, że po przeżyciu
orgiastycznym człowiek może żyć przez pewien czas i nie cierpieć zbytnio z powodu swego
osamotnienia. Później natężenie niepokoju narasta powoli, po czym, po ponownym
powtórzeniu obrzędu, znowu opada.
Póki owe stany orgiastyczne są praktykowane wspólnie przez szczep, nie wywołują
niepokoju czy poczucia winy. Postępowanie takie uznane jest za rzecz słuszną, a nawet
cnotliwą, jako że uczestniczą w nim wszyscy, a czarownicy czy kapłani nawet tego wymagają;
dlatego też nie ma powodu do poczucia winy lub wstydu. Rzecz zaczyna wyglądać zgoła
inaczej, kiedy na tego rodzaju rozwiązanie decyduje się człowiek żyjący w kulturze, która
przestała już stosować te wspólne praktyki. Alkoholizm czy narkomania to formy, jakie
wybiera jednostka żyjąca w kulturze nieorgiastycznej. W przeciwieństwie do osób biorących
udział w praktykach uznawanych i stosowanych przez społeczeństwo jednostki takie
odczuwajÄ… winÄ™ i wyrzuty sumienia. SzukajÄ… ucieczki przed osamotnieniem w alkoholizmie czy
narkotykach, ale tym bardziej czują się samotne po zakończeniu orgiastycznego doznania, po
czym pojawia się potrzeba .powtarzania go z coraz większą częstotliwością i siłą. Jedynie
nieznacznie różni się od tego uciekanie się do orgiastycznych doznań seksualnych. W
pewnym sensie jest to naturalna i normalna forma przezwyciężania poczucia samotności i
stanowi częściowe rozwiązanie problemu izolacji. Jednakże u wielu osobników, którzy nie
mogą osiągnąć w inny sposób ulgi w cierpieniu osamotnienia, dążenie do seksualnego
orgazmu pełni funkcję nie różniącą się wiele od ucieczki w alkoholizm czy narkomanię. Staje
się ono desperacką próbą ratunku przed niepokojem zrodzonym z osamotnienia, co w
rezultacie prowadzi do coraz bardziej zwiększającego się uczucia izolacji, jako że akt
seksualny, w którymjwaki_uczucia,_ nie może przerzucić mostu nad przepaścią dzielącą
dwoje ludzi, chyba tylko na bardzo krótki okres czasu.
Wszystkie formy orgiastycznego zespolenia majÄ… trzy cechy charakterystyczne: sÄ… silne. a
nawet gwałtowne;ipbejmują całą osobowość, zarówno psychikę, jak i ciało są przemijające i
okresowe. Coś wręcz przeciwnego można powiedzieć o tej formie zespolenia, która jest o
wiele częstszym rozwiązaniem wybieranym przez człowieka w przeszłości i obecnie: jest to
zespolenie oparte na dostosowaniu się do grupy, do jej zwyczajów, praktyk i wierzeń. I tu
znowu widzimy znaczny postęp.
W społeczeństwie pierwotnym grupa jest nieliczna; składa się z jednostek związanych
wspólnotą krwi i ziemi. W miarę rozwoju kultury grupa powiększa się; staje się
zbiorowiskiem obywateli polis, zbiorowiskiem obywateli wielkiego państwa, członków
Kościoła. Nawet ubogi Rzymianin odczuwał dumę, ponieważ mógł powiedzieć: „Civis
romanus sum." Rzym i imperium były jego rodziną, jego domem, jego światem. Również i w
dzisiejszym społeczeństwie zachodnim zespolenie z grupą jest dominującym sposobem
przezwyciężenia osamotnienia. Dzięki zespoleniu w znacznym stopniu znika własna
osobowość i to właśnie jest celem przynależności do stada. Jeżeli jestem taki sam jak wszyscy,
jeżeli czuję i myślę w sposób nie różniący mnie od innych, jeżeli dostosowuję się do
zwyczajów, ubioru i poglądów, do wzorca obowiązującego w grupie-jestem uratowany;
uratowany od przerażającego uczucia osamotnienia. Ustroje dyktatorskie zmuszają do
konformizmu groźbą i terrorem; kraje demokratyczne - perswazją i propagandą. Między tymi
dwoma systemami istotnie widać wielką różnicę. W demokracji niedostosowywanie się jest
możliwe i rzeczywiście się zdarza; w systemach totalitarnych natomiast można przyjąć, że
jedynie kilku niezwykłych bohaterów i męczenników odmówi posłuszeństwa. A jednak mimo
tej różnicy społeczeństwa demokratyczne wykazują ogromny stopień ujednolicenia. Przyczyny
tego szukać należy w fakcie, że potrzeba zespolenia musi być zaspokojona, a jeśli nie ma
innego lub lepszego sposobu, wówczas zaczyna dominować dążność dostosowania się do
stada, do zjednoczenia z nim. Siłę lęku, aby nie okazać się innym, aby nie oddalić się choćby
na kilka kroków od stada, można zrozumieć jedynie wówczas, gdy pojmie się, jak głęboka
jest potrzeba współuczestnictwa. Niekiedy ten lęk przed niedostosowaniem się można
tłumaczyć jako lęk przed praktycznymi niebezpieczeństwami, które by mogły grozić takiemu
nonkonformiście. W rzeczywistości jednak ludzie znacznie bardziej c h c ą się dostosowywać,
niż są do tego z m u s z a n i...
Wielu ludzi nawet nie zdaje sobie sprawy ze swej gotrzeby przystosowania. Żyją pełni
złudzeń, że postępują zgodnie ze swoimi przekonaniami i skłonnościami, że są
indywidualistami, że dochodzą do swoich poglądów drogą własnego rozumowania, że jedynie
dzięki przypadkowi ich koncepcje pokrywają się z koncepcjami większości. Powszechna
zgoda służy im za dowód, że te przekonania są słuszne. Ponieważ wciąż jeszcze istnieje
potrzeba odczuwania pewnej indywidualności, zostaje ona zaspokojona na polu mało
istotnych różnic; inicjały na torebce czy swetrze, wywieszka z nazwiskiem kasjera bankowego,
przynależność do partii demokratycznej zamiast do partii republikańskiej, do takiego, a nie
innego klubu - stają się wyrazem indywidualnych odrębności. Reklamowy slogan: „to jest
inne" - wyraźnie wskazuje na tę wzruszającą potrzebę odróżniania się, podczas gdy w
rzeczywistości już prawie nic z niego nie pozostało.
Ta wzrastająca tendencja do wyeliminowania różnic wiąże się ściśle z pojęciem i poczuciem
równości, jakie wzmaga się w najbardziej rozwiniętych społeczeństwach przemysłowych.
Równość w religijnym kontekście oznaczała, że wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, że wszyscy
posiadamy ten sam ludzko-boski pierwiastek, że wszyscy stanowimy jedność. Znaczyła ona
również, że należy szanować właśnie różnice pomiędzy ludźmi, że aczkolwiek jest prawdą, że