Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Słońce wstawało teraz na południowym wschodzie i nie wznosiło się zbyt wysoko ponad południowy horyzont, wkrótce znów rozpoczynając wędrówkę ku zachodowi. Każdej nocy nowa warstwa szronu osiadała na poprzedniej koronkowej lodowej pokrywie, blade, słabe słońce nie miało już bowiem dość mocy, by stopić to, co niosły ze sobą długie godziny ciemności.
Zmierzchało już niemal, gdy na oszronionej leśnej ścieżce pojawił się potężny Atan, zmierzając ku nim. Udał się wprost do królowej Betuany, pozdrowił ją, uderzając się pięścią w pierś, i przemówił. Betuana wezwała szybko Sparhawka i pozostałych.
- Wiadomość od Engessy Atana - oznajmiła z napięciem. -Wrogowie gromadzą się na wybrzeżu po wschodniej stronie muru.
- Trolle? - spytał natychmiast Vanion. Wysoki Atan potrząsnął głową.
- Nie, Vanionie panie - odparł. - Eleni, i to nie wojownicy. Ścinają drzewa.
- Aby ich użyć do wznoszenia fortyfikacji? - zapytał szybko Bevier.
- Nie, rycerzu kościoła. Związują je razem i rzucają na wodę.
- Budują tratwy? - spytał Tynian. - Ulacie, mówiłeś, że trolle boją się morza. Czy mogłyby użyć tratew, by przeprawić się wokół uskoku?
- Trudno rzec - odparł Thalezyjczyk o jasnych warkoczach. -Ghwerig skorzystał z łodzi, aby przebyć jezioro Yenne, musiał też chyba ukryć się na jakimś statku, by dotrzeć z Thalesii do Pelosii, gdy podczas wojny zemoskiej śledził króla Saraka. Jednakże Ghwerig nie przypominał innych trolli.
Ulath spojrzał na Atana.
- Czy budują te tratwy na północ od muru, czy też tu, po południowej stronie?
- Po tej stronie - wyjaśnił Atan.
- To raczej nie ma sensu - wtrącił Kalten.
- Według mnie żadnego - przyznał Ulath.
- Chyba powinniśmy sami się temu przyjrzeć, Sparhawku -oznajmił Vanion. - Atak na Betuanę zeszłego wieczoru stanowi dostateczny dowód, że Zalasta wie o naszym przybyciu, toteż wędrówka po lesie spełniła już swoje zadanie. Dołączmy zatem do Engessy i Klinga i dowiedzmy się, czy Sorgi dotarł już na brzeg. Zima zbliża się wielkimi krokami i sądzę, że powinniśmy załatwić sprawę z trollami, zanim słońce zajdzie na dobre.
- Zajmiesz się tym, o boska? - spytał Aphrael Sparhawk. -Poprosiłbym Bhelliom, ale jak dotąd tak świetnie sobie radziłaś, że nie chciałbym, abyś pomyślała, że cię krytykuję, wzywając pomoc.
Oczy Aphrael zwęziły się.
- Nie pozwalaj sobie zanadto, Sparhawku - rzuciła złowieszczym tonem.
* * *
Sparhawk nigdy nie miał pewności, czy Aphrael w jakiś sposób przeniosła ich podczas nocy, czy też sprawiła, że pokonali cały dystans pomiędzy chwilą, gdy wskoczyli na siodła, a momentem, kiedy wierzchowce postawiły pierwszy krok. Bogini--dziecko była zbyt zręczna, by dało się ją przyłapać na manipulacjach, jeśli sama tego nie chciała.
Sterczące przed nim wzgórze było tym samym pagórkiem, który leżał na północny zachód od ich ostatniego obozowiska, kiedy zaszło słońce - albo przynajmniej tak się zdawało; gdy jednak jakieś pół godziny po opuszczeniu obozu dotarli na szczyt, zamiast rozległej, ciągnącej się po horyzont puszczy ujrzeli przed sobą długą piaszczystą plażę i szary jak ołów przestwór Morza Tamulskiego.
- Szybko nam poszło - zauważył Talen, rozglądając się wokół.
Nikt nie wytłumaczył zadowalająco Sparhawkowi, skąd Talen wziął się między rycerzami. Podejrzewał jednak Aphrael. Łatwo było podejrzewać ją o takie rzeczy i bardzo często okazywało się, że przypuszczenia te mają bardzo solidne podstawy.
- Ktoś jedzie ku nam plażą - mruknął Ulath, wskazując maleńką postać zmierzającą ku nim z północy, tuż nad wodą.
- Khalad. - Chłopak wzruszył ramionami.
- Skąd wiesz?
- To mój brat, panie Ulacie. Poza tym poznaję jego płaszcz. Zjechali ze wzgórza. Po chwili kopyta koni zaczęły grzęznąć
w piasku.
- Co was zatrzymało? - spytał Sparhawka Khalad.
- Ja też się cieszę, że cię widzę, Khaladzie.
' - Nie próbuj żartować, Sparhawku. Od dziesięciu dni usiłuję powstrzymać Engessę i jego Atanów od opłynięcia urwiska. Chcą sami zaatakować trolle. Jak tam plan Stragena?
- Trudno powiedzieć - odparł Talen. - Podczas Święta Plonów byliśmy już w drodze. Znam jednak dostatecznie dobrze Stragena i Caaladora, by wiedzieć, że większość ludzi, na których im zależało, zapewne już nie żyje. Spóźniliśmy się nieco, bo chcieliśmy się upewnić, że szpiedzy Zalasty dostrzegą nasze przybycie. Pomyśleliśmy, że w ten sposób odwrócimy jego uwagę od knowań morderców Caaladora.
Khalad mruknął potakująco.
- Czy trolle zbierają się gdzieś w pobliżu? - spytał Ulath.
- Z tego, co wiemy, wszystkie zgromadziły się wokół opuszczonej wioski Tzada po drugiej stronie granicy Atanu - wyjaśnił giermek. - Przez jakiś czas próbowały wspiąć się na mur, ale potem się wycofały. Engessa rozstawił zwiadowców na krawędzi urwiska. Da nam znać, jeśli trolle ruszą z miejsca.
- Gdzie są Engessa i Kring? - zainteresował się Vanion.
- Jakąś milę w głąb plaży, mój panie. Obóz rozbiliśmy w lesie. Tikume dołączył do nas pięć dni temu. Przyprowadził ze sobą kilka tysięcy wschodnich Peloich.
- To powinno pomóc - wtrącił Kalten. - Peloi podchodzą do wojen z ogromnym zapałem.
- Słychać coś o Sorgim? - chciał wiedzieć Sparhawk.
- Wymacuje drogę między rafami - odparł Khalad. - Wysłał przodem łódź, by uprzedzić nas o swoim przybyciu.
- O co chodzi z tymi tratwami? - zapytał Vanion.
- To nie tratwy, mój panie, ale fragmenty pływającego mostu.
- Mostu? Prowadzącego dokąd?
- Nie jesteśmy pewni. Trzymaliśmy się z tyłu, aby budujący go edomscy chłopi nie dostrzegli naszej obecności.
- Co robią Edomczycy po tej stronie kontynentu? - spytał ze zdumieniem Kalten.
- Budują most, panie Kaltenie. Nie słuchałeś mnie? Stary przyjaciel Talena, Amador - czy też Rebal, albo jak tam go zwą - udaje, że nimi dowodzi. Ale jest tam też Incetes, i to on wszystkim kieruje. Wykrzykuje rozkazy w archaicznym eleń-skim i rozwala czaszki wszystkim, którzy go nie rozumieją albo nie reagują dość szybko.