Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– No jasne.
– Kapralu Gesler, ilu masz ludzi? – zapytała Nadir, nie spuszczając wzroku z Silandy.
– Razem ze mną, trzech.
– A załoga statku?
– Nie żyje.
Gdyby historyk nie był taki zmęczony, z pewnością usłyszałby w tej odpowiedzi nutę ironii.
Ośmiuset jeźdźców z Klanu Głupiego Psa skleciło pośrodku polany trzy korrale, a potem zajęło się budową umocnień. Zwiadowcy wysłani do lasu na zachód wrócili niemal natychmiast z wiadomością, że nadciągają już jeźdźcy Korbolo Doma. Pierwsza linia obrońców przygotowała broń, podczas gdy reszta wojowników nie przerywała pracy.
Duiker zsiadł z konia tuż obok baldachimu, podobnie jak Nadir. Do Chmury i Geslera dołączył Prawda. Duiker zauważył, że skóra wszystkich trzech żołnierzy ma taki sam brązowy odcień. Żaden z nich nie miał brody, a głowy pokrywały im krótkie, odrastające włosy.
Choć myśli wypełniał mu cały chór pytań, historyk nie spuszczał wzroku z Silandy.
– Z waszych żagli nic nie zostało, kapralu. Chcesz mi wmówić, że we trzech dajecie sobie radę z wiosłami i sterem?
Gesler zwrócił się w stronę Chmury.
– Przygotuj broń. Ci Wickanie są zmęczeni do szpiku kości. Prawda, do łodzi. Możliwe, że będziemy musieli w te pędy zabierać stąd tyłki. – Ponownie spojrzał na historyka. – Można by powiedzieć, że Silanda płynie sama. Ale chyba nie ma teraz czasu tego tłumaczyć. Wygląda na to, że ta obdarta banda Wickan ma za chwilę stoczyć swą ostatnią bitwę. Moglibyśmy zabrać pewnie ze stu, pod warunkiem, że nie jesteście zbyt wybredni, jeśli chodzi o towarzystwo...
– Kapralu – warknął Duiker – ta „obdarta banda” wchodzi w skład Siódmej Armii. Jesteście żołnierzami piechoty morskiej...
– Straży Przybrzeżnej. Pamiętasz? Oficjalnie nie jesteśmy częścią Siódmej Armii. Możesz sobie nawet być dawno zaginionym bratem Kulpa, ale jeśli masz zamiar przemawiać do mnie tym tonem, to lepiej mi wyjaśnij, w jakich to tragicznych okolicznościach zgubiłeś mundur. Wtedy może ci uwierzę i zacznę cię tytułować. A może ci nie uwierzę i dostaniesz w nocha.
Duiker zamrugał.
Mam wrażenie, że już raz przez to przechodziłem.
– Jesteście żołnierzami piechoty morskiej – kontynuował powoli – i pięść Coltaine może się zainteresować waszą opowieścią. Ja również, jako historyk imperialny. Oddziały Straży Przybrzeżnej miały główną kwaterę w Sialku, co znaczy, że waszym dowódcą jest kapitan Cichacz. Z pewnością on również zechce wysłuchać waszego raportu. I, na koniec, podąża tu reszta Siódmej Armii i jeszcze dwa klany Wickan, a wraz z nimi prawie czterdzieści pięć tysięcy uchodźców. Panowie, bez względu na to, w jaki sposób tu trafiliście, wróciliście w szeregi imperialnej armii.
Chmura podszedł do Duikera i przyjrzał się mu uważnie.
– Kulp miał mnóstwo do powiedzenia na twój temat, historyku, ale jakoś sobie nie przypominam żadnej pochlebnej opinii. – Zawahał się na moment, po czym ułożył sobie kuszę na jednej ręce i wyciągnął drugą, muskularną i bezwłosą. – Mimo to marzyłem o chwili, gdy spotkam sukinsyna, który nas w to wszystko wpakował. Żałuję tylko, że nie ma z nami pewnego upierdliwego staruszka, żebym mógł pokrajać go na plasterki i wepchnąć ci je do gardła.
– To był wyraz wielkiej sympatii – wycedził Gesler.
Duiker zignorował wyciągniętą dłoń i żołnierz po chwili cofnął ją, wzruszając ramionami.
– Muszę się dowiedzieć, co się stało z Kulpem – wyszeptał historyk.
– Też byśmy chcieli to wiedzieć – burknął Chmura.
Dwóch wodzów klanu przyszło porozmawiać z Nadir. Zmarszczyła brwi na ich słowa.
Duiker oderwał wzrok od żołnierzy.
– Co się dzieje, Nadir?
Skinęła dłonią i wodzowie odeszli.
– Konnica rozbija obóz niespełna trzysta kroków stąd w górę rzeki. Wróg nie przygotowuje się do ataku. Zaczął ścinać drzewa.
– Drzewa? Urwiska na obu brzegach są wysokie.
Nadir skinęła głową.
Może chcą po prostu zbudować palisadę, a nie pływający most, który byłby tu bezużyteczny. Chyba nie liczą na to, że przerzucą most nad wąwozem?
– Moglibyśmy podpłynąć tam łodzią, żeby się temu przyjrzeć – zaproponował stojący za ich plecami Gesler.
Nadir odwróciła się, przeszywając kaprala twardym wzrokiem.
– Co się stało z waszym statkiem? – zapytała rozgorączkowanym tonem.
Gesler wzruszył ramionami.
– Trochę się przysmażył, ale utrzyma się na wodzie.
Wpatrywała się weń bez słowa.
Kapral skrzywił się, wsunął rękę pod nadpaloną kurtkę i wydobył stamtąd kościany gwizdek, który miał zawieszony na szyi.
– Załoga nie żyje, ale to nie przeszkadza jej w pracy.
– Do tego wszyscy mają poucinane łby – wtrącił Chmura, zaskakując historyka radosnym uśmiechem. – Zawsze powtarzałem, że dobrych marynarzy nic nie powstrzyma.
– To głównie Tiste Andii – dodał Gesler. – Jest wśród nich tylko garstka ludzi. I kilku innych, w kajucie... Chmura, jak ich nazywał Heboric?
– Tiste Edur, kapralu.
Gesler pokiwał głową, skupiając swą uwagę na historyku.
– Wydostaliśmy z Kulpem Heborica z wyspy, tak jak tego chciałeś. Jego i dwoje innych. Zła wiadomość brzmi tak, że straciliśmy ich podczas szkwału...
– Wypadli za burtę? – wychrypiał Duiker. Jego myśli ogarnął wir. – Zginęli?
– Nie mamy pewności – uspokajał go Chmura. – Nie wiemy, czy po wyskoczeniu za burtę znaleźli się w wodzie. Rozumiesz, statek się fajczył. Może płynęliśmy wtedy po mokrych falach, a może nie.