Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
W strefie nieważkości poruszał się z łatwością i nieświadomym wdziękiem, właściwym ludziom w bardzo podeszłym wieku.
Kiedy jednak schodził po zboczu cylindrycznego świata, mijając hotele i niskograwitacyjne sklepy dla turystów, coraz ciężej wspierał się na masywnej głowie towarzyszącego mu robota. Razem zeszli na płaski teren porośnięty rzędami prastarych drzew. Beczkowaty robot-pielęgniarz pobrał próbkę krwi z pozbawionej czucia nogi Lindsaya. Kiedy szli zasypaną liśćmi ścieżką, automat zaczął analizować krew i przetwarzać dane.
Republika stała się królestwem półmroku. Przenikające przez zielone sklepienie promienie słońca kładły się na ziemi mozaiką plamek. W ciszy rozbrzmiewały ptasie trele. Miejscowi neotenicy w wystudiowanych, skrojonych na antyczną modłę strojach wylegiwali się na omszałych kamiennych ławkach, podczas gdy ich podopieczni – podstarzali kształcerze i nikomu niepotrzebni mechaniści – dreptali w zachwycie po lesie.
Lindsay przystanął na chwilę, dysząc ciężko; ukryty pod ciemnoniebieskim płaszczem biokirys niezmordowanie pompował mu powietrze do płuc. Workowate spodnie i ortopedyczne buty pomagały ukryć protezy nóg. Nad jego głową ciągnęła się za lekkolotem smuga szarego popiołu, opadając na zielone korony drzew.
Nikt nie zwracał na Lindsaya uwagi. Wyhaftowane na płaszczu kałamarnice i ryby głębinowe pozwalały rozpoznać w nim gościa z CircumEuropy, ale przybył do Republiki incognito.
Złapał oddech i ruszył w stronę dworu Tylerów, gdzie miał umówione spotkanie z Constantine'em.
Dworek został rozbudowany. Za obrośniętym bluszczem murem wyrosły nowe rezydencje, tworzące cały kompleks przytułków i domów opieki. Mimo działań Zachowawców z biegiem lat wpływy świata zewnętrznego zaznaczały się w Republice coraz wyraźniej. Główne źródło dochodu w państwie stanowiły szpitale i domy pogrzebowe. Ci, których dało się uratować, mogli liczyć na rehabilitację; ci, dla których nie było już żadnej szansy – na spokojne przejście na tamten świat.
Lindsay przeszedł przez dziedziniec pierwszego szpitala. Grupa krwawników opalała się na słońcu, czekając ze zwierzęcą cierpliwością, aż odrośnie im skóra. Dalej znajdował się następny gmach i następne podwórze, na którym grupa strażników otoczyła dwoje wzorcowców. Wzorcowcy zamiatali ziemię gałązkami, a ich zdeformowane głowy niemal się stykały. Jeden podniósł na chwilę wzrok i Lindsay dostrzegł w jego oczach przebłysk lodowatej logiki paranoika.
Schludnie ubrani pielęgniarze przeprowadzili Lindsaya przez bramę majątku Tylerów. Margaret Juliano od lat już nie żyła, Lindsay zaś rozpoznał w nowym dyrektorze ośrodka jednego z jej superinteligentnych studentów.
Dyrektor przywitał się z nim na trawniku przed budynkiem. Jego twarz zdradzała spokojną pewność siebie, cechującą serotonistów zen.
– Wszystko przygotowałem na pańskie spotkanie ze strażnikiem Pongpianskulem – powiedział.
– To znakomity pomysł – przyznał Lindsay. Neville Pongpianskul również nie żył, ale wypominanie tego byłoby źle widziane. Zgodnie z rytuałem obowiązującym w Radzie Pierścieni Pongpianskul „zwiądł", zostawiając po sobie zaprogramowaną sieć przemówień, oświadczeń, nagranych wystąpień i przypadkowych telefonów. Neotenicy nie zawracali sobie głowy wyborem nowego strażnika, co oszczędzało im licznych kłopotów.
– Pozwoli pan się oprowadzić po muzeum? – spytał dyrektor. – Nasza świętej pamięci kuratorka, Alexandrina Tyler, pozostawiła nam niezrównaną kolekcję lindsayanów.
– Może później. Czy wielki kanclerz Constantine przyjmuje gości?
Constantine był w ogrodzie różanym. Leżał w fotelu nieopodal pszczelego ula i wpatrywał się w słońce sztucznymi oczyma. Mimo że zapewniono mu najlepszą opiekę, czas nie obszedł się z nim łaskawie. Długie lata spędzone w naturalnej grawitacji doprowadziły do rozwoju mięśni, które dziwacznymi węzłami i wypukłościami rysowały się na jego delikatnych kościach.
W odbitym świetle słonecznym Republiki nie było ultrafioletu, ale Constantine i tak się opalił; na jego nagiej, starej skórze pojawiły się purpurowe i niebieskie cętki, podobne do znamion. Stracił większość włosów, w strategicznych punktach jego czaszki widniały liczne zgrubienia. Kuracje odmładzające były głębokie, wyczerpujące, ale skuteczne.
Odwrócił się, słysząc poskrzypywanie protez Lindsaya. Źrenice jego oczu miały różne rozmiary. Widać było, jak się rozszerzają, próbując uchwycić ostrość.