Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Moerisy oryginalne.
Boroñ przy³o¿y³ rêkê do daszka czapki:
- Dziêkujê piêknie. Æmiê tylko fajkê.
- Szkoda, bo dobre.
Podró¿ny zapali³ sam papierosa i wróci³ do coupe.
16
Konduktor uœmiechn¹³ siê szydersko za odchodz¹cym.
- Hê, hê, hê! Coœ przeczu³! Tylko za prêdko siê uspokoi³. Nie gadaj, brachu, hop, boœ jeszcze nie przeskoczy³.
Lecz szczêœliwe skrzy¿owanie trochê go zaniepokoi³o. Szansê wypadku zmniejszy³y siê o jedn¹.
A ju¿ by³y trzy kwadranse na dziesi¹t¹ - za 15 minut mieli stan¹æ w Groniu, u kresu jazdy. Po drodze nie by³o ju¿ ¿adnego mostu, który by móg³ siê zawaliæ; jedyny poci¹g z przeciwnej strony, z którym by ewentualnie mog³o zajœæ zderzenie, szczêœliwie wyminiêto. Nale¿a³o chyba spodziewaæ siê wykolejenia lub te¿ jakiejœ katastrofy na samej stacji.
W ka¿dym razie prognoza Smolucha musia³a siê sprawdziæ - on za to rêczy³, on, starszy konduktor Boroñ.
Tu chodzi³o nie o ludzi, nie o poci¹g ani o ca³oœæ jego w³asnej ma³ej osoby, lecz o nieomyl-noœæ bosego widziad³a. Boroniowi zale¿a³o niezmiernie na utrzymaniu powagi Smolucha wobec sceptycznych konduktorów, na zachowaniu jego presti¿u w oczach niedowiarków.
Koledzy, którym parê razy opowiada³ o tajemniczych jego odwiedzinach, brali sprawê z humorystycznego punktu widzenia, t³umacz¹c ca³¹ historiê przywidzeniem lub co gorsza, zala-niem pa³y. Zw³aszcza to ostatnie przypuszczenie bola³o bardzo, ile ¿e nigdy nie pija³. Kilku uwa¿a³o Boronia za przes¹dnego bzika i pomyleñca. Tote¿ w grê wchodzi³ poniek¹d jego honor i zdrowy ludzki rozum. Wola³ sam kark skrêciæ, ni¿ prze¿yæ fiasko Smolucha...
Brakowa³o dziesiêæ minut do dziesi¹tej. Dopali³ fajki i po schodach wszed³ na szczyt wozu do oszklonej zewsz¹d budki. St¹d, z wysokoœci „bocianiego gniazda”, le¿a³a za dnia przestrzeñ jak na d³oni. Teraz œwiat nurza³ siê w grubych ciemnoœciach. Od okien wozów odpada³y plamy œwiate³, przegl¹daj¹c zbocza nasypu ¿ó³tymi oczyma. Przed nim, w odleg³oœci piêciu wagonów, rozsiewa³a maszyna krwawe kaskady iskier, oddycha³ komin bia³oró¿owym dymem. Czarny, dwudziestoprzegubowy w¹¿ po³yskiwa³ ³uskami boków, zion¹³ ogniem pasz-czy, oœwietla³ drogê otoczami œlepiów. W oddali majaczy³a ju¿ zorza dworca.
Jakby czuj¹c bliskoœæ upragnionej przystani, dobywa³ poci¹g wszystkich si³ i podwaja³ chy-
¿oœæ. Ju¿ mign¹³ jak majak sygna³ szyby dystansowej, nastawiony na wolny przejazd, ju¿
wita³y przyjaŸnie podane ramiona semaforów. Szyny zaczê³y siê powielaæ, krzy¿uj¹c w po-setne linie, k¹ty, ¿elazne przeploty. Na prawo i lewo wypada³y z mroków nocy niby na spotkanie latarki zwrotnic, wyci¹ga³y szyje stacyjne ¿urawie, studnie, ciê¿arowe dŸwignie.
Wtem na parê kroków przed rozhukan¹ w pêdzie lokomotyw¹ zagra³ czerwony sygna³. Maszyna wyrzuci³a ze spi¿owej gardzieli urwany gwizd, zazgrzyta³y hamulce i poci¹g, powstrzy-many szalonym wysi³kiem kontrapary, zatrzyma³ siê tu¿ przed drug¹ zwrotnic¹.
Boroñ zbieg³ na dó³ i przy³¹czy³ siê do gromadki kolejarzy, którzy te¿ powysiadali, by zbadaæ powód przerwy w ruchu. Blokowy, który da³ znak ostrzegawczy, wyjaœni³ sytuacjê. Oto tor pierwszy, na który miano zajechaæ, by³ chwilowo zajêty przez towarowy. Trzeba by³o wiêc przerzuciæ zwrotnicê i puœciæ poci¹g na tor drugi. Zwyczajnie przeprowadza siê ten manewr w bloku, za pomoc¹ jednej z dŸwigni. Tymczasem podziemne po³¹czenie miêdzy nim a torami uleg³o jakiemuœ uszkodzeniu, tak ¿e blokmistrz musia³ dokonaæ przesuniêcia na przestrzeni. Spu-
œci³ wiêc tylko ³¹cznik ³añcuchowy w blokhauzie i przy pomocy klucza otworzy³ stawid³o. Teraz mia³ dostêp bezpoœredni do zwrotnicy i móg³ ju¿ skierowaæ szyny na tor w³aœciwy.
Uspokojeni funkcjonariusze powrócili do wagonów, by czekaæ na has³o wolnego przejazdu.
Boronia coœ przyku³o do miejsca. Wzrokiem b³êdnym patrzy³ na krwawy sygna³, jak odurzo-17
ny s³ucha³ chrzêstu przestawianych szyn.
- W ostatniej chwili zorientowali siê! W ostatnim niemal momencie, na jakich 500 metrów przed stacj¹! Wiêc Smoluch k³ama³?
Nagle zrozumia³ swoj¹ rolê. Szybko zbli¿y³ siê ku blokowemu, który za³o¿ywszy kolbê, przerzuca³ stawid³o i zmienia³ barwê sygna³u na zielon¹.
Za wszelk¹ cenê nale¿a³o odci¹gn¹æ tego cz³owieka od zwrotnicy i zmusiæ do opuszczenia stanowiska.
Tymczasem koledzy ju¿ dawali znaki do wymarszu. Od koñca poci¹gu sz³o ju¿ podawane z ust do ust has³o - „Jazda”!
- Zaraz! Czekaæ tam! - krzykn¹³ Boroñ.
- Panie zwrotniczy! - zwróci³ siê pó³g³osem do wyprê¿onego w postawie s³u¿bowej funkcjo-nariusza. - Tam na pañskim bloku widaæ jakiegoœ w³óczêgê!
Blokowy zaniepokoi³ siê. Wytê¿y³ wzrok w kiemnku ceglanego domku.
- Prêdzej! - podszczuwa³ Boroñ. - Ruszaj pan z miejsca! Gotów poprzerzucaæ dŸwignie, popsuæ przyrz¹dy!
- Jazda! Jazda! - brzmia³y zniecierpliwione g³osy konduktorów.